piątek, 16 września 2016

Rozdział XII

Rozdział krótszy, niż ostatnio. 
Jestem z tego powodu niezadowolona, zwłaszcza, że ostatni był prawie miesiąc temu, nic jednak nie mogłam na to poradzić...
Mam nadzieję, że nikt nie zlinczuje mnie, za moją wersję wampirów. 
Zapraszam do czytania
♥Lilith♥

Była sparaliżowana strachem. Nie wiedziała, jak ma zareagować. W ułamku sekundy znów znalazła się wśród drzew. Odwróciła się, by spojrzeć w oczy swojego przyszłego oprawcy. Wyglądał na zdecydowanego.  Nie miała z nim najmniejszych szans. Przygotowała się już na śmierć, ale ona nie nadchodziła. Zaczęła ogarniać ją wściekłość, nienawidziła, gdy ktoś się nią bawił.

- Czego ty tak w ogóle chcesz? - zapytała w końcu.

- Mam do Ciebie nietypową prośbę - odezwał się po chwili.

- Niby jaką prośbę? "Proszę, zgódź się na wypicie twojej krwi?"

- Dokładnie... - zamurowało ją. Nie wiedziała, czy on w tym momencie żartuje, czy mówi prawdę.

- Kpisz sobie ze mnie, naprawdę sądzisz, że mogłabym się na to zgodzić?

- Zrozumiem, jeśli odmówisz, ale mam nadzieję, że nim podejmiesz decyzję, wysłuchasz mnie.

Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony była ciekawa, co takiego ma jej do powiedzenia, a z drugiej obawiała się, że gra na zwłokę i zaatakuję ją w najmniej spodziewanym momencie. Mimo ryzyka postanowiła się zgodzić.

- Wysłucham cię, ale wątpię, że zmieni to moją decyzję.

- Wróć tu jutro, o tej samej porze, a dowiesz się wszystkiego.

- Słucham?

-Ktoś się tu zbliża, nie mogę pozwolić, aby mnie zobaczył. Wróć jutro...

I zniknął, tak po prostu. W jednej chwili stał przed nią, a w następnej już nie. Nie wiedziała, co ma myśleć o tej istocie. Odwróciła się i ruszyła zrezygnowana w kierunku Hogwartu.

***

Przeszli cały teren Hogwartu, ale nigdzie jej  nie znaleźli. Został tylko las, ale na samo wspomnienie go, dreszcze przechodziły po plecach. Nie mogli jednak zrezygnować, dlatego teraz szli w jego kierunku.

- Sądzisz, że nic jej nie jest? - spytała May.

- Mam taką nadzieję, gdybym wtedy za nią poszedł...

- Nie masz co się obwiniać, z tego, co mówiłeś, nie chciała towarzystwa, sama bym ją zostawiła w takiej sytuacji.

- Jednak jeśli coś się jej stało, nigdy sobie tego nie wybaczę, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

Nie odpowiedziała mu, tylko spuściła głowę. Nie chciał jej wprowadzać w taki stan, teraz jednak było już za późno. Był zły na siebie. Skoro nie potrafił zadbać o przyjaciółkę, to co będzie z Esther? Z każdym krokiem poczucie winy narastało, a on nic nie mógł z tym zrobić. Nie powinien obarczać nim jeszcze May. To było po prostu niesprawiedliwe.

- May, posłuchaj...

-Esther!

Gdy spojrzał w stronę, w którą zaczęła biec blondynka, zobaczył wychodzącą z lasu córkę Salazara. Wyglądała zwyczajnie, nie dostrzegał żadnych ran, była może tylko nieco zmęczona. Odetchnął z ulgą i podszedł do dwóch, obejmujących się dziewczyn.

- Nie znikaj tak nigdy więcej! - wykrzyczała May uwieszona u szyi przyjaciółki.

- Nie panikuj, przecież nic się nie stało. Po prostu potrzebowałam chwili dla siebie - sprawiała wrażenie opanowanej, ale Nathaniel czuł, że coś ją dręczy. Nie chciał jednak zaczynać tego tematu. Coś mu podpowiadało, że Ślizgonka i tak nie wyzna mu całej prawdy.

- I doszłaś do wniosku, że las jest idealnym miejscem. Esther, gdybym cię nie znała, to pomyślałabym, że kłamiesz. Jednak znam aż za dobrze i wiem, że masz nie po kolei w głowie... - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Mam do ciebie tylko jedną prośbę.

- Jaką? - zapytała brunetka.

- Uważaj na siebie. Gdyby coś ci się stało, nie wiem, co bym zrobiła.

Nathaniel stał na uboczu i przyglądał się im. Widział, jak obie próbują nie okazywać emocji, ale niezbyt im to wychodziło. Po policzku blondynki spłynęła pojedyncza łza. Wahał się tylko przez chwilę, a potem podszedł do obu i powiedział z uśmiechem:

- Dosyć, bo jeszcze sobie miłość zaraz wyznacie i co wtedy? Ja was przed ojcami na pewno nie będę krył - założył ręce na piersi, jakby chciał przyjąć surową postawę, ale wesoły wyraz twarzy w tym przeszkadzał.

Obie zachichotały cicho i po chwili cała trójka ruszyła do zamku. Całą drogę żartowali, aby tylko nie dopuścić do zepsucia atmosfery. Jednak gdy tylko przekroczyli bramę, od razu zamilkli. Już dawno powinni być w łóżkach i nie mieli ochoty na ponoszenie konsekwencji za włócznie się nocą po korytarzach. Na szczęście, każde z nich trafiło do własnego dormitorium bez zbędnych przeszkód.

Brak snu nie był niczym nowym dla Nathaniela. Zwłaszcza w ostatnim czasie. Tym razem zastanawiał się, w jaki sposób wyciągnąć od Esther prawdę na temat tego, co działo się w lesie. Bo tego, że nie powiedziała im prawdy, był już pewien. Zdradziło ją jej zachowanie, gdy May powiedziała, że mogłaby kłamać. Zastanawiał się, czy blondynka też to dostrzegła i tak jak on postanowiła na razie nie naciskać. Niestety nie dowie się tego jeszcze przez najbliższe kilka godzin, więc nie ma sensu spekulować. Mimo wszelkich starań, jego myśli wciąż zbiegały na niewłaściwe tory, co doprowadziło do jeszcze jednej bezsennej nocy...

***

Zaraz po przekroczeniu progu ich pokoju, May zalała ją masą pytań. Mogła się domyślić, że nie uda jej się zwieść przyjaciółki. Jednak wyobraźnia już podsuwała jej setki reakcji, jakie miałaby okazję zobaczyć w wykonaniu blondynki, gdyby tylko dowiedziała się o jej przemiłej rozmowie z wampirem. Poza tym nie ufała na tyle Grangerowi, by rozmawiać przy nim o takich sprawach.

- Skoro jesteśmy same, to może łaskawie powiesz mi, co tak naprawdę się stało - zapytała panna Malfoy.

- Już ci powiedziałam przecież, że musiałam pomyśleć, a Las w tamtej chwili wydawał się najbardziej odpowiedni...

- Coś ukrywasz i obie doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Tam się coś wydarzyło, ale nie mam pojęcia co, dlatego pytam.

- Możesz być pewna, że nie miało miejsca nic, z czym nie dałbym sobie rady. A teraz pozwól łaskawie, że pójdę spać, bo jestem okropnie zmęczona...

O dziwo, blondynka przystała na taki układ. Brunetka była pewna, że przekonywanie jej zajmie nieco więcej czasu. Nie miała jednak zamiaru narzekać, na taki obrót spraw, ponieważ było jej to nawet na rękę.

Wbrew temu, co powiedziała, nie czuła nawet odrobiny zmęczenia. Cały czas po głowie chodził jej tajemniczy Eugene i jego nietypowa prośba. Jego postać jednocześnie go ciekawiła i przerażała. Nie było to dobrą mieszanką w jej wypadku i była tego świadoma. Z jednej strony wiedziała, że powinna zapomnieć o ich spotkaniu, całkowicie wyrzucić jego osobę z pamięci, z drugiej natomiast była ciekawa, co takiego miał jej do powiedzenia. Pewna była tylko jednego. Bez względu na to, jaką podejmie jutro decyzję, nie pozwoli mu, na skosztowanie, choć odrobiny jej krwi...

***

Choć przeczuwała, że Esther wcale nie śpi, nie zamierzała jej już dłużej męczyć. Widocznie sprawa
była na tyle delikatna, że jej przyjaciółka nie chciała o tym rozmawiać. Może by ją naciskała dłużej, gdyby nie pewność, że pozna w końcu prawdę i jej własne problemy.

Nie miała pojęcia, co zrobić z Chavezem. Na początku sądziła, że ma jakiś związek z Barnesem i zgadzała się na spotkania, żeby coś od niego wyciągnąć. Jednak po każdym takim wspólnym epizodzie, coraz bardziej upewniała się w tym, że po prostu mu się podoba. Kilka razy nawet go śledziła, ale i to nie przyniosło żadnych skutków. Na dodatek umówiła się z nim także na jutro i nie wiedziała, czy tego nie odkręcić.

Gdy się obudziła, dostrzegła, że w pokoju brakuje jej przyjaciółki. Domyśliła się, że poszła już na śniadanie i sama zaczęła się zbierać. Miała tylko nadzieję, że się nie spóźni na lekcje. Ostatnio zdarzało jej się to zbyt często.

Jej domysły się potwierdziły i gdy dotarła do Wielkiej Sali, zastała Esther przy ich stole. Nie była jednak sama. Obok niej siedział nikt inny jak Patrick Barnes. Zastanawiała się, czy ma ochotę, na spędzenie, choć chwili w jego towarzystwie i doszła do wniosku, że ten dzień będzie wystarczająco nieciekawy, bez jej masochistycznych zapędów. Dlatego zamiast podejść do swojego zwykłego miejsca, zaczęła zmierzać w kierunku pewnego Krukona... Wiedziała, że to tylko przyspieszy tworzenie się spekulacji na ich temat, ale w tamtej chwili było jej to obojętne. Po prostu chciała spędzić, choć odrobinę czasu w towarzystwie przyjaciela.

Nathaniel nie wyglądał na zaskoczonego. Patrzył na nią wzrokiem, mówiącym, że przewidział taką kolej rzeczy, by po chwili uśmiechnąć się szczerze w jej kierunku. Odwzajemniła ten gest i usiadła naprzeciwko niego.

- Cóż cię do mnie sprowadza? - zapytał, mimo iż zdawał sobie z tego sprawę.

- Ktoś "przesympatyczny" zajął moje stałe miejsce, a ja nie miałam siły się z nim kłócić. - nie dało się nie wyczuć sarkazmu w jej wypowiedzi. Granger tylko spojrzał na nią i zaśmiał się cicho.

- Czyli mam rozumieć, że nie miałaś ochoty na jego towarzystwo i doszłaś do wniosku, że ja będę idealnym kompanem przy śniadaniu?

- Powiedzmy... - powiedziała z powagą, a chwilę później oboje się śmiali.

Mimo kilku krzywych spojrzeń i niewybrednych uwag od wychowanków Roweny, poranek minął jej w miłej atmosferze. Nie sądziłam, że będą potrafili zachowywać się tak swobodnie w towarzystwie osób trzecich. Widocznie Krukon również niezbyt przejmował się opinią innych. Czasami zastanawiała się, jakim cudem znalazł się on w Ravenclawi. Widocznie był nadzwyczaj inteligentny. Nie chciała się zbytnio w to zagłębiać.

Gdy czekała na korytarzu, podeszła do niej Esther. Wyglądała na zadowoloną. Poranna rozmowa ze starszym Ślizgonem musiała przynieść oczekiwane przez nią skutki.

- Istnieje jakiś konkretny powód, dla którego usiadłaś dzisiaj wśród Krukonów? - zapytała niby od niechcenia, jednak May nie dała się zwieść. Przeczuwała, że panna Slytherin, w tym właśnie momencie, zaczyna realizować, jakiś swój plan. Jej zadaniem było odkryć, jaki był to plan i kogo dotoczył.

- Nie chciałam wam przeszkadzać. Byliście z Patrickiem tak zaabsorbowani sobą, że moja obecność tylko by wam zawadzała - nie dodała oczywiście, że mdliło ją na sam widok Barnesa.

- I na pewno nie miało to żadnego związku, z tą tajemniczą wybranką Nathaniela? - i tu ja miała! Mogła się domyślić, że o to chodzi. Jej przyjaciółka należała w końcu do grona osób, które nie lubiły żyć w niewiedzy i robiły wszystko, aby tylko poznać prawdę na jakiś temat.

- Najmniejszego. Doszłam po prostu do wniosku, że skoro nie mogę liczyć, na twoje towarzystwo, to zadowolę się towarzystwem mojego przyjaciela z Ravenclawu.

- Szkoda byłoby go tak zostawić, bez pomocy, nie uważasz? Nie wygląda na zbyt pewnego siebie...

- Esther, jeśli próbujesz w ten sposób, wyciągnąć ode mnie informacje, to daruj sobie. Obiecałam Nathanielowi, że ode mnie nikt się nie dowie. Jeśli tak bardzo chcesz to wiedzieć, sama go spytaj.

Brunetce nie spodobało się, że tak szybko została przejrzana. Zrezygnowała jednak z dalszego wypytywania, zmieniając temat. Pannie Malfoy było to nawet na rękę, bo miała już dosyć zwodzenia przyjaciółki.

Siedziała na ławce, w umówionym miejscu. Ludzie rzadko tędy chodzili, dlatego było to idealne miejsce do spotkań. Zdecydowała jednak, że spędzi z nim to popołudnie. Mimo tych wszystkich ostrzeżeń Grangera, Michael nie wydawał się groźny. Mimo wszystko trzymała różdżkę w pogotowiu...

***

Była głupia, naiwna i nieodpowiedzialna. Miała w głowie te i jeszcze wiele innych epitetów, którym mogła obdarzyć swoją osobę. W końcu, gdyby było inaczej, to czy przedzierałaby się teraz przez las, wiedząc, że czeka tam na nią wampir i wiele innych niebezpieczeństw? Nie chciała już nawet rozmyślać o tym, jak to wszystko może się skończyć. Gdy dotarła wreszcie na miejsce, Eugene już na nią czekał, siedząc na konarze, na którym ona siedziała wczoraj.

- Wiedziałem, że przyjdziesz - jego głos spokojny. Cała jego postawa mówiła, że niw brał pod uwagę innych możliwości.

- Powiedziałam, że cię wysłucham, jednak nie mogę obiecać, że przystanę potem na twoją propozycję - pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, otoczeni przez odgłosy lasu. W końcu jednak mężczyzna przemówił:

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Dzieci Nocy żyją grupami? - potwierdziła skinieniem. - Dlatego nie powinien być dla ciebie żadnym zaskoczeniem fakt, iż w tym lesie znajdują się moi ludzie. Jakiś czas temu przybyliśmy tu, w poszukiwaniu mocy. Nie wiem, czy wiesz, ale wampiry nie piją krwi dla pożywienia. W każdym razie nie, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przy życiu utrzymuje nas magia, a w krwi znajduje się jej najwięcej. Dlatego poszukujemy magicznych istot, im potężniejszych, tym lepiej. Nie zabijamy ich, jeśli nie jest to konieczne.

- Skąd w takim razie wzięli się martwi mugole, co?

- To był pomysł Starożytnych.

- Kogo?

- Najstarszych, pośród nas. Gdyby ktoś odkrył, że pozbawiając nas magii, można nas całkowicie wyeliminować, stalibyśmy się gatunkiem wymarłym, a żadne z nas tego nie chce. Dlatego Starożytni zadecydowali, by przekonać wszystkich, że do życia potrzebna nam jest krew.

- Skoro mówisz już o krwi, to do czego potrzebna jest ci moja?

- Właśnie do tego zmierzam. Gdy tu dotarliśmy, robiliśmy to, co zazwyczaj. Polowaliśmy na najróżniejsze stworzenia, zostawiając je przy życiu. Nie można jednak upilnować każdego.

- Co próbujesz przez to powiedzieć?

- Znaleźli się pośród nas tacy, którzy byli żadni krwi. Nie słuchali poleceń, zabijali każdą magiczną istotę, jaką napotkali. Może uszłoby im to na sucho, ale popełnili błąd. Zabili driadę, a one znane są aż za bardzo ze swojej mściwości. Mam taką zasadę, że jeśli ktoś jest potężniejszy od nas, to nie pijemy jego krwi bez zgody. Korzenie driad sięgają tak głęboko, że chyba tylko magia czarodzieii je przewyższa. Gdy znalazły w lesie ciało jednej ze swoich, nie chciały wysłuchać tłumaczeń żadnego wampira. Rzuciły klątwę, na całą naszą grupę. Nie możemy opuścić tego lasu, a one pilnują, aby żadna istota, nie pojawiła się w zasięgu naszych rąk. Najsłabsi z nas już polegli. A musisz wiedzieć, że śmierć przez niedobór magii jest chyba najgorszą z możliwych. Sam widok jest przerażający, a co dopiero odczucie tego. Całymi tygodniami czujesz, jak twój własny organizm pożera cię, jakbyś była wypełniona od środka najbardziej żrącymi eliksirami...

Od samego słuchania, zrobiło jej się niedobrze. Najgorszym wrogą nie życzyłaby takiej śmierci. Wciąż jednak nie dowiedziała się, do czego potrzebuje jej krwi. Zastanawiała ją także jeszcze jedna sprawa.

- Skąd wiesz tak dobrze, jakie to uczucie?

- Bo już raz nieomal umarłem i nie chciałbym nigdy więcej tego przeżyć. I w tym celu jest mi właśnie potrzebna twoja krew. Gdybym wypił jej choć trochę, istniałoby duże prawdopodobieństwo, że udałoby mi się zdjąć klątwę.

- Jak zamierzasz to niby zrobić?

- Istnieje tylko jeden sposób. Musiałbym zabić driadę, która rzuciła zaklęcie...

Znów zapadła pomiędzy nimi cisza. Żadne nie zamierzało jej jednak tym razem przerwać. Esther miała mętlik w głowie. Z jednej strony, jeśli się zgodzi, to doprowadzi do śmierci istoty, która tylko chciała pomścić swoją siostrę, z drugiej strony, jeśli odmówi, zabije to więcej osób. Jednak, czy śmierć wampirów nie byłaby błogosławieństwem, dla wszystkich? W końcu, czy mogła zawierzyć temu, co powiedział Eugene? Znała go dopiero od wczoraj, równie dobrze mógłby chcieć wykorzystać ją w jakichś własnych, okropnych celach.

Zaczęła się mu przyglądać. Starała się dostrzec jakiekolwiek emocje na jego twarzy, jednak bez skutku. Chociaż przez chwilę miała wrażenie, że widziała prośbę w jego oczach. Może naprawdę zależało mu, na pobratymcach? Zaczęła dochodzić do wniosków, że nie ważne, jaką decyzję podejmie i tak będzie jej żałować. Dlatego postanowiła zrobić to, co podpowiadała jej intuicja, a potem zapomnieć o wszystkim, co działo się przez te dwa dni.

***

Nie wiedziała, dlaczego znów się na to zgodziła. Przecież obiecała sobie, że będzie to ostatni raz. Było jednak w nim coś takiego, co nie pozwalało na odmowę. Nie ważne, jak próżny by nie był. Zaczynał ją nieco przerażać brak kontroli nad sytuacją. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Przynajmniej nie w tym momencie. Na razie starała się udawać, a później zobaczy, jak potoczą się jej losy...

***

Spotkał ją siedzącą na ławce. Coś było nie tak. Już od dawna nie widział jej takiej. Postanowił, że podejdzie, chociaż na chwilę.

- Wszystko w porządku? - zapytał, nie ukrywając przejęcia, cała tą sytuacją. Ona jednak nawet nie spojrzała w jego stronę. To już zupełnie nie było do niej podobne. Dopiero gdy lekko nią potrząsnął, zwróciła na niego uwagę.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Mówiłeś coś? - zapytała z niemalże niewykrywalnym zażenowaniem.

- Pytałem, czy wszystko z tobą w porządku... - patrzyła na nią, zastanawiając się, co odpowie. Czy miała zamiar skłamać? A może zbyć go jakąś lakoniczną odpowiedzią?

- Chodzi o to, że nie jestem pewna, czy wszystko jest takie, jak powinno być - tego się nie spodziewał. Była z nim szczera, a z własnego doświadczenia wiedział, że jest to rzadkie zjawisko w takich sytuacjach.

- Nie bardzo rozumiem, co masz przez to na myśli.

- Wyobraź sobie, że rozmawiasz z kimś i wszystko, co mówi, wydaje ci się szczere aż do bólu, a mimo to, coś podpowiada ci, jakoby miało być inaczej.

- Chcesz mi powiedzieć, że spotkałeś się z nim więcej razy? Przecież mówiłem ci, że to niebezpieczne! - w tym momencie, już kompletnie nie rozumiał jej zachowania. Co ją nakłoniło, do tak niebezpiecznych zagrań?

- Wiedziałam, że złym pomysłem było mówić ci to wszystko - wyrzuciła zrezygnowana i pokręciła głową na znak dezaprobaty.

- Dobrze, już się uspokajam. Chcę wiedzieć tylko, czy istnieją jakiekolwiek uzasadnione powody do obaw?

- Nie sądzę, ale pierwszy dowiesz się, jeśli cokolwiek się zmieni.

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!

2 komentarze:

  1. A właśnie, że Twoja wizja wampirów jest bardzo intrygująca! Ale mam nadzieję, że Esther zapanuje nad sytuacją. I bardzo jestem ciekawa, dlaczego May tak szybko zmieniła zdanie w sprawie Patricka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie...
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń