Witam Wszystkich
Kolejny rozdział za nami, jak zwykle opóźniony...
Zapraszam do czytania i komentowania
Pozdrawiam
♥Lilith♥
- Dziadek? Ale co? Jak? Przecież ty...jesteś...- Martwy? - przerwał jej wypowiedź. - Nie do końca.
Patrzyła na niego i nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim sądzić. Przecież była na jego pogrzebie. Tyle nocy przepłakała z tęsknoty za nim, a tymczasem on stał przed nią, jakby nigdy nic i do tego trzymał w ręce różdżkę. Różdżka! To nie mógł być jej dziadek, w końcu był mugolem. Ktoś się za niego przebrał, żeby zdobyć jej zaufanie! Niedoczekanie. Postanowiła jednak zagrać w jego grę.
- Później mi wszystko wyjaśnisz. Teraz trzeba zająć się mamą. Co, jeśli ten Śmierciożerca zrobił jej krzywdę? - podbiegła do nieprzytomnej rodzicielki, by po chwili ją opuścić i wejść do kuchni pod pretekstem.
Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu. Nie miała czasu, aby wejść na górę po różdżkę, więc musiała improwizować. Sięgnęła po nóż. Sprawę ułatwił jej fakt, że mężczyzna stał tyłem do niej. Podbiegła szybko do niego, dostawiając ostrze do gardła.
- Nie wiem, kim jesteś, ale na pewno nie moim dziadkiem. Nawet gdyby nie był martwy, to w dalszym ciągu pozostawał mugolem - powiedziała to tak chłodnym głosem, że ciarki przechodziły po całym ciele. Nie wiedziała nawet, że stać ją na taki ton.
- To oczywiste, że możesz mieć wobec mnie takie podejrzenia. W końcu nigdy nie powiedziałem ci całej prawdy. Z chęcią zrobiłbym to teraz, ale nie mamy na to czasu. Musimy stąd uciekać. Wiem, że mi nie ufasz, dlatego możesz zapytać mnie o cokolwiek, coś, co wie tylko nasza dwójka.
Wahała się przez chwilę. W końcu mógł w jakiś sposób zdobyć te informacje. Musiała zapytać o coś, co na pewno nie wyszło poza ich dwoje. Tylko o co? Po jego śmierci wiele rzeczy zostało powiedzianych. Z wyjątkiem jednej... Obiecali sobie, że będzie to ich tajemnicą na wieczność. Mimo że miała wtedy tylko sześć lat, wzięła tę obietnicę na poważnie. To mogło zadziałać.
- Kim była Stultitia?
Obserwowała jego reakcję. Odprężył się. Czyżby znał odpowiedź? Przecież to niemożliwe. Jej dziadek musiał być martwy. To wszystko było zbyt naciągane, by mogło być prawdziwe. W końcu, czy było możliwe, aby okazało się, że przez cały ten czas żył i na dodatek był czarodziejem?
- Nie sądziłem, że jeszcze to pamiętasz. Byłaś wtedy taka młoda... Jednak zawsze potrafiłaś zaskakiwać i widocznie zostało ci to aż do teraz.
- Przestań kręcić i odpowiedz na moje pytanie - zirytował ją. Czyżby sądził, że przekona ją samą gadką?
- Chodzi oczywiście o sowę. Uszatkę zwyczajną, o ile mnie pamięć nie myli.
Zamurowało ją. Już bezwiednie wypadł jej z dłoni. Tylko on mógł znać odpowiedź na to pytanie. To oni, razem znaleźli w lesie ranną sowę i zaopiekowali się nią w tajemnicy przed jej rodzicami, którzy panicznie bali się dzikich zwierząt. Przekonanie ich do spędzenia wakacji w posiadłości dziadka, znajdującej się w lesie, graniczyło z cudem. Gdyby dowiedzieli się o sowie, już nigdy nie pozwoliliby jej go odwiedzić.
- Jakim cudem? Przecież byłam na twoim pogrzebie, widziałam ciało - mówiła cicho, ale była na tyle blisko, aby usłyszał wyraźnie wypowiadane przez nią słowa.
- Nie teraz, musimy stąd uciec i zabrać ze sobą twoją matkę. Voldemort nie poddaje się tak łatwo.
Nie zdążyła go nawet zapytać o to, skąd zna Voldemorta. Złapał ją za rękę, w drugą ujął dłoń jej matki i deportował ich w niezidentyfikowane miejsce. Pomieszczenie nie posiadało okien, jego jedynym źródłem oświetlenia były pochodnie na ścianach. Wyglądało na sypialnię. Jej dziadek położył nieprzytomną Jane Granger na łóżku pod ścianą i zaczął badać jej stan zaklęciami. Z każdą chwilą na jego twarzy pojawiało się coraz większe zdenerwowanie. Hermiona mogła się tylko domyślać, czym było spowodowane. W pewnym momencie ciszę przerwał mężczyzna:
- Zabiję skurwysyna. Obu ich zabiję...
W ciągu całego swojego życia nie słyszała, aby chociaż raz, jej dziadek przeklinał. Sprawa musiała być naprawdę poważna. A to mogło oznaczać, że z jej mamą jest bardzo źle...
- Co się stało? - zapytała drżącym głosem.
- Ten Śmierciożerca rzucił na nią jakąś klątwę. Dopóki nie dowiem się jaką, ona się nie obudzi - jego wypowiedź była rzeczowa, ale nie zdołał ukryć nutki paniki. - W tym momencie żadne z nas się jej nie przyda. Poza tym zasługujesz na wyjaśnienia, długie wyjaśnienia.
Odwrócił się i wyszedł z pokoju, a Gryfonka ruszyła za nim. Szli zacienionym korytarzem, aż dotarli do pomieszczenia przypominającego salon. Tam również nie dostrzegła żadnych okien, a źródłem światła były płomienie z kominka. Mężczyzna usiadł w czarnym fotelu i wskazał jej ręką drugi. Bez słowa zajęła miejsce.
- Od czego chciałabyś, żebym zaczął? - zapytał.
- Najpierw powiedz mi, co dokładnie dzieje się z mamą - zauważyła, że lekko się spiął.
- Już mówiłem. Śmierciożerca ją przeklął. Nie wiem jeszcze czym, to musi być jakaś nowa klątwa. Jeśli nie polepszy się jej, skontaktuję się z moim przyjacielem. On lepiej zna się na takich rzeczach.
- Jakim przyjacielem? - nie sądziła, że uzyska odpowiedź na to pytanie, ale wolała spróbować.
- Dowiesz się, jeśli będzie to konieczne. Nie wcześniej - tak jak myślała. - Jakieś inne pytania?
- Jakim cudem żyjesz? - Chciała zadać to pytanie od samego początku tej rozmowy. Jednak uznała, że życie Jane jest ważniejsze.
- Istnieje pewna starożytna klątwa. Bardzo trudna do rzucenia, a jeszcze trudniej poznać jej formułę, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Sprawia ona, że bliscy osoby, na którą rzuci się to zaklęcie, uważają, że jest ona martwa. To okrutne zaklęcie. Zostało stworzone przez czarnoksiężnika tysiące lat temu. Niestety musiałem z niej skorzystać, w tamtym czasie był to jedyny sposób, aby zmylić przeciwnika.
- Jakiego przeciwnika? Od kiedy ty wiesz coś o klątwach? Jesteś czarodziejem? - nie mogła powstrzymać się zarzucenia go pytaniami. Nie wiedziała, jak ma rozumieć to, co słyszy.
- Żeby ci to wyjaśnić, muszę opowiedzieć wszystko, co wiem o naszych przodkach. - dała mu znać, aby zaczynał - Musisz wiedzieć, że to tylko strzępy historii i nie wszystko może okazać się wiarygodne. Z tego, co wiem, wszystko zaczęło się od przepowiedni. Na początku nikt nie wiedział, kogo ona dotyczy, dopiero jakieś dwa tysiące lat temu nasi przodkowie rozszyfrowali jej fragment i uznali, że właśnie do nich się odnosi. Dopiero później okazało się, że chodzi o kogoś z przyszłych pokoleń. Na razie nie będę przytaczał treści tej przepowiedni, poznasz ją w swoim czasie. Musisz wiedzieć tylko, że pojawia się tam motyw panowania nad śmiercią. Nie to jest jednak teraz ważne. Powinnaś zrozumieć, że jesteśmy jednym z najstarszych rodów czystej krwi...
- Co?! Przecież mama i tata są mugolami... Prawda?
- Nie są. Nigdy nie byli. W czasie pierwszej wojny z Voldemortem stanęli po jego stronie, a właściwie twój ojciec. Ukryłem ich, ale wcześniej złamałem różdżki. Mieli zamieszkać między mugolami, stać się jednymi z nich. Teraz żałuję, że im pomogłem. Twój ojciec powinien zgnić w Azkabanie!
- Nie mówisz poważnie.
- Gdyby nie on, Jane nie leżałaby teraz nieprzytomna. Zdajesz sobie sprawę z tego, że on chciał cię zabrać do swojego Pana? Miał nadzieję, że mu się w ten sposób przypodoba.
Hermiona była zszokowana. Nie wiedziała, czy powinna zaufać słowom człowieka, który zmistyfikował własną śmierć. Jednak w głowie miała Śmierciożercę z ich domu. Znał imię jej ojca. Co więcej, mówił o nim jakby się dobrze znali. Czyżby całe życie spędziła w kłamstwie.
- Zdaję sobie sprawę, że trudno ci w to wszystko uwierzyć, ale taka właśnie jest prawda. Musisz mi zaufać.
- Ufam ci... - powiedziała bez zastanowienia. Jednak, czy naprawdę tak było?
- Wracając, do opowieści. Jesteśmy starym rodem, ale mamy najwięcej dziur w przeszłości. Czasami brakuje całych wieków. Przez to jest problem z ustaleniem, do którego pokolenia dokładnie nawiązuje proroctwo. Jak do tej pory najwięcej informacji zdobył mój dziadek. To on odkrył, że odpowiedzi kryją się gdzieś w Hogwarcie. Jednak ani mojej matce, ani mnie nie udało się nic tam znaleźć. Najprawdopodobniej komuś z naszej rodziny zależało na tym, aby zniknąć. I tu pojawia się nasz nieprzyjaciel. Przypuszczamy, że jest to jakaś grupa wampirów, która istnieje od dawna. Kiedy zobaczysz przepowiednię, zrozumiesz dlaczego. W każdym razie dwa lata temu przyczepił się do mnie taki jeden. Nie mogłem ryzykować, że trafi na wasz trop. Poza tym nie mogłaś się dowiedzieć prawdy o swoim pochodzeniu.
- A teraz już mogę?
- Teraz sytuacja uległa zmianie. Z moim przyjacielem doszliśmy do wniosku, że może chodzić o ciebie. Dlatego bezpieczniej będzie, jeśli będziesz wiedziała, czego się spodziewać.
- Zdajesz sobie sprawę z tego jak nierealnie to wszystko brzmi?
- Też tak zareagowałem, gdy usłyszałem tę historię po raz pierwszy. Jednak wkrótce sama zrozumiesz, że to nie są żarty.
- Swoją drogą. To jak naprawdę brzmi nasze rodowe nazwisko?
- Granger
- Chwila, że jak? Przecież to nazwisko mojego ojca, a ty jesteś...
- To nazwisko nadałem twoim rodzicom, gdy ich ukrywałem. Nigdy nie należało do twojego ojca. Wykorzystałem je, ponieważ z biegiem lat niemal zupełnie zniknęło z magicznego świata. Mój dziadek odkrył je, podczas swoich poszukiwań.
Próbowała przetrawić to wszystko, co właśnie usłyszała. Im dłużej nad tym myślała, tym, o dziwo, bardziej zdawało się to wiarygodne. Zaczęła nawet utożsamiać się z myślą, że pochodzi z magicznej rodziny.
- Na dzisiaj starczy. Jest już późno, a my będziemy mieli całe święta na rozmowy - popatrzyła na niego zaskoczona - Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci stąd odejść? Nie po to ratuję życie swojej wnuczce, żeby pozwolić jej się potem narażać.
- A co z moimi wszystkimi rzeczami? Nie zdążyłam nawet zabrać ze sobą różdżki...
- O to nie musisz się martwić. Jutro wszystkie twoje rzeczy będą tutaj.
***
Nie miał pojęcia, dlaczego się na to wszystko zgodził. A raczej wiedział, tylko zaczął żałować, gdy tylko przekroczył próg tego domu. Cały czas panowała ta niezręczna cisza. Zaczynał od niej zwariować. Najchętniej uciekłby stamtąd jak najdalej. Nie mógł jednak zrobić tego kobiecie, która tyle dla niego zrobiła. Traktowała go jak syna. Bał się zobaczyć rozczarowanie na jej zmęczonej twarzy. To było jedyną przyczyną podjęcia przez niego takiej, a nie innej decyzji.
Teraz Harry Potter siedział naprzeciwko swojego byłego przyjaciela i nie potrafił nawet na niego zerknąć. Zresztą jak większość rodziny tego rudego osobnika. Miał wyrzuty sumienia, że zniszczył im święta. Nie mógł niestety nic poradzić na wybuchowy charakter Ginny...
Gdy tylko wyszedł z pociągu, podeszła do niego pani Weasley. Była ostatnią osobą, z którą chciał mieć do czynienia w tamtym momencie. Już wcześniej zdecydował, że odejdzie niezauważony w miejsce, w którym umówił się z Remusem, a stamtąd na Grimmauld Place i święta spędzi samotnie. Na ten moment było to najlepszym wyjściem. Nie przewidział jednak, że zostanie zaatakowany przez tę kobietę.
- Harry, kochaneczku! Jak dobrze cię widzieć. Mam nadzieję, że spędzisz te święta jak zwykle z nami. - mówiła, jednocześnie ściskając go na powitanie.
- Pani Weasley, cieszę się, że panią widzę. Jeśli chodzi o święta, to...
- Harry z wielką przyjemnością spędzi je z nami! - weszła mu w słowo ruda manipulantka. Od dłuższego czasu musiała to planować.
- To wspaniale! - ucieszyła się jej matka. - Wszystko jest oczywiście gotowe, spodziewałam się, że do nas dołączysz...
Harry jednak nie słuchał jej tyrady. Patrzył na Ginny, która miała minę niewiniątka. Zaczął się godzić z nową wizją świąt, gdy dostrzegł wściekłego Rona, podążającego w ich kierunku. Z daleka trudno było rozróżnić, gdzie kończy się jego twarz i zaczynają włosy.
- Rodzinę też chcesz mi odebrać, zdrajco?!
- Ronaldzie! Jak ty się wypowiadasz o Harrym?! - wszyscy przyglądali się rudzielcowi, oczekując na jego wyjaśnienia, on jednak zignorował słowa swojej rodzicielki.
- Nie wystarczy ci ona, co? Ich też chcesz zabrać? - nikt nie podejrzewał nawet, że stać go na tak wypruty z emocji głos.
- Nikogo nie próbuję ci odebrać. Właśnie miałem odmówić... - po raz kolejny jednak, niedane mu było skończyć.
- Kłamiesz! A ja ci nie pozwolę, nie będą uczestnikami twoich gierek. Pożałujesz, że kiedykolwiek próbowałeś... - i w tym momencie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Mała pięść wylądowała na jego twarzy z taką siłą, że aż się zachwiał.
- Jak śmiesz?! Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobił! Odzywasz się tak do człowieka, którego mieniłeś przyjacielem, w imię czego? Twojej urażonej dumy? I ty się dziwisz, że Hermiona wybrała Harry'ego zamiast ciebie? Brzydzi mnie twój widok - Ginny Weasley wyrzuciła z siebie wszystko, co ukrywała od kilku tygodni. I wyraźnie czuła się z tym lepiej. Nie przejmowała się nawet szokiem, wymalowanym na twarzach jej rodziców.
- Ginny...
- Nie waż się do mnie tak zwracać. To forma przeznaczona dla rodziny i przyjaciół. Dopóki nie przeprosisz Harry'ego i Hermiony, nie jesteś moim bratem.
Odwróciła się ostentacyjnie i biorąc Wybrańca pod rękę, ruszyła przed siebie. Potter, jak i większość zebranych słyszała reprymendę skierowaną do Ronalda od jego rodziców. Nie odwrócili się jednak.
Oczywiście Ron w dalszym ciągu go nie przeprosił. W Norze panowała atmosfera tak napięta, jak jeszcze nigdy. Jedynymi osobami, które odzywały się do rudzielca, byli jego rodzice. Zawsze były to polecenia, wypowiadane rzeczowym tonem.
Wybraniec był zły na byłego przyjaciela, ale nie chciał takiego obrotu spraw. To dlatego zamierzał spędzić święta samotnie. Męczył go widok Rona, który z każdym dniem wydawał się coraz bardziej przybity.
Martwiła go jeszcze jedna sprawa. Od kilku dni nie otrzymał żadnego listu od Hermiony. Zaczęło go to niepokoić. Zawsze jako pierwsza odpisywała na jego wiadomości. Jednak gdyby było to coś poważnego, znalazłaby sposób na skontaktowanie się z nim. Prawda?
Siedział na łóżku w pokoju Billa i Charliego. Z jakiegoś powodu obaj nie dali radę przyjechać na święta, więc był cały tylko dla niego. W pewnym momencie usłyszał nieśmiałe pukanie w drzwi.
- Proszę - powiedział cicho.
Już myślał, że to wszystko mu się przesłyszało, gdy do pokoju weszła najmniej oczekiwana persona. Wysoki, rudy chłopak, ze spuszczoną głową, stał niepewnie. Wyglądało na to, że zmaga się sam ze sobą.
- Wiem, że nie cieszy cię mój widok, ale uważam, że powinniśmy porozmawiać.
- Mów, co masz do powiedzenia - powiedział ostrzej, niż zamierzał.
- Zdaję sobię sprawę z tego, że nawaliłem i to bardzo. Nawet nie potrafię sobię wyobrazić, co czuliście z Hermioną po moim wybuchu, wtedy na korytarzu. Jestem największym idiotą na świecie, bo pozwoliłem odejść takim przyjaciołom jak wy, przez głupią zazdrość. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak zareagowałem. Zwłaszcza że... - przerwał swój wywód, jakby obawiał się dokończyć to, co zaczął.
- Zwłaszcza że...?
- Miałem wtedy kogoś. Dalej mam. Nie rozumiem, skąd wzięła się ta cała zazdrość... Chciałbym cię przeprosić za to wszystko, co mówiłem. Hermionę też przeproszę, ale w szkole... Jesteś w stanie mi wybaczyć?
Czy był w stanie mu wybaczyć? Nie miał pojęcia. Potrzebował czasu, dużo czasu. Miał obawy co do tego. Z jednej strony, mogło to być spowodowane przez poczucie winy i szczerą chęć pogodzenia się, a z drugie strony mógł chcieć przerwać milczenie panujące w jego domu.
- Nie wiem Ron. Musisz dać mi czas, na przemyślenie tego wszystkiego...
- Rozumiem to. Nie śpiesz się z odpowiedzią.
Wybraniec chciał coś jeszcze dodać. Nie zdążył jednak, bo rudzielec wyszedł z pokoju, cicho zamykając drzwi. Skierował swój wzrok na okno. Sam nie wiedział, w jakim celu to zrobił. Przez chwilę sądził, że ma zwidy. Zamrugał kilka razy, ale obraz przed jego oczami nie zmienił się. Za oknem stał kruk i przyglądał się mu. Harry dopiero po chwili dostrzegł, że ma coś przewieszone przez głowę. Otworzył okno, a ptak wleciał do środka z gracją i wylądował na jego ramieniu. Chłopak nie miał pojęcia, kto go przysłał, ale ciekawość zwyciężyła. Okazało się, że kruk przyniósł mu list, w czarnej kopercie, dlatego na początku jej nie rozpoznał. Gdy tylko wyjął jej zawartość, od razu zobaczył znajome pismo.
Najdroższy Przyjacielu,
Przepraszam, za tak długi czas bez odpowiedzi. Niestety sytuacja, w jakiej się znalazłam, zmusiła mnie do podjęcia drastycznych decyzji w moim życiu. Wiem, że zapewne oczekujesz wyjaśnień, niestety list nie należy do najlepszych form przekazania ich.
Nie musisz się jednak martwić na zapas. Święta spędzam bezpiecznie z rodziną. Przekażę Ci wszystkie wiadomości, dobre i złe, gdy się spotkamy. Do tego czasu będziesz zmuszony do życia w niepewności, ponieważ nie wyślę już kolejnego listu. Przepraszam za to z góry i mam prośbę. Mógłbyś odesłać ten list?
List krótki, ale rozmowa będzie dłuższa, obiecuję.
Całuję i pozdrawiam
Twoja oddana Przyjaciółka.
PS Nie martw się, ptak doskonale wie, gdzie mnie znaleźć.
Gdy tylko skończył, wziął do ręki pióro oraz pergamin. Musiał ostrożnie dobierać słowa. Hermiona znalazła się w tarapatach.
Hej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam tego bloga. Historia Hermiony przedstawiony w całkiem inny sposób jest genialnym pomysłem. Do tego wiadomość o jej przeszłości bardzo mi się spodobała :3. Jest czystego rodu i ma problemy z Jok...Voldemortem. Kurde. zarąbisty blog. Będę tu zaglądać czèściej :)
Ps. Zapraszam do mnie ;)
Cieszę się, że Ci się podoba i dziękuję za miłe słowa.
UsuńPostaram się odwiedzić twojego bloga w wolnej chwili.
Pozdrawiam,
Lilith 💜
Ciekawy blog. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, szczególnie na to proroctwo. Weny życzę ��
OdpowiedzUsuńJa sama oczekuję tego proroctwa. Ogrom z nim pracy, a jeszcze kolejny rozdział trzeba skończyć... Miło jest wiedzieć, że kogoś się zainteresowało.
UsuńPozdrawiam,
Lilith 💜
Wow! Domyślałam się, że Hermiona okaże się nie być mugolakiem(w końcu Nathaniel), ale nie spodziewałam się, że jej ojciec będzie śmierciożercą! Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Super rozdział!
OdpowiedzUsuńA to jeszcze nie koniec niespodzianek. Najlepsze zostawiam na później:)
UsuńPozdrawiam,
Lilith ♥
PS Jak sobie to wyobrażałaś?
Dopuszczałam do siebie myśl, że jedno z rodziców Hermiony było charłakiem albo, że Esther zwiąże się z Nathanielem wbrew woli Salazara i za karę ich potomkowie nie będą mieli mocy.
UsuńTo opowiadanie w dużej mierze będzie się opierało na historii Esther i Nathaniela, ale nie chcę zbyt dużo zdradzać...
Usuń