czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział XI

Witam wszystkich!
Rozdział, jak do tej pory, wyszedł mi najdłuższy.
Niektórymi fragmentami jestem nieco zawiedziona, ale nie miałam pojęcia, jak ująć to inaczej.
W każdym razie, nie przedłużam i zapraszam do czytania.
♥Lilith♥
Wysoki mężczyzna w podeszłym już wieku od dłuższego czasu krążył po pokoju. Przez jego siwiznę przebijał się dawny brąz jego włosów. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były rzadko rozstawione świece. Słabe oświetlenie pozwalało dostrzec jedynie kontury mebli. Większość ścian była zastawiona regałem, które aż uginały się od nadmiaru książek. Na środku stało biurko, co mogło świadczyć o tym, że był to gabinet. Blat cały był zawalony jakimiś papierami. Większość z nich była zapisana rządowym, oficjalnym pismem. Chociaż pojawiały się także jakieś prywatne listy.
Staruszek podszedł do biurka i wziął do ręki jeden z listów. Przyjrzał się jego zawartości i zaczął żałować swoich decyzji. Niepotrzebnie powiedział wtedy prawdę. Cóż jednak mógł zrobić? Najważniejsze dla niego osoby są w niebezpieczeństwie i nawet nie zdają sobie z tego sprawy. W każdym razie nie powinny... Tylko jeśli On dotrzymał słowa i nie zrobił niczego głupiego. Miał nadzieję, że ich ostatnia rozmowa przyniosła odpowiedni skutek. Po prawdzie było to już kilka lat temu. Dobrze byłoby złożyć mu kolejną wizytę. To jednak stanowiło większy problem niż poprzednio. I tak dużo ryzykował, ujawniając się kilka dni temu przed swoim przyjacielem. W ogóle nie powinien wychodzić ze swojej kryjówki, ale sytuacja go do tego zmusiła.
Siedział w fotelu od kilku godzin. Patrzył na płomień jednej ze świec i analizował wszystkie argumenty opowiadające się za i przeciw jego wyjściu. Im dłużej tak rozmyślał, tym częściej nachodziła go jedna, niepokojąca myśl. Co, jeśli nadszedł najwyższy czas, aby wszyscy poznali prawdę? Jeśli to jedyna szansa na uniknięcie porażki? Nie chciał tego, ale chyba nie było innego wyjścia. Istniała jednak możliwość, że zakończy się to tak, jak poprzednio. Miał tylko nadzieję, że tak się nie stanie. Nie był to zbyt zachęcający scenariusz. Nadszedł jednak najwyższy czas, aby wykonać swoje zadanie, jakie ciążyło na jego rodzinie od pokoleń. W końcu wszystko na to, że przyszedł ten moment, że tym razem się powiedzie.
Wstał i podszedł do półki znajdującej się za nim. Wyciągnął zieloną książkę, bez jakiegokolwiek tytułu, czy autora na okładce. Otworzył ją i wszystkie wspomnienia wróciły. Nie był to jednak dobry moment na sentymenty. Przeczytał odpowiednią formułę z woluminu i przyglądał się, znikającemu przed nim regałowi. Pomieszczenie, które się pojawiło, było spowite w całkowitych ciemnościach. Nie pomagał fakt, że sam gabinet był słabo oświetlony. To jednak nie stanowiło problemu dla staruszka. Wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty i wypowiedział w myślach formułę zaklęcia. W komnacie natychmiast zrobiło się jaśniej. Można było dostrzec jej całe, osobliwe wyposażenie. Po ścianami stały szafki i kufry z nieznaną zawartością. Jeden z kątów był zagracony starymi miotłami, a w innym pełno było kociołków różnych rozmiarów. Jednak nie to go w tym momencie interesowało.
Ruszył przed siebie, aż dotarł do posągu z ciemnego kamienia. Przedstawiał on kobietę w obronnej postawie. Od razu można się było domyślić, że coś ukrywa, a mężczyzna zdawał się wiedzieć, co to takiego. Po raz kolejny przeczytał coś w zielonej książce. Potem obserwował zmiany, jakie zachodziły na jego oczach. Kobieta zmieniła swoje ustawienie i teraz wyglądała, jakby go zapraszała gestem dłoni. Druga dłoń była przy ciele i pozornie nic nie znaczyła. Jednak gdy się przyjrzało, można było zauważyć, że jeden palec wskazuje na coś. Był on skierowany na posadzkę i to właśnie tam skierował się mężczyzna. Uklęknął na podłodze i dotknął, wskazanego przez posąg, miejsca na podłodze lewą dłonią. W tym momencie, w jego drugiej dłoni pojawił się naszyjnik. Przypominał oko i był wykonany z nieznanego metalu. Wyglądał jak złoto, ale miał srebrzystą poświatę. Mężczyzna założył go na szyję i wyszedł z komnaty. Teraz wszystko zależało od tego, czy podjął dobrą decyzję.
***
Gdy Hermiona otworzyła wreszcie oczy, miała ochotę krzyczeć. Ze szczęścia. Mogła odetchnąć z ulgą. Osobą, która leżała obok niej, był nie kto inny, jak Ginny Weasley. Że też wcześniej się nie zorientowała, tylko zaczęła panikować. Uśmiechnęła się do siebie. Czyli jednak wszystko skończyło się dobrze. Podniosła się i ruszyła do łazienki, zabierając ze sobą ubrania. Przez to wszystko zapomniała, że już jutro wyjeżdża i musi się spakować. Postanowiła jednak, że zrobi to później.
Stała pod prysznicem i próbowała sobie przypomnieć wydarzenia z wczorajszej nocy. Nie ważnie jednak, jak bardzo by się nie wysilała, jej pamięć zniknęła bezpowrotnie. Pokręciła głową z dezaprobatą. Ma za swoje i tyle. Niczego nie nauczyła się po imprezach z bliźniakami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak słabą ma głowę. Poza tym ilość wypitych przez nią wczoraj trunków, powaliłaby każdego. Już nawet nie pamiętała, co było tego przyczyną. I chyba wolała, aby tak pozostało.
Już wychodziła z łazienki, gdy stanęła w pół kroku. Przed oczami pojawił jej się obraz pocałunku. Nie miała jednak pojęcia, kim była ta druga osoba. Zaczęła panikować. Co, jeśli to nie był Harry i oskarżą ją o zdradę. Albo co gorsza, to był Potter i sprawdzają się słowa Notta? Gdy się nad tym zastanawiała, uświadomiła sobie, że jednak coś pamięta. W każdym razie to, co działo się, zanim postanowiła utopić się w Ognistej... W niczym jej to nie pomogło.
Postanowiła się na razie, nad tym nie zastanawiać i podeszła do swojego łóżka, w którym wciąż spała Ginny. Właśnie! Ruda! Ona może coś wiedzieć. To było takie oczywiste, Hermiona jednak nie była do końca przytomna, skoro nie pomyślała o tym wcześniej. Potrząsnęła przyjaciółką, tamta jednak się tym w ogóle nie przejęła.
- Ginny, wstawaj! - Szatynka postanowiła spróbować innej taktyki. I to poskutkowało. Młoda Weasley przebudziła się i patrzyła z wyrzutem na starszą Gryfonkę.
- Czemu się tak wydzierasz? - zapytała zaspanym głosem. - Stało się coś?
- Mam do ciebie kilka pytań odnośnie do ostatniej nocy – odezwała się Hermiona. Jej głos był niepewny. Jakby bała się osądzenia, ze strony młodszej koleżanki.
- Nie mów mi, że mamy powtórkę z ostatniej imprezy Freda i Georga – zaśmiała się, jednak szybko zrozumiała swój błąd, gdy popatrzyła na przyjaciółkę. - Kiedy ty się w końcu nauczysz? - powiedziała bardziej do siebie niż do Hermiony.
- Wiem, ale to tak jakoś wyszło... - próbowała się bronić. Zaczęła sobie wykręcać palce ze zdenerwowania. - To wiesz coś?
- Hmmm – Ruda chyba postanowiła, że pomęczy ją przez chwilę, bo nic więcej nie mówiła przez następne pięć minut. Jednak gdy tylko spojrzała w oczy brązowowłosej Gryfonki, zrezygnowała z tego. - Czyli od kiedy nic nie pamiętasz?
Dziewczynie zaszkliły się oczy. Próbowała sobie przypomnieć ostatni moment, w którym była w pełni przytomna. Wiedziała, że na Ginny zawsze może liczyć. Udowodniła to, gdy stanęła po jej stronie, a nie Rona. W końcu był jej bratem, powinna jego poprzeć. Hermiona właśnie tak by zrobiła. Była wdzięczna Rudej za to, że nigdy nie działa szablonowo.
- Chyba od rozmowy z Harrym przy barze... - odpowiedziała.
- Chyba? - zapytała żartobliwie. - Już dobrze, zaraz sobie przypomnę, co robiłaś potem.
- Dzięki, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła... - Hermiona uśmiechnęła się, do siedzącej naprzeciw niej dziewczyny.
- Pewnie została dożywotnią abstynentką, bo nie wiedziałabyś, co robisz po alkoholu i wolała nie ryzykować – powiedziała poważnie Weasley. Jednak po chwili, jej twarz zdobił uśmiech.
- Przypomniałaś sobie już coś? - zapytała zniecierpliwiona, ignorując zaczepki.
- Nie powiem ci wszystkiego, bo nie była przy tobie cały czas, ale coś tam pamiętam – Hermiona pokiwała jej głową, na znak zrozumienia. Wolała się już nie odzywać. - Przy barze wyglądaliście z Harrym na bardzo poważnych. Dopiero później zaczęliście tańczyć i się trochę wygłupiać. Postanowiłam z Deanem, że do was dołączymy. Trochę piliśmy, żartowaliśmy, aż niespodziewanie podszedł do na Blaise Zabini. Nie obyło się bez kilku epitetów z obu stron, ale nawet nie wiem, jak to się stało, że zaczął pić z nami. Potem z nim tańczyłyśmy, ale podszedł Harry z Deanem, zazdrośnicy, i dołączyli – przerwała, pewnie próbowała sobie przypomnieć, co działo się później. - Nie wiem, co działo się przez następną godzinę, bo wyszłam z Thomasem, w nieistotnej dla ciebie sprawie – popatrzyła na Hermionę znacząco. Dziewczyna się domyślała, co to mogła być za sprawa, ale nie przerywała przyjaciółce. - Gdy wróciłam, siedziałaś przy barze i rozmawiałaś z tym wampirem, jak on się nazywał?
- Sanguini – podpowiedziała.
- Dokładnie. Czyli, rozmawiałaś z nim. Chyba się kłóciliście, już nie pamiętam, o co poszło. Później znów mi zniknęłaś, aż do momentu, gdy w drodze powrotnej, na wieżę Gryffindoru, spotkałam cię samą na korytarzu. Coś mamrotałaś, nie wiem, o co ci chodziło. Zaprowadziłam cię do pokoju i zamierzałam wyjść, ale ty zaczęłaś mówić, jak to umrzesz beze mnie w samotności, więc się zlitowałam i zostałam – zakończyła swoją opowieść z jeszcze większym uśmiechem.
- Czyli nie wiesz nic, o żadnym pocałunku? - Zapytała kasztanowłosa, nim ugryzła się w język. Nie powinna była tego wypowiadać głośno.
- Jakim pocałunku? Czyli jednak coś pamiętasz. Z kim się całowałaś?
- Nie mam pojęcia, miałam nadzieję, że ty mi to powiesz... - powiedziała ze spuszczoną głową. - Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że ta druga osoba też nic nie pamięta, albo zachowa to dla siebie.
- Nie martw się. Rozmawiasz z dziewczyną, która ma za braci bliźniaków. Już dawno nauczyli mnie kilku sposobów, na zdobywanie informacji - powiedziała z błyskiem w oku. Miała plan, teraz pozostało tylko odkryć jaki.
- Mogłabyś mnie kilku nauczyć, wiesz? Tak byłoby o wiele szybciej – przydałoby jej się to w sprawie Rona.
- Zapomnij, na razie poradzę sobie sama. Jeśli będę miała jakiś problem, dam ci znać – i nim Hermiona zdążyła jakoś zareagować, weszła do łazienki.
Hermiona rozejrzała się po pokoju i uświadomiła sobie, że nie ma jej współlokatorek. Zastanawiała się, gdzie mogły się podziać, aż przypomniała sobie, że osoby niezaproszone na przyjęcie Ślimaka, pojechały już do domu. To było dobrą wiadomością, bo nie mogły podsłuchać dzisiejszej rozmowy. Całe szczęście, bo w tym wszystkim zapomniała o ich istnieniu i nawet nie starała się sprawdzić, czy ktoś to słyszy.
Czekając na przyjaciółkę, postanowiła zacząć się pakować, na jutrzejszy wyjazd. Już nie mogła się doczekać. Wreszcie miała się dowiedzieć, co było powodem wysłania przez jej rodziców tak dziwnego listu. Będzie to też czas, w którym nie będzie musiała się martwić tym, co dzieje się w Hogwarcie. Odetchnęła z ulgą na tę myśl. Żadnych Ronów, Nottów, czy teorii spiskowych Harry'ego na temat Malfoya. Teraz skupi się na czymś innym. Czekała na to z niecierpliwością, a musiała wytrzymać do jutra.
***
Wchodząc do Wielkiej Sali, nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Czy osoba współodpowiedzialna, za pocałunek, pamięta? Czy powiedziała to wszystkim? Jednak jeśli tak było, nie mogła, nic na to poradzić. Gdy podchodziła do odpowiedniego stołu, rozejrzała się. Nie zobaczyła nic niepokojącego, żadnego szeptania między sobą, czy pokazywania jej palcami. To podniosło ją nieco na duchu. Już w lepszym humorze usiadła na swoim miejscu. Po jednej jej stronie ulokowała się Ginny, a po drugiej Harry.
Próbowała jeść, ale spokoju nie dawała jej świadomość, że ktoś na nią patrzy. Podniosła głowę i przeżyła szok. Wprost na nią patrzyły osoby, po których nigdy by się tego nie spodziewała. Trójka Ślizgonów, Draco Malfoy, Blaise Zabini i Teodor Nott, nic nie robiła sobie z jej porażającego spojrzenia, a nawet próbowali je odwzajemniać. Czyżby wczoraj działo się jeszcze coś, o czym przyjaciółka nie raczyła jej poinformować? Miała nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności. Z taką myślą wróciła, do przerwanego posiłku i próbowała wyrzucić z głowy wychowanków Slytherina.
- Mnie się wydaje, czy oni na ciebie patrzą? - zapytała Weasley, bez żadnego skrępowania.
- Może trochę dyskretniej... - oburzyła się Hermiona. Naprawdę nie lubiła być w centrum uwagi, a takie sytuacje tylko temu sprzyjały. - Nie wiem, o co im chodzi. Działo się coś, o czym mi nie wspomniałaś?
- Nie wydaje mi się - odpowiedziała młodsza z Gryfonek. - Chyba że w chwili, gdy cię nie widziałam. Może zapytaj Harry'ego?
- O co ma mnie zapytać? - odezwał się Wybraniec, do którego dopiero teraz dotarło, że jego przyjaciółki rozmawiają obok niego. Szatynkę zastanawiało, co było przyczyną rozkojarzenia chłopaka.
- Czy działo się wczoraj coś, czego będę żałować do końca życia, a ty nie chcesz mi tego powiedzieć? - zapytała. Potter patrzył na nią przez chwilę, analizując jej pytanie.
- Nic takiego nie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Istnieje możliwość, że tego nie pamiętam...
Gryfonka była załamana. Czy nigdy nie miała poznać prawdy? Nienawidziła własnej niewiedzy. Czuła się wtedy bezbronna, to informacje stanowiły jej mocną stronę. Podejrzewała, że trójka jej "stalkerów" może coś na ten temat wiedzieć. Nie zamierzała jednak zniżać się do tego, aby ich o to pytać. Jeśli szczęście jej dopisze, sami się wygadają, chcąc pokazać, że mają nad nią przewagę. W końcu nie muszą wiedzieć, że nie pamięta wydarzeń poprzedniego wieczora.
Wstała od stołu i ruszyła do wyjścia. Przyjaciołom powiedziała, że idzie do biblioteki i tam właśnie zmierzała. Próbowała zignorować fakt, że chwilę po niej, od stołu odeszli Ślizgoni. Przecież to musiał być tylko zbieg okoliczności. Z takimi myślami wyszła na korytarz i szybko kroczyła w wybranym kierunku. Gdy dotarła na miejsce, otworzyła drzwi, a gdy je zamknęła, odetchnęła z ulgą. Stała się przewrażliwiona. Niby w jakim celu oni mieliby się z nią spotkać. To było niedorzeczne, sama musiała to przyznać.
Usiadła w swoim ulubionym miejscu. Nie wzięła ze sobą żadnej książki. Po prostu potrzebowała ciszy do przemyśleń. Zamknęła oczy i próbowała przeanalizować przebieg przyjęcia u Ślimaka. Miała nadzieję, że to pomoże jej w przypomnieniu sobie czegokolwiek. Jadnak, gdy mjały minuty, a później godzina, zrezygnowała. W tym momencie usłyszała kroki. Ktoś szedł w jej kierunku, a nawet więcej ktosi, jak można było wywnioskować, po odgłosach. Nie miała szans na ucieczkę, dlatego postanowiła zachować się, jak na Gryfnkę przystało i stanąć twarzą w twarz z problemami.
Chwilę później przed nią pojawiła się, tak dobrze jej znana, grupa Ślizgonów. Wyglądali na wyjątkowo zadowolonych z siebie. Bardziej niż zwykle, a to było osiągnięciem. Pierwszy, o dziwo, postanowił się odezwać Blaise:
- Cześć, piękny dzień nie uważasz? - nie miała pojęcia, jakie były jego intencje. To zachowanie nie było podobne, do żadnego Ślizgona.
- Przestań chrzanić Zabini i powiedz, czego ode mnie chcecie – postanowiła, że nie będzie się patyczkować. Miała jeszcze kilka rzeczy do spakowania i chciał się pożegnać z Hagridem przed wyjazdem.
- Może grzeczniej – odezwał się Malfoy. - Przychodzimy z gestem dobrej woli, a ty tak nas witasz? To boli!
- Nie udawaj większego idioty, niż jesteś w rzeczywistości i przejdź wreszcie do rzeczy. Nie mam czasu na słowne gierki, a zwłaszcza w takim towarzystwie.
- Wczoraj nie miałaś jakoś żadnych obiekcji do naszego towarzystwa – odpowiedział z dziwnym wyrazem twarzy.
- Wczoraj okoliczności były bardziej sprzyjające... - nie mogła im pokazać, że nie wie, o czym mówią.
- Bardziej sprzyjające czemu? - mogła się domyślić, że nie zostawi tego bez odpowiedzi. Cały Malfoy!
- Robieniu głupich rzeczy, których się później żałuje.
Cała ich trójak popatrzyła na siebie znacząco. Oni coś wiedzieli. W tej chwili jej priorytetem było odkryć, co to takiego. Istniało prawdopodobieństwo, że jeśli nie wyciągnie od nich tego teraz, nigdy jej się to nie uda. Nie wiedziała tylko, jaką taktykę powinna obrać. W końcu mogli oni tylko grać. Ślizgoni byli w tym nad wyraz dobrzy.
- Już coś o tym wiemy, prawda panowie?
- Oni tak, ale ciebie przecież tam nie było Malfoy – miała nadzieję, że Ginny nie zapomniała jej wspomnieć, o ponownym pojawieniu się Fretki.
- Mam tak dobrych przyjaciół, że podzielili się ze mną najciekawszymi fragmentami z wczorajszego wieczora – to było jej szansą. Teraz może od niego wyciągnąć, co wie.
- Jakimi, na przykład? - zapytała, niby od niechcenia.
- Większość pragnę zachować dla siebie. Chyba rozumiesz, nie powinno się wrogowi zdradzać, ile się o nim wie. Jest jednak jedna sprawa, do której się wczoraj przyznałaś, a która i tak już została odkryta. Teodorze... - zwrócił się do Notta.
- Już powinnaś się domyślić, że teraz nie tylko ja znam twój mały sekret. Powinniście z Potterem bardziej uważać. Liczę, że mi podziękujesz...
- Niby za co? - prychnęła.
- Przekonałem moich przyjaciół, aby cię nie wydali. W dalszym ciągu czekam na finał tej waszej farsy – w jego sposobie mówienia było coś takiego, co kazało jej sądzić, że nie jest zadowolony z przebiegu tego wszystkiego. Czyżby nie chciał, aby i jego przyjaciele poznali prawdę? Jeśli tak, to dlaczego?
- Kto powiedział, że to się skończy? - odpowiedziała pytaniem. Postanowiła trochę namieszać i odzyskać, chociaż namiastkę przewagi.
- Co masz na myśli? - zapytał Zabini.
- Dobrze nam jest z Harry'm razem. Nie planujemy na razie rozstania. Kto wie, może przetrwa to przez dłuższy czas? - uśmiechnęła się na widok ich zdezorientowania. Tego się nie spodziewali. Zakładali pewnie, że będzie przerażona rozwojem sytuacji.
- Zawsze może też zakończyć się przed czasem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała blondyna.
- Twój chłopak zawsze może poznać tajemnicę, którą przed nim skrywasz – nie miała pojęcia, co ten manipulator może mieć na myśli. Cholerny alkohol namieszał jej tylko w głowie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Bądź miła, to może się nie dowiesz – po tych słowach odeszła, a pozostała dwójka Ślizgonów ruszyła za nim.
Nie miała pojęcia, co to mogło oznaczać. Co Malfoy mógł mieć przez to na myśli. Czyżby wiedział, z kim się wtedy całowała? Jednak skąd mógłby to wiedzieć? Nie potrafiła znaleźć żadnej, rozsądnej odpowiedzi na własne pytania. Postanowiła więc się tym nie przejmować, przynajmniej do zakończenia przerwy świątecznej.
***
Było już późno. Powinna już dawno spać, chociażby przez wzgląd na to, że jutro czeka ją długa podróż. Ona jednak siedziała przed kominkiem w Pokoju wspólnym, oczekując z niecierpliwością, aż jej "chłopak" raczy się pojawić. Nie widziała go od śniadania, a miała wiele do powiedzenia. Długo się biła z myślami, czy nie zostawić tej sprawy na inny dzień, ale wtedy wyrzuty sumienia nie dałyby jej spokoju. Nienawidziła ukrywać prawdy przed Harry'm , dlatego zdecydowała się przekazać przyjacielowi słowa Ślizgonów z biblioteki.
Czas mijał, a Wybrańca w dalszym ciągu nie było. Zaczynała się o niego martwić. Po prawdzie miał być u Dumbledora, ale mogło się przecież coś stać w drodze powrotnej na wieżę... Nie była naiwna, mimo iż sama zapewniała wszystkich, że nie ma bezpieczniejszego miejsca od Hogwartu, wiedziała, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać może mieć dojścia nawet tutaj. Wolałaby jednak mylić się w tej sprawie.
Jeśli jednak coś się stało, powinna chyba pójść i to sprawdzić. Z takim zamiarem ruszyła w kierunku wyjścia. Jednak w tym właśnie momencie przejście się otworzyło, a z niego wyszedł nikt inny, jak Harry Potter. Słaniał się na nogach. Hermiona miała nadzieję, że to skutki zmęczenia, a nie jakiejś klątwy. Szybko podeszła do przyjaciela i gdy się mu przyjrzała, odetchnęła nieco z ulgą. Nie nosił na sobie żadnych śladów po zaklęciach.
- Długo będziesz mi się tak przyglądać? - zapytał z lekkim rozbawieniem.
- Możesz nie żartować? Nawet nie wiesz, jak ja się o ciebie martwiłam. Co ty tam robiłeś tyle czasu? - zasypała go gradem pytań, nie dając dojść do słowa.
- To, co zazwyczaj. Oglądaliśmy wspomnienia, a potem rozmawialiśmy o tym, co zobaczyliśmy.
- Dlaczego trwało to tak długo? - zdawała sobie sprawę z tego, że Wybraniec nie ma ochoty odpowiadać na pytania, ale nie mogła się powstrzymać. Poza tym i tak mieli do omówienia jeszcze jedną sprawę.
- Pewnie trwałoby jeszcze dłużej, gdyby Dumbledore nie dostał tego listu... - przerwał, jakby nie był pewny, czy może zdradzić więcej.
- Wiesz, od kogo był ten list?
- Niestety nie. Dyrektor nic nie chciał na ten temat powiedzieć. Jednak gdy go przeczytał, stwierdził, że musi gdzieś pilnie się wybrać i musimy naszą rozmowę przełożyć na inny dzień.
Zastanawiało ją, dlaczego profesor w obliczu takiego zagrożenia w dalszym ciągu ma tajemnice przed Harry'm. W końcu, jeśli nie chciał, aby chłopak przekazał to dalej, mógł poprosić. Potter na pewno zachowałby to dla siebie. Chyba, że jej przyjaciel coś wiedział i nie chciał, bądź nie mógł tego powiedzieć. Nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, tak jej się przynajmniej wydawało. Teraz nie była tego taka pewna. Zaczęła szukać w jego postawie i gestach czegoś, co byłoby dowodem na to, że coś przed nią ukrywa. Nic jednak nie znalazła.
- Tak właściwie, to czemu ty jeszcze nie śpisz? - dopiero teraz dostrzegł, że jego przyjaciółka nie leży jeszcze w łóżku.
- Czekałam na ciebie, geniuszu...
- W jakim celu, jeśli można wiedzieć? Czyżbyś się, aż tak bardzo za mną stęskniła? - poruszył sugestywnie brwiami, a ona tylko pokręciła głową z dezaprobatą na ten gest.
- Bądź choć przez chwilę poważny. Wygląda na to, że coraz więcej osób nas rozpracowuje.
- Co masz przez to na myśli? - popatrzył na nią z niezrozumieniem. Nie wiedziała, czy problem stanowił jego ograniczony umysł, czy zmęczenie.
- Trzy ślizgońskie żmijki Nierozłączki złożyły mi miłą wizytę w bibliotece – odczekała chwilę, aż przyjaciel załapie, co miała na myśli.
- Chcesz powiedzieć, że Nott powiedział Malfoyowi i Zabiniemu?
- Nie sądzę... - nie wiedziała dlaczego, ale była przekonana, że dla Notta niekorzystnym był fakt, iż jego przyjaciele odkryli prawdę.
- Skąd takie przypuszczenia?
- Nie wyglądał na zadowolonego, gdy Fretka chwalił się swoim odkryciem.
- W takim razie, skąd wiedzą?
- Jest szansa, że ode mnie... - spuściła głowę. Bała się jego reakcji.
- Jak to od ciebie? - nie wyglądał na złego. Bardziej zszokowanego.
- Nie pamiętam dużej części wydarzeń na przyjęciu Slughorna. Właściwie, to jeśli mam być szczera, nie wiem, co się działo, odkąd zaczęliśmy po raz drugi tańczyć – była załamana, przez jej głupotę, cały ich plan mógł szlag trafić.
- Nie przypominam sobie żadnych interakcji ze Ślizgonami z wyjątkiem jednej kłótni i twojego tańca z Zabinim. - czyli jednak jej przyjaciel pamiętał więcej od niej. Chociaż tyle... - Chyba że coś działo się, gdy już wróciłem do dormitorium. Jakoś tak się złożyło, że wyszedłem przed tobą.
Jej światełko w tunelu ponownie zgasło. Czy w jej życiu zawsze muszą występować jakieś komplikacje? Dlaczego jej przyjaciel, po raz pierwszy w swoim życiu, postanowił opuścić imprezę przed końcem? Już nawet nie miała siły tego roztrząsać. Po prostu usiadła na podłodze i ukryła twarz w dłoniach.
Po dłuższej chwili poczuła, że ktoś siada obok niej. Harry bez słowa objął ją ramionami i przytulił. Odwzajemniła uścisk i pozwoliła sobie na kilka łez bezsilności. Zostali w takiej pozie przez dłuższą chwilę. W takich momentach uświadamiała sobie, jak bardzo potrzebuje swojego przyjaciela. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że pewnego dnia mogłoby go zabraknąć.
***
Pociąg mknął w swoim stałym tempie, a ona oglądała znane już krajobrazy za oknem. Opierała się o ramię przyjaciela. Od dłuższego czasu siedzieli w ciszy. Przedział mieli tylko dla siebie, więc nie musieli się martwić, że ktoś zakłóci ich spokój. Chcieli się sobą nacieszyć, bo całą przerwę świąteczną planowali spędzić osobno. Był to jeden z powodów nieporuszania przez nich tematu Rona, czy Ślizgonów. Oboje chcieli od tego odpocząć i zostawić za sobą, chociaż na chwilę.
Hermiona próbowała wyobrazić sobie, jak w tym roku będzie wyglądało Boże Narodzenie. Ostatnio spędziła je z Zakonem Feniksa i Weasleyami. W tym jednak nie brała tego pod uwagę. Nie tylko dlatego, że pokłóciła się z najmłodszym synem Molly i Artura. W głębi duszy czuła, że wojna się zbliża i może już nie mieć okazji na spędzenie świąt z rodzicami. Rodzice... Gdy tylko o nich pomyślała, przypomniała sobie o tym dziwnym liście. Przez ostatnie wydarzenia zupełnie o nim zapomniała. Zwłaszcza że nie wysłali kolejnego. Nie wiedziała, co było przyczyną ich dziwnego zachowania, ale musiała ją poznać. Uświadomiła sobie, że nici z jej planów o beztroskim czasie spędzonym w gronie najbliższych. Jej nieciekawy humor popsuł się jeszcze bardziej. Harry musiał to dostrzec, bo przytulił ją do siebie i zapytał z troską:
- Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku – powiedziała zrezygnowana. Dał jej znać, że chce wiedzieć więcej. - Właśnie sobie uświadomiłam, że w domu mam więcej spraw do rozwiązania i mogę tylko pomarzyć o odpoczynku...
- Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli – powiedział szczerze.
- Mam wrażenie, że rodzice coś przede mną ukrywają. Pamiętasz list, który dostałam kilka tygodni temu? - pokiwał twierdząco głową. - Coś było z nim nie tak. Będę musiała odkryć, co takiego się stało pod moją nieobecność.
Nie rozmawiali już do końca podróży. Hermiona pogrążyła się w swoich myślach i nie chciała nic więcej mówić, a Wybraniec nie naciskał. Pozostała droga, aż na dworzec King's Cross przebiegała im w spokoju. Nie działo się nic niespodziewanego ani nikt im nie przeszkadzał. Gdy pociąg zatrzymał się na stacji, pożegnali się i ruszyli w wybranych przez siebie kierunkach. Gdy tylko Granger pojawiła się po drugiej stronie barierki, trafiła w objęcia rodziców. Wszystko wydawało się zupełnie zwyczajne, ale nie traciła czujności.
- Tęskniłam za wami – powiedziała, wtulając się w matkę.
- My za tobą też – odpowiedziała jej, jeszcze mocniej ściskając córkę. - Cieszymy się, że przyjechałaś na święta...
Z ojcem wymieniła tylko lekkie muśnięcie w policzek. Nigdy nie był zbyt skory, do wyrażania uczuć. Kilka razy dostrzegła, że jej opiekun idealnie wpasowałby się w towarzystwo Magicznej Arystokracji, ale zaraz potem ganiła się za porównywanie go do ludzi pokroju Lucjusza Malfoya.
Droga do domu nie była zbyt długa. W samochodzie opowiadała rodzicom, o czasie spędzonym w Hogwarcie. Oczywiście pominęła fakt, że pokłóciła się z Ronem i wszystkie wydarzenia będące tego skutkiem. Jej rodzicielka, nawet po tylu latach wciąż ochoczo zadawała jej pytania. Ojciec tylko uśmiechał się, gdy usłyszał wyjątkowo zabawną anegdotę. Hermiona nie kończyła mówić, nawet gdy siedzieli już w kuchni, przy herbacie.
- Ostatnio nawet poznałam wampira, nazywa się Sanguini i... - niedane jej było jednak skończyć, bo rodzice na wzmiankę o dziecku nocy spoważnieli i przerwali jej wywód.
- Jak to wampira? – zapytał Callum Granger przerażony.
- Spokojnie – powiedziała jego córka z lekkim uśmiechem. – Był niegroźny, a poza tym, wszędzie byli nauczyciele. Nie mógłby nikomu zrobić krzywdy.
Nie wyglądali na przekonanych, ale nie poruszali więcej tego tematu. Szybko zaczęli rozmawiać o przygotowaniach świątecznych. Hermiona dowiedziała się, że spędzą je u jakiejś dalszej rodziny. Nie była z tego zadowolona, ale nie chciała urazić rodziców, którym od razu poprawił się nastrój.
***
Już od kilku dni była w domu. Leżała teraz w łóżku i usiłowała zasnąć, gdy usłyszała podniesiony głos. Szybko wstała i najciszej jak potrafiła podeszła do drzwi, aby je otworzyć. Nie musiała udawać się daleko, bo to wystarczyło, aby usłyszeć treść słów, wypowiadanych przez jej rodziców.
- ...pewny? Może warto to jeszcze przemyśleć? - usłyszała swoją matkę.
- Nie mamy nic do przemyślenia. Wszystko jest już ustalone – odpowiedział jej ojciec.
- Naprawdę chcesz ją tam zabrać Call? Pamiętasz, co mówił mój ojciec...
- Twój ojciec nie żyje Jane, a to najlepszy sposób. Zaufaj mi kochanie, nasza córka zasługuje na coś lepszego.
- Ale co jeśli...
- Żadnego ale! Ja wychodzę i proszę cię jedynie o odrobinę wiary w moje możliwości...
Potem usłyszała tylko lekkie trzaśnięcie drzwiami. Nie miała pojęcia, o czym mówili jej rodzice. Była pewna tylko tego, że miała rację o ukrywaniu czegoś przed nią. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego to robią. W końcu sądziła, że mogą sobie powiedzieć wszystko, a tu taka niespodzianka... Wiedziała, że tej nocy nie da już raczej rady zasnąć, ale postanowiła zaryzykować i ułożyła się w miękkiej pościeli.
Mijały godziny, a ona w dalszym ciągu była przytomna. Zaczynało ją to irytować. Planowała jutro poważną rozmowę ze swoimi opiekunami i chciała myśleć jasno podczas jej trwania. Przewracała się z boku na bok, nie wiedząc co ze sobą począć. W końcu zdecydowała się na zejście do kuchni. Nie słyszała, aby Jane wracała do sypialni, więc mogła pogadać tylko z nią. To wydawało się nawet lepszą opcją, po ojcu mogła spodziewać się wszystkiego.
Schodziła po schodach i już miała z nich zejść, gdy zatrzymała się w pół kroku. Na podłodze leżała jej matka. Szybko do niej podeszła i sprawdziła puls. Na szczęście była tylko nieprzytomna. Hermiona jednak nie wiedziała, co mogło się stać. Układała w głowie tysiące scenariuszy, gdy usłyszała jakieś poruszenie w pomieszczeniu obok. Ruszając w tamtą stronę, zganiła się w myślach, że nie wzięła ze sobą różdżki, ale w końcu nie podejrzewała, że coś mogło się stać.
Gdy tylko zobaczyła intruza, stanęła niczym spetryfikowana. Przed nią mężczyzna w czarnej szacie, ze srebrną maską na twarzy rzucał zaklęcia, niszcząc zawartość pomieszczenia, jakby czegoś szukał. Nie wiedziała, co ma zrobić. W końcu nie spodziewała się Śmierciożercy w swoim domu. Chciała się wycofać, jednak wtedy ją dostrzegł
- No proszę, cóż za niespodzianka. Czyżby córką Calla, była najlepsza przyjaciółka Pottera? To dopiero spodoba się Panu... - zaśmiał się szyderczo i skierował różdżkę w jej stronę. Ona jednak była sparaliżowana. W dodatku nie miała pojęcia, skąd ten człowiek może znać jej ojca, który jest tylko mugolem...
Już czuła oddech śmierci na barkach. Nie łudziła się nawet, że może wyjść z tego cało. W końcu stała bezbronna przed mordercą. Znikąd ratunku. Zamknęła oczy z oczekiwaniem na śmiercionośne zaklęcie. Już widziała oczami wyobraźni, jak je ciało pada bez ruchu na ziemię. Jak życie z niej uchodzi. Chciała to mieć za sobą.
Niespodziewanie, ściana za Śmierciożercą wybuchła, przygniatając go. Siła uderzenia powaliła Gryfonkę. Gdy wyszła z oszołomienia, zaczęła się rozglądać za przyczyną tego zdarzenia. I wtedy po raz kolejny tej nocy przeżyła szok. Nie wiedziała, czy to jej psychika wariuje, czy On naprawdę stał przed nią. Przecież to nie było możliwe. Był w końcu martwy, ale postać przed nią, nie wyglądała na ducha. Wstała szybko i podeszła do osoby stojącej naprzeciwko. Dopiero gdy dotknęła jego ramienia, upewniła się, że stoi przed nią osoba, nad której grobem stała jeszcze dwa dni temu.
- Dziadek?
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz