Witam wszystkich!
Rozdział, jak do tej pory, wyszedł mi najdłuższy.
Niektórymi fragmentami jestem nieco zawiedziona, ale nie miałam pojęcia, jak ująć to inaczej.
W każdym razie, nie przedłużam i zapraszam do czytania.
♥Lilith♥
Wysoki mężczyzna
w podeszłym już wieku od dłuższego czasu krążył po pokoju.
Przez jego siwiznę przebijał się dawny brąz jego włosów.
Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były rzadko rozstawione
świece. Słabe oświetlenie pozwalało dostrzec jedynie kontury
mebli. Większość ścian była zastawiona regałem, które aż
uginały się od nadmiaru książek. Na środku stało biurko, co
mogło świadczyć o tym, że był to gabinet. Blat cały był
zawalony jakimiś papierami. Większość z nich była zapisana
rządowym, oficjalnym pismem. Chociaż pojawiały się także jakieś prywatne listy.
Staruszek
podszedł do biurka i wziął do ręki jeden z listów. Przyjrzał
się jego zawartości i zaczął żałować swoich decyzji.
Niepotrzebnie powiedział wtedy prawdę. Cóż jednak mógł zrobić?
Najważniejsze dla niego osoby są w niebezpieczeństwie i nawet nie
zdają sobie z tego sprawy. W każdym razie nie powinny... Tylko
jeśli On dotrzymał słowa i nie zrobił niczego głupiego. Miał
nadzieję, że ich ostatnia rozmowa przyniosła odpowiedni skutek. Po
prawdzie było to już kilka lat temu. Dobrze byłoby złożyć mu
kolejną wizytę. To jednak stanowiło większy problem niż
poprzednio. I tak dużo ryzykował, ujawniając się kilka dni temu
przed swoim przyjacielem. W ogóle nie powinien wychodzić ze swojej
kryjówki, ale sytuacja go do tego zmusiła.
Siedział w
fotelu od kilku godzin. Patrzył na płomień jednej ze świec i
analizował wszystkie argumenty opowiadające się za i przeciw jego
wyjściu. Im dłużej tak rozmyślał, tym częściej nachodziła go
jedna, niepokojąca myśl. Co, jeśli nadszedł najwyższy czas, aby
wszyscy poznali prawdę? Jeśli to jedyna szansa na uniknięcie
porażki? Nie chciał tego, ale chyba nie było innego wyjścia.
Istniała jednak możliwość, że zakończy się to tak, jak
poprzednio. Miał tylko nadzieję, że tak się nie stanie. Nie był
to zbyt zachęcający scenariusz. Nadszedł jednak najwyższy czas,
aby wykonać swoje zadanie, jakie ciążyło na jego rodzinie od
pokoleń. W końcu wszystko na to, że przyszedł ten moment, że tym
razem się powiedzie.
Wstał i
podszedł do półki znajdującej się za nim. Wyciągnął zieloną
książkę, bez jakiegokolwiek tytułu, czy autora na okładce.
Otworzył ją i wszystkie wspomnienia wróciły. Nie był to jednak
dobry moment na sentymenty. Przeczytał odpowiednią formułę z
woluminu i przyglądał się, znikającemu przed nim regałowi.
Pomieszczenie, które się pojawiło, było spowite w całkowitych
ciemnościach. Nie pomagał fakt, że sam gabinet był słabo
oświetlony. To jednak nie stanowiło problemu dla staruszka.
Wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty i wypowiedział w myślach
formułę zaklęcia. W komnacie natychmiast zrobiło się jaśniej.
Można było dostrzec jej całe, osobliwe wyposażenie. Po ścianami
stały szafki i kufry z nieznaną zawartością. Jeden z kątów był
zagracony starymi miotłami, a w innym pełno było kociołków
różnych rozmiarów. Jednak nie to go w tym momencie interesowało.
Ruszył przed
siebie, aż dotarł do posągu z ciemnego kamienia. Przedstawiał on
kobietę w obronnej postawie. Od razu można się było domyślić,
że coś ukrywa, a mężczyzna zdawał się wiedzieć, co to takiego.
Po raz kolejny przeczytał coś w zielonej książce. Potem
obserwował zmiany, jakie zachodziły na jego oczach. Kobieta
zmieniła swoje ustawienie i teraz wyglądała, jakby go zapraszała
gestem dłoni. Druga dłoń była przy ciele i pozornie nic nie
znaczyła. Jednak gdy się przyjrzało, można było zauważyć, że
jeden palec wskazuje na coś. Był on skierowany na posadzkę i to
właśnie tam skierował się mężczyzna. Uklęknął na podłodze i
dotknął, wskazanego przez posąg, miejsca na podłodze lewą
dłonią. W tym momencie, w jego drugiej dłoni pojawił się
naszyjnik. Przypominał oko i był wykonany z nieznanego metalu.
Wyglądał jak złoto, ale miał srebrzystą poświatę. Mężczyzna
założył go na szyję i wyszedł z komnaty. Teraz wszystko zależało
od tego, czy podjął dobrą decyzję.
***
Gdy
Hermiona otworzyła wreszcie oczy, miała ochotę krzyczeć. Ze
szczęścia. Mogła odetchnąć z ulgą. Osobą, która leżała obok
niej, był nie kto inny, jak Ginny Weasley. Że też wcześniej się
nie zorientowała, tylko zaczęła panikować. Uśmiechnęła się do
siebie. Czyli jednak wszystko skończyło się dobrze. Podniosła się
i ruszyła do łazienki, zabierając ze sobą ubrania. Przez to
wszystko zapomniała, że już jutro wyjeżdża i musi się spakować.
Postanowiła jednak, że zrobi to później.
Stała
pod prysznicem i próbowała sobie przypomnieć wydarzenia z
wczorajszej nocy. Nie ważnie jednak, jak bardzo by się nie
wysilała, jej pamięć zniknęła bezpowrotnie. Pokręciła głową
z dezaprobatą. Ma za swoje i tyle. Niczego nie nauczyła się po
imprezach z bliźniakami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego,
jak słabą ma głowę. Poza tym ilość wypitych przez nią wczoraj
trunków, powaliłaby każdego. Już nawet nie pamiętała, co było
tego przyczyną. I chyba wolała, aby tak pozostało.
Już
wychodziła z łazienki, gdy stanęła w pół kroku. Przed oczami
pojawił jej się obraz pocałunku. Nie miała jednak pojęcia, kim
była ta druga osoba. Zaczęła panikować. Co, jeśli to nie był
Harry i oskarżą ją o zdradę. Albo co gorsza, to był Potter i
sprawdzają się słowa Notta? Gdy się nad tym zastanawiała,
uświadomiła sobie, że jednak coś pamięta. W każdym razie to, co
działo się, zanim postanowiła utopić się w Ognistej... W niczym
jej to nie pomogło.
Postanowiła
się na razie, nad tym nie zastanawiać i podeszła do swojego łóżka,
w którym wciąż spała Ginny. Właśnie! Ruda! Ona może coś
wiedzieć. To było takie oczywiste, Hermiona jednak nie była do
końca przytomna, skoro nie pomyślała o tym wcześniej. Potrząsnęła
przyjaciółką, tamta jednak się tym w ogóle nie przejęła.
-
Ginny, wstawaj! - Szatynka postanowiła spróbować innej taktyki. I
to poskutkowało. Młoda Weasley przebudziła się i patrzyła z
wyrzutem na starszą Gryfonkę.
-
Czemu się tak wydzierasz? - zapytała zaspanym głosem. - Stało się
coś?
-
Mam do ciebie kilka pytań odnośnie do ostatniej nocy – odezwała się
Hermiona. Jej głos był niepewny. Jakby bała się osądzenia, ze
strony młodszej koleżanki.
-
Nie mów mi, że mamy powtórkę z ostatniej imprezy Freda i Georga –
zaśmiała się, jednak szybko zrozumiała swój błąd, gdy
popatrzyła na przyjaciółkę. - Kiedy ty się w końcu nauczysz? -
powiedziała bardziej do siebie niż do Hermiony.
-
Wiem, ale to tak jakoś wyszło... - próbowała się bronić.
Zaczęła sobie wykręcać palce ze zdenerwowania. - To wiesz coś?
-
Hmmm – Ruda chyba postanowiła, że pomęczy ją przez chwilę, bo
nic więcej nie mówiła przez następne pięć minut. Jednak gdy
tylko spojrzała w oczy brązowowłosej Gryfonki, zrezygnowała z
tego. - Czyli od kiedy nic nie pamiętasz?
Dziewczynie
zaszkliły się oczy. Próbowała sobie przypomnieć ostatni moment,
w którym była w pełni przytomna. Wiedziała, że na Ginny zawsze
może liczyć. Udowodniła to, gdy stanęła po jej stronie, a nie
Rona. W końcu był jej bratem, powinna jego poprzeć. Hermiona
właśnie tak by zrobiła. Była wdzięczna Rudej za to, że nigdy
nie działa szablonowo.
-
Chyba od rozmowy z Harrym przy barze... - odpowiedziała.
-
Chyba? - zapytała żartobliwie. - Już dobrze, zaraz sobie
przypomnę, co robiłaś potem.
-
Dzięki, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła... - Hermiona
uśmiechnęła się, do siedzącej naprzeciw niej dziewczyny.
-
Pewnie została dożywotnią abstynentką, bo nie wiedziałabyś, co
robisz po alkoholu i wolała nie ryzykować – powiedziała poważnie
Weasley. Jednak po chwili, jej twarz zdobił uśmiech.
-
Przypomniałaś sobie już coś? - zapytała zniecierpliwiona,
ignorując zaczepki.
-
Nie powiem ci wszystkiego, bo nie była przy tobie cały czas, ale
coś tam pamiętam – Hermiona pokiwała jej głową, na znak
zrozumienia. Wolała się już nie odzywać. - Przy barze
wyglądaliście z Harrym na bardzo poważnych. Dopiero później
zaczęliście tańczyć i się trochę wygłupiać. Postanowiłam z
Deanem, że do was dołączymy. Trochę piliśmy, żartowaliśmy, aż
niespodziewanie podszedł do na Blaise Zabini. Nie obyło się bez
kilku epitetów z obu stron, ale nawet nie wiem, jak to się stało,
że zaczął pić z nami. Potem z nim tańczyłyśmy, ale podszedł
Harry z Deanem, zazdrośnicy, i dołączyli – przerwała, pewnie
próbowała sobie przypomnieć, co działo się później. - Nie
wiem, co działo się przez następną godzinę, bo wyszłam z
Thomasem, w nieistotnej dla ciebie sprawie – popatrzyła na
Hermionę znacząco. Dziewczyna się domyślała, co to mogła być
za sprawa, ale nie przerywała przyjaciółce. - Gdy wróciłam,
siedziałaś przy barze i rozmawiałaś z tym wampirem, jak on się
nazywał?
-
Sanguini – podpowiedziała.
-
Dokładnie. Czyli, rozmawiałaś z nim. Chyba się kłóciliście,
już nie pamiętam, o co poszło. Później znów mi zniknęłaś, aż
do momentu, gdy w drodze powrotnej, na wieżę Gryffindoru, spotkałam
cię samą na korytarzu. Coś mamrotałaś, nie wiem, o co ci
chodziło. Zaprowadziłam cię do pokoju i zamierzałam wyjść, ale
ty zaczęłaś mówić, jak to umrzesz beze mnie w samotności, więc
się zlitowałam i zostałam – zakończyła swoją opowieść z
jeszcze większym uśmiechem.
-
Czyli nie wiesz nic, o żadnym pocałunku? - Zapytała kasztanowłosa,
nim ugryzła się w język. Nie powinna była tego wypowiadać
głośno.
-
Jakim pocałunku? Czyli jednak coś pamiętasz. Z kim się całowałaś?
-
Nie mam pojęcia, miałam nadzieję, że ty mi to powiesz... -
powiedziała ze spuszczoną głową. - Teraz pozostaje mieć tylko
nadzieję, że ta druga osoba też nic nie pamięta, albo zachowa to
dla siebie.
-
Nie martw się. Rozmawiasz z dziewczyną, która ma za braci
bliźniaków. Już dawno nauczyli mnie kilku sposobów, na zdobywanie
informacji - powiedziała z błyskiem w oku. Miała plan, teraz
pozostało tylko odkryć jaki.
-
Mogłabyś mnie kilku nauczyć, wiesz? Tak byłoby o wiele szybciej –
przydałoby jej się to w sprawie Rona.
-
Zapomnij, na razie poradzę sobie sama. Jeśli będę miała jakiś
problem, dam ci znać – i nim Hermiona zdążyła jakoś
zareagować, weszła do łazienki.
Hermiona
rozejrzała się po pokoju i uświadomiła sobie, że nie ma jej
współlokatorek. Zastanawiała się, gdzie mogły się podziać, aż
przypomniała sobie, że osoby niezaproszone na przyjęcie Ślimaka,
pojechały już do domu. To było dobrą wiadomością, bo nie mogły
podsłuchać dzisiejszej rozmowy. Całe szczęście, bo w tym
wszystkim zapomniała o ich istnieniu i nawet nie starała się
sprawdzić, czy ktoś to słyszy.
Czekając
na przyjaciółkę, postanowiła zacząć się pakować, na
jutrzejszy wyjazd. Już nie mogła się doczekać. Wreszcie miała
się dowiedzieć, co było powodem wysłania przez jej rodziców tak
dziwnego listu. Będzie to też czas, w którym nie będzie musiała
się martwić tym, co dzieje się w Hogwarcie. Odetchnęła z ulgą
na tę myśl. Żadnych Ronów, Nottów, czy teorii spiskowych
Harry'ego na temat Malfoya. Teraz skupi się na czymś innym. Czekała
na to z niecierpliwością, a musiała wytrzymać do jutra.
***
Wchodząc
do Wielkiej Sali, nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Czy
osoba współodpowiedzialna, za pocałunek, pamięta? Czy powiedziała
to wszystkim? Jednak jeśli tak było, nie mogła, nic na to
poradzić. Gdy podchodziła do odpowiedniego stołu, rozejrzała się.
Nie zobaczyła nic niepokojącego, żadnego szeptania między sobą,
czy pokazywania jej palcami. To podniosło ją nieco na duchu. Już w
lepszym humorze usiadła na swoim miejscu. Po jednej jej stronie
ulokowała się Ginny, a po drugiej Harry.
Próbowała
jeść, ale spokoju nie dawała jej świadomość, że ktoś na nią
patrzy. Podniosła głowę i przeżyła szok. Wprost na nią patrzyły
osoby, po których nigdy by się tego nie spodziewała. Trójka
Ślizgonów, Draco Malfoy, Blaise Zabini i Teodor Nott, nic nie
robiła sobie z jej porażającego spojrzenia, a nawet próbowali je
odwzajemniać. Czyżby wczoraj działo się jeszcze coś, o czym
przyjaciółka nie raczyła jej poinformować? Miała nadzieję, że
to tylko zbieg okoliczności. Z taką myślą wróciła, do
przerwanego posiłku i próbowała wyrzucić z głowy wychowanków
Slytherina.
-
Mnie się wydaje, czy oni na ciebie patrzą? - zapytała Weasley, bez
żadnego skrępowania.
-
Może trochę dyskretniej... - oburzyła się Hermiona. Naprawdę nie
lubiła być w centrum uwagi, a takie sytuacje tylko temu sprzyjały.
- Nie wiem, o co im chodzi. Działo się coś, o czym mi nie
wspomniałaś?
-
Nie wydaje mi się - odpowiedziała młodsza z Gryfonek. - Chyba że
w chwili, gdy cię nie widziałam. Może zapytaj Harry'ego?
- O
co ma mnie zapytać? - odezwał się Wybraniec, do którego dopiero
teraz dotarło, że jego przyjaciółki rozmawiają obok niego.
Szatynkę zastanawiało, co było przyczyną rozkojarzenia chłopaka.
-
Czy działo się wczoraj coś, czego będę żałować do końca
życia, a ty nie chcesz mi tego powiedzieć? - zapytała. Potter
patrzył na nią przez chwilę, analizując jej pytanie.
-
Nic takiego nie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Istnieje
możliwość, że tego nie pamiętam...
Gryfonka
była załamana. Czy nigdy nie miała poznać prawdy? Nienawidziła
własnej niewiedzy. Czuła się wtedy bezbronna, to informacje
stanowiły jej mocną stronę. Podejrzewała, że trójka jej
"stalkerów" może coś na ten temat wiedzieć. Nie
zamierzała jednak zniżać się do tego, aby ich o to pytać. Jeśli
szczęście jej dopisze, sami się wygadają, chcąc pokazać, że
mają nad nią przewagę. W końcu nie muszą wiedzieć, że nie
pamięta wydarzeń poprzedniego wieczora.
Wstała
od stołu i ruszyła do wyjścia. Przyjaciołom powiedziała, że
idzie do biblioteki i tam właśnie zmierzała. Próbowała
zignorować fakt, że chwilę po niej, od stołu odeszli Ślizgoni.
Przecież to musiał być tylko zbieg okoliczności. Z takimi myślami
wyszła na korytarz i szybko kroczyła w wybranym kierunku. Gdy
dotarła na miejsce, otworzyła drzwi, a gdy je zamknęła, odetchnęła z ulgą. Stała się przewrażliwiona. Niby w jakim celu oni mieliby
się z nią spotkać. To było niedorzeczne, sama musiała to
przyznać.
Usiadła
w swoim ulubionym miejscu. Nie wzięła ze sobą żadnej książki.
Po prostu potrzebowała ciszy do przemyśleń. Zamknęła oczy i
próbowała przeanalizować przebieg przyjęcia u Ślimaka. Miała
nadzieję, że to pomoże jej w przypomnieniu sobie czegokolwiek.
Jadnak, gdy mjały minuty, a później godzina, zrezygnowała. W tym
momencie usłyszała kroki. Ktoś szedł w jej kierunku, a nawet
więcej ktosi, jak można było wywnioskować, po odgłosach. Nie
miała szans na ucieczkę, dlatego postanowiła zachować się, jak na
Gryfnkę przystało i stanąć twarzą w twarz z problemami.
Chwilę
później przed nią pojawiła się, tak dobrze jej znana, grupa
Ślizgonów. Wyglądali na wyjątkowo zadowolonych z siebie. Bardziej
niż zwykle, a to było osiągnięciem. Pierwszy, o dziwo, postanowił
się odezwać Blaise:
-
Cześć, piękny dzień nie uważasz? - nie miała pojęcia, jakie
były jego intencje. To zachowanie nie było podobne, do żadnego
Ślizgona.
-
Przestań chrzanić Zabini i powiedz, czego ode mnie chcecie –
postanowiła, że nie będzie się patyczkować. Miała jeszcze kilka
rzeczy do spakowania i chciał się pożegnać z Hagridem przed
wyjazdem.
-
Może grzeczniej – odezwał się Malfoy. - Przychodzimy z gestem
dobrej woli, a ty tak nas witasz? To boli!
-
Nie udawaj większego idioty, niż jesteś w rzeczywistości i
przejdź wreszcie do rzeczy. Nie mam czasu na słowne gierki, a
zwłaszcza w takim towarzystwie.
-
Wczoraj nie miałaś jakoś żadnych obiekcji do naszego towarzystwa
– odpowiedział z dziwnym wyrazem twarzy.
-
Wczoraj okoliczności były bardziej sprzyjające... - nie mogła im
pokazać, że nie wie, o czym mówią.
-
Bardziej sprzyjające czemu? - mogła się domyślić, że nie
zostawi tego bez odpowiedzi. Cały Malfoy!
-
Robieniu głupich rzeczy, których się później żałuje.
Cała
ich trójak popatrzyła na siebie znacząco. Oni coś wiedzieli. W
tej chwili jej priorytetem było odkryć, co to takiego. Istniało
prawdopodobieństwo, że jeśli nie wyciągnie od nich tego teraz,
nigdy jej się to nie uda. Nie wiedziała tylko, jaką taktykę
powinna obrać. W końcu mogli oni tylko grać. Ślizgoni byli w tym
nad wyraz dobrzy.
-
Już coś o tym wiemy, prawda panowie?
-
Oni tak, ale ciebie przecież tam nie było Malfoy – miała
nadzieję, że Ginny nie zapomniała jej wspomnieć, o ponownym
pojawieniu się Fretki.
-
Mam tak dobrych przyjaciół, że podzielili się ze mną
najciekawszymi fragmentami z wczorajszego wieczora – to było jej
szansą. Teraz może od niego wyciągnąć, co wie.
-
Jakimi, na przykład? - zapytała, niby od niechcenia.
-
Większość pragnę zachować dla siebie. Chyba rozumiesz, nie
powinno się wrogowi zdradzać, ile się o nim wie. Jest jednak jedna
sprawa, do której się wczoraj przyznałaś, a która i tak już
została odkryta. Teodorze... - zwrócił się do Notta.
-
Już powinnaś się domyślić, że teraz nie tylko ja znam twój
mały sekret. Powinniście z Potterem bardziej uważać. Liczę, że
mi podziękujesz...
-
Niby za co? - prychnęła.
-
Przekonałem moich przyjaciół, aby cię nie wydali. W dalszym ciągu
czekam na finał tej waszej farsy – w jego sposobie mówienia było
coś takiego, co kazało jej sądzić, że nie jest zadowolony z
przebiegu tego wszystkiego. Czyżby nie chciał, aby i jego
przyjaciele poznali prawdę? Jeśli tak, to dlaczego?
-
Kto powiedział, że to się skończy? - odpowiedziała pytaniem.
Postanowiła trochę namieszać i odzyskać, chociaż namiastkę
przewagi.
- Co
masz na myśli? - zapytał Zabini.
-
Dobrze nam jest z Harry'm razem. Nie planujemy na razie rozstania.
Kto wie, może przetrwa to przez dłuższy czas? - uśmiechnęła się
na widok ich zdezorientowania. Tego się nie spodziewali. Zakładali
pewnie, że będzie przerażona rozwojem sytuacji.
-
Zawsze może też zakończyć się przed czasem.
- Co
chcesz przez to powiedzieć? - zapytała blondyna.
-
Twój chłopak zawsze może poznać tajemnicę, którą przed nim
skrywasz – nie miała pojęcia, co ten manipulator może mieć na
myśli. Cholerny alkohol namieszał jej tylko w głowie.
-
Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
-
Bądź miła, to może się nie dowiesz – po tych słowach
odeszła, a pozostała dwójka Ślizgonów ruszyła za nim.
Nie
miała pojęcia, co to mogło oznaczać. Co Malfoy mógł mieć przez
to na myśli. Czyżby wiedział, z kim się wtedy całowała? Jednak
skąd mógłby to wiedzieć? Nie potrafiła znaleźć żadnej,
rozsądnej odpowiedzi na własne pytania. Postanowiła więc się tym
nie przejmować, przynajmniej do zakończenia przerwy świątecznej.
***
Było
już późno. Powinna już dawno spać, chociażby przez wzgląd na
to, że jutro czeka ją długa podróż. Ona jednak siedziała przed
kominkiem w Pokoju wspólnym, oczekując z niecierpliwością, aż
jej "chłopak" raczy się pojawić. Nie widziała go od
śniadania, a miała wiele do powiedzenia. Długo się biła z
myślami, czy nie zostawić tej sprawy na inny dzień, ale wtedy
wyrzuty sumienia nie dałyby jej spokoju. Nienawidziła ukrywać
prawdy przed Harry'm , dlatego zdecydowała się przekazać
przyjacielowi słowa Ślizgonów z biblioteki.
Czas
mijał, a Wybrańca w dalszym ciągu nie było. Zaczynała się o
niego martwić. Po prawdzie miał być u Dumbledora, ale mogło się
przecież coś stać w drodze powrotnej na wieżę... Nie była
naiwna, mimo iż sama zapewniała wszystkich, że nie ma
bezpieczniejszego miejsca od Hogwartu, wiedziała, że
Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać może mieć dojścia nawet
tutaj. Wolałaby jednak mylić się w tej sprawie.
Jeśli
jednak coś się stało, powinna chyba pójść i to sprawdzić. Z
takim zamiarem ruszyła w kierunku wyjścia. Jednak w tym właśnie
momencie przejście się otworzyło, a z niego wyszedł nikt inny,
jak Harry Potter. Słaniał się na nogach. Hermiona miała nadzieję,
że to skutki zmęczenia, a nie jakiejś klątwy. Szybko podeszła do
przyjaciela i gdy się mu przyjrzała, odetchnęła nieco z ulgą.
Nie nosił na sobie żadnych śladów po zaklęciach.
-
Długo będziesz mi się tak przyglądać? - zapytał z lekkim
rozbawieniem.
-
Możesz nie żartować? Nawet nie wiesz, jak ja się o ciebie
martwiłam. Co ty tam robiłeś tyle czasu? - zasypała go gradem
pytań, nie dając dojść do słowa.
- To, co zazwyczaj. Oglądaliśmy wspomnienia, a potem rozmawialiśmy o
tym, co zobaczyliśmy.
-
Dlaczego trwało to tak długo? - zdawała sobie sprawę z tego, że
Wybraniec nie ma ochoty odpowiadać na pytania, ale nie mogła się
powstrzymać. Poza tym i tak mieli do omówienia jeszcze jedną
sprawę.
-
Pewnie trwałoby jeszcze dłużej, gdyby Dumbledore nie dostał tego
listu... - przerwał, jakby nie był pewny, czy może zdradzić
więcej.
-
Wiesz, od kogo był ten list?
-
Niestety nie. Dyrektor nic nie chciał na ten temat powiedzieć.
Jednak gdy go przeczytał, stwierdził, że musi gdzieś pilnie się
wybrać i musimy naszą rozmowę przełożyć na inny dzień.
Zastanawiało
ją, dlaczego profesor w obliczu takiego zagrożenia w dalszym ciągu
ma tajemnice przed Harry'm. W końcu, jeśli nie chciał, aby chłopak
przekazał to dalej, mógł poprosić. Potter na pewno zachowałby to
dla siebie. Chyba, że jej przyjaciel coś wiedział i nie chciał,
bądź nie mógł tego powiedzieć. Nigdy nie mieli przed sobą
tajemnic, tak jej się przynajmniej wydawało. Teraz nie była tego
taka pewna. Zaczęła szukać w jego postawie i gestach czegoś, co
byłoby dowodem na to, że coś przed nią ukrywa. Nic jednak nie
znalazła.
-
Tak właściwie, to czemu ty jeszcze nie śpisz? - dopiero teraz
dostrzegł, że jego przyjaciółka nie leży jeszcze w łóżku.
-
Czekałam na ciebie, geniuszu...
- W
jakim celu, jeśli można wiedzieć? Czyżbyś się, aż tak bardzo
za mną stęskniła? - poruszył sugestywnie brwiami, a ona tylko
pokręciła głową z dezaprobatą na ten gest.
-
Bądź choć przez chwilę poważny. Wygląda na to, że coraz więcej
osób nas rozpracowuje.
- Co
masz przez to na myśli? - popatrzył na nią z niezrozumieniem. Nie
wiedziała, czy problem stanowił jego ograniczony umysł, czy
zmęczenie.
-
Trzy ślizgońskie żmijki Nierozłączki złożyły mi miłą wizytę
w bibliotece – odczekała chwilę, aż przyjaciel załapie, co miała
na myśli.
-
Chcesz powiedzieć, że Nott powiedział Malfoyowi i Zabiniemu?
-
Nie sądzę... - nie wiedziała dlaczego, ale była przekonana, że
dla Notta niekorzystnym był fakt, iż jego przyjaciele odkryli
prawdę.
-
Skąd takie przypuszczenia?
-
Nie wyglądał na zadowolonego, gdy Fretka chwalił się swoim
odkryciem.
- W
takim razie, skąd wiedzą?
-
Jest szansa, że ode mnie... - spuściła głowę. Bała się jego
reakcji.
-
Jak to od ciebie? - nie wyglądał na złego. Bardziej zszokowanego.
-
Nie pamiętam dużej części wydarzeń na przyjęciu Slughorna.
Właściwie, to jeśli mam być szczera, nie wiem, co się działo,
odkąd zaczęliśmy po raz drugi tańczyć – była załamana, przez
jej głupotę, cały ich plan mógł szlag trafić.
-
Nie przypominam sobie żadnych interakcji ze Ślizgonami z wyjątkiem
jednej kłótni i twojego tańca z Zabinim. - czyli jednak jej
przyjaciel pamiętał więcej od niej. Chociaż tyle... - Chyba że
coś działo się, gdy już wróciłem do dormitorium. Jakoś tak się
złożyło, że wyszedłem przed tobą.
Jej
światełko w tunelu ponownie zgasło. Czy w jej życiu zawsze muszą
występować jakieś komplikacje? Dlaczego jej przyjaciel, po raz
pierwszy w swoim życiu, postanowił opuścić imprezę przed końcem?
Już nawet nie miała siły tego roztrząsać. Po prostu usiadła na
podłodze i ukryła twarz w dłoniach.
Po
dłuższej chwili poczuła, że ktoś siada obok niej. Harry bez
słowa objął ją ramionami i przytulił. Odwzajemniła uścisk i
pozwoliła sobie na kilka łez bezsilności. Zostali w takiej pozie
przez dłuższą chwilę. W takich momentach uświadamiała sobie,
jak bardzo potrzebuje swojego przyjaciela. Nie potrafiła sobie nawet
wyobrazić, że pewnego dnia mogłoby go zabraknąć.
***
Pociąg
mknął w swoim stałym tempie, a ona oglądała znane już
krajobrazy za oknem. Opierała się o ramię przyjaciela. Od
dłuższego czasu siedzieli w ciszy. Przedział mieli tylko dla
siebie, więc nie musieli się martwić, że ktoś zakłóci ich
spokój. Chcieli się sobą nacieszyć, bo całą przerwę świąteczną
planowali spędzić osobno. Był to jeden z powodów nieporuszania
przez nich tematu Rona, czy Ślizgonów. Oboje chcieli od tego
odpocząć i zostawić za sobą, chociaż na chwilę.
Hermiona
próbowała wyobrazić sobie, jak w tym roku będzie wyglądało Boże
Narodzenie. Ostatnio spędziła je z Zakonem Feniksa i Weasleyami. W
tym jednak nie brała tego pod uwagę. Nie tylko dlatego, że
pokłóciła się z najmłodszym synem Molly i Artura. W głębi duszy
czuła, że wojna się zbliża i może już nie mieć okazji na
spędzenie świąt z rodzicami. Rodzice... Gdy tylko o nich
pomyślała, przypomniała sobie o tym dziwnym liście. Przez
ostatnie wydarzenia zupełnie o nim zapomniała. Zwłaszcza że nie
wysłali kolejnego. Nie wiedziała, co było przyczyną ich dziwnego
zachowania, ale musiała ją poznać. Uświadomiła sobie, że nici z
jej planów o beztroskim czasie spędzonym w gronie najbliższych.
Jej nieciekawy humor popsuł się jeszcze bardziej. Harry musiał to
dostrzec, bo przytulił ją do siebie i zapytał z troską:
-
Wszystko w porządku?
-
Nic nie jest w porządku – powiedziała zrezygnowana. Dał jej
znać, że chce wiedzieć więcej. - Właśnie sobie uświadomiłam,
że w domu mam więcej spraw do rozwiązania i mogę tylko pomarzyć
o odpoczynku...
-
Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli – powiedział szczerze.
-
Mam wrażenie, że rodzice coś przede mną ukrywają. Pamiętasz
list, który dostałam kilka tygodni temu? - pokiwał twierdząco
głową. - Coś było z nim nie tak. Będę musiała odkryć, co
takiego się stało pod moją nieobecność.
Nie
rozmawiali już do końca podróży. Hermiona pogrążyła się w
swoich myślach i nie chciała nic więcej mówić, a Wybraniec nie
naciskał. Pozostała droga, aż na dworzec King's Cross przebiegała
im w spokoju. Nie działo się nic niespodziewanego ani nikt im nie
przeszkadzał. Gdy pociąg zatrzymał się na stacji, pożegnali się
i ruszyli w wybranych przez siebie kierunkach. Gdy tylko Granger
pojawiła się po drugiej stronie barierki, trafiła w objęcia
rodziców. Wszystko wydawało się zupełnie zwyczajne, ale nie
traciła czujności.
-
Tęskniłam za wami – powiedziała, wtulając się w matkę.
- My
za tobą też – odpowiedziała jej, jeszcze mocniej ściskając
córkę. - Cieszymy się, że przyjechałaś na święta...
Z
ojcem wymieniła tylko lekkie muśnięcie w policzek. Nigdy nie był
zbyt skory, do wyrażania uczuć. Kilka razy dostrzegła, że jej
opiekun idealnie wpasowałby się w towarzystwo Magicznej
Arystokracji, ale zaraz potem ganiła się za porównywanie go do
ludzi pokroju Lucjusza Malfoya.
Droga
do domu nie była zbyt długa. W samochodzie opowiadała rodzicom, o
czasie spędzonym w Hogwarcie. Oczywiście pominęła fakt, że
pokłóciła się z Ronem i wszystkie wydarzenia będące tego
skutkiem. Jej rodzicielka, nawet po tylu latach wciąż ochoczo
zadawała jej pytania. Ojciec tylko uśmiechał się, gdy usłyszał
wyjątkowo zabawną anegdotę. Hermiona nie kończyła mówić, nawet gdy siedzieli już w kuchni, przy herbacie.
-
Ostatnio nawet poznałam wampira, nazywa się Sanguini i... - niedane jej było jednak skończyć, bo rodzice na wzmiankę o dziecku
nocy spoważnieli i przerwali jej wywód.
-
Jak to wampira? – zapytał Callum Granger przerażony.
-
Spokojnie – powiedziała jego córka z lekkim uśmiechem. – Był
niegroźny, a poza tym, wszędzie byli nauczyciele. Nie mógłby
nikomu zrobić krzywdy.
Nie
wyglądali na przekonanych, ale nie poruszali więcej tego tematu.
Szybko zaczęli rozmawiać o przygotowaniach świątecznych. Hermiona
dowiedziała się, że spędzą je u jakiejś dalszej rodziny. Nie
była z tego zadowolona, ale nie chciała urazić rodziców, którym
od razu poprawił się nastrój.
***
Już
od kilku dni była w domu. Leżała teraz w łóżku i usiłowała
zasnąć, gdy usłyszała podniesiony głos. Szybko wstała i
najciszej jak potrafiła podeszła do drzwi, aby je otworzyć. Nie
musiała udawać się daleko, bo to wystarczyło, aby usłyszeć
treść słów, wypowiadanych przez jej rodziców.
-
...pewny? Może warto to jeszcze przemyśleć? - usłyszała swoją
matkę.
-
Nie mamy nic do przemyślenia. Wszystko jest już ustalone –
odpowiedział jej ojciec.
-
Naprawdę chcesz ją tam zabrać Call? Pamiętasz, co mówił mój
ojciec...
-
Twój ojciec nie żyje Jane, a to najlepszy sposób. Zaufaj mi
kochanie, nasza córka zasługuje na coś lepszego.
-
Ale co jeśli...
-
Żadnego ale! Ja wychodzę i proszę cię jedynie o odrobinę wiary w
moje możliwości...
Potem
usłyszała tylko lekkie trzaśnięcie drzwiami. Nie miała pojęcia,
o czym mówili jej rodzice. Była pewna tylko tego, że miała rację
o ukrywaniu czegoś przed nią. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego
to robią. W końcu sądziła, że mogą sobie powiedzieć wszystko,
a tu taka niespodzianka... Wiedziała, że tej nocy nie da już
raczej rady zasnąć, ale postanowiła zaryzykować i ułożyła się
w miękkiej pościeli.
Mijały
godziny, a ona w dalszym ciągu była przytomna. Zaczynało ją to
irytować. Planowała jutro poważną rozmowę ze swoimi opiekunami i
chciała myśleć jasno podczas jej trwania. Przewracała się z boku
na bok, nie wiedząc co ze sobą począć. W końcu zdecydowała się
na zejście do kuchni. Nie słyszała, aby Jane wracała do sypialni,
więc mogła pogadać tylko z nią. To wydawało się nawet lepszą
opcją, po ojcu mogła spodziewać się wszystkiego.
Schodziła
po schodach i już miała z nich zejść, gdy zatrzymała się w pół
kroku. Na podłodze leżała jej matka. Szybko do niej podeszła i
sprawdziła puls. Na szczęście była tylko nieprzytomna. Hermiona
jednak nie wiedziała, co mogło się stać. Układała w głowie
tysiące scenariuszy, gdy usłyszała jakieś poruszenie w
pomieszczeniu obok. Ruszając w tamtą stronę, zganiła się w
myślach, że nie wzięła ze sobą różdżki, ale w końcu nie
podejrzewała, że coś mogło się stać.
Gdy
tylko zobaczyła intruza, stanęła niczym spetryfikowana. Przed nią
mężczyzna w czarnej szacie, ze srebrną maską na twarzy rzucał
zaklęcia, niszcząc zawartość pomieszczenia, jakby czegoś szukał.
Nie wiedziała, co ma zrobić. W końcu nie spodziewała się
Śmierciożercy w swoim domu. Chciała się wycofać, jednak wtedy
ją dostrzegł
- No
proszę, cóż za niespodzianka. Czyżby córką Calla, była
najlepsza przyjaciółka Pottera? To dopiero spodoba się Panu... -
zaśmiał się szyderczo i skierował różdżkę w jej stronę. Ona
jednak była sparaliżowana. W dodatku nie miała pojęcia, skąd ten
człowiek może znać jej ojca, który jest tylko mugolem...
Już
czuła oddech śmierci na barkach. Nie łudziła się nawet, że może
wyjść z tego cało. W końcu stała bezbronna przed mordercą. Znikąd ratunku. Zamknęła oczy z oczekiwaniem na śmiercionośne
zaklęcie. Już widziała oczami wyobraźni, jak je ciało pada bez
ruchu na ziemię. Jak życie z niej uchodzi. Chciała to mieć za
sobą.
Niespodziewanie,
ściana za Śmierciożercą wybuchła, przygniatając go. Siła
uderzenia powaliła Gryfonkę. Gdy wyszła z oszołomienia, zaczęła
się rozglądać za przyczyną tego zdarzenia. I wtedy po raz kolejny
tej nocy przeżyła szok. Nie wiedziała, czy to jej psychika
wariuje, czy On naprawdę stał przed nią. Przecież to nie było
możliwe. Był w końcu martwy, ale postać przed nią, nie wyglądała
na ducha. Wstała szybko i podeszła do osoby stojącej naprzeciwko.
Dopiero gdy dotknęła jego ramienia, upewniła się, że stoi przed
nią osoba, nad której grobem stała jeszcze dwa dni temu.
-
Dziadek?
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz