Wreszcie zdecydowałam się, napisać coś przed rozdziałem. Nie chcę przynudzać, więc tylko wyjaśniam, że to, co jest napisane kursywą, to wspomnienia.
To tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie ogarnął.
Pamiętajcie też o komentarzach. Wiem, że wszyscy autorzy tak o nie żebrzą, ale to naprawdę motywuje.
Miłego czytania
♥Lilith ♥
"Przeklęty
Barnes." Powtarzał ten zwrot w swojej głowie niczym mantrę.
Był już tak blisko. Zaczynał dogadywać się z Esther, a teraz
wszystkie jego starania poszły na marne. Nawet nie mógł wrócić
do dormitorium, bo tam zastałby, przesiąkniętego samozadowoleniem
po spotkaniu z May, Chaveza. "Nawet on osiąga to, co chce."
Jego myśli były pełne zazdrości, ale nie chciał się sam przed
sobą do tego przyznać. Z dwojga złego, wolał porażkę. Z nią
nauczył się już sobie radzić. Lata praktyki zrobiły swoje. Z
takimi przemyśleniami potrafił dojść tylko do jednego wniosku.
Zrezygnuje z niej. Nie będzie to proste, ale czy ma inne wyjście?
Podświadomie i tak wiedział, że nigdy nie miał nawet cienia
szansy. W końcu kim on jest w porównaniu z takim Patrickiem
Barnesem? Nikim, zwykłym tchórzem, który nie potrafi postawić na
swoim...
Pewnie użalałby
się tak nad sobą, aż do świtu, gdyby nie uświadomił sobie
jednej, ważnej rzeczy. Przez to wszystko zapomniał, że mieli z May
odciągnąć Ślizgona od Esther. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby
przez swoją głupotę doprowadził do tragedii. W końcu nie wiadomo
do czego Barnes jest zdolny. To, co wiedzą jest pewnie tylko kroplą
w morzu tajemnic, a ich zadaniem jest przecież poznać resztę. Z
nowymi myślami podniósł się z kamiennej podłogi i rozejrzał
dookoła. Gdy jego wzrok utkwił na tym, co było za oknem, zamarł.
Nie sądził, że spędził w tej części zamku, aż tyle czasu.
Zaczynało świtać, a on nie zmrużył oka nawet na chwilę. Czekał
go kolejny, ciężki dzień...
***
Już
otwierała usta, by wypowiedzieć pierwsze słowa, ale głos uwiązł
jej w gardle. Nagle wróciły wspomnienia z dzisiejszego dnia...
Stała
oparta o zimną ścianę i nie wiedziała jak zareagować na toczącą
się przed nią scenę. Niedaleko niej Nathaniel przyciskał do tej
samej ściany Patricka i przytrzymywał różdżkę przy jego gardle.
Wyglądał tak, jakby chciał go rozgnieść niczym robaka, ale się
powstrzymywał.
-Pożałujesz
tego Granger – wysapał Ślizgon. - Jak
myślisz, czy twoja rodzina będzie zadowolona z twojej znajomości z
May Malfoy? Może warto by ich zapytać?
- W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jaka była bezmyślna
zaczynając znajomość z Nathanielem. O siebie nie musiała się
martwić, ale przecież doskonale wiedziała, do czego zdolny jest jej
ojciec, gdy coś mu nie odpowiada. Alek odczuł to na własnej
skórze...Widziała, jak jej przyjaciel sztywnieje na chwilę, ale
szybko się opanował.
-Nie
groź mi Barnes, mam na ciebie więcej, niż ty na mnie.
- Od razu dostrzegła na twarzy Ślizgona, że nie ma pojęcia, o czym
mówi Krukon... - Sądzisz,
że Esther będzie zadowolona, gdy pozna twój mały sekret? - był
przerażony. Nie spodziewał się tego. Uśmiechnęła się
nieznacznie na widok jego reakcji.
-Wygrałeś
Granger, ale jeśli choć słowo piśniesz na ten temat, sowa z
anonimowym listem trafi do twojego domu... - rzucił z taką ilością
jadu, na jaką stać tylko członka Domu Salazara i odszedł.
W
głowie szumiały jej słowa wypowiedziane przez Patricka. Jeśli
panna Slytherin pozna prawdę, to wpakuje w tarapaty nie tylko
siebie, ale i Nathaniela. Gdyby chodziło tylko o nią, nie wahałaby
się nawet przez chwilę, ale w tej sytuacji nie mogła zdradzić
przyjaciółce prawdy.
-May?
- powiedziała zaspanym głosem brunetka. - To, co chciałaś mi
powiedzieć?
-Już
nic... - wiedziała, że w ten sposób ją tylko bardziej zachęci do
wypytywania, ale zyska też czas na wymyślenie czegoś wiarygodnego.
-O
nie! Teraz to się nie wymigasz. Mów szybko, o co chodzi? - Esther
wstała gwałtownie i usiadła na jej łóżku. Jej myśli mknęły
we wszystkie kierunki, szukając punktu zaczepienia. Jednak nic nie
udawało im się znaleźć. - Chodzi o Nathaniela? Działo się coś
między wami?
Nie
potrafiła pojąć, dlaczego myśli jej przyjaciółki zawsze
zbiegają właśnie na ten tor. Czyżby zachowywała się jakoś
nieodpowiednio w jego towarzystwie? Nie przypomina sobie niczego
takiego. Poza tym zazwyczaj są sami... Właśnie! Że też wcześniej
o tym nie pomyślała. To pewnie przez to, że nikt tak naprawdę
nie wie, co robią w swoim towarzystwie. Trzeba, coś z tym zrobić. W
końcu to brunetka miała wreszcie zacząć darzyć Krukona jakimś
uczuciem. Może to nie jest najlepszy moment na zarzucenie przynęty,
ale musi jakoś zareagować.
-Chyba
nadszedł najwyższy czas, abym powiedziała Ci prawdę, wiesz? -
zaczęła, powoli układając w głowie kolejne zdania.
-Jaką
prawdę? O czym ty mówisz? - Esther robiła dokładnie to, co
założyła May. Mimo wszystko lata przyjaźni dały jej czas na
bardzo dobre poznanie dziewczyny. W tym przypadku działało to na
jej korzyść.
-Co
tak naprawdę dzieje się między mną, a Nathanielem...- córka
Salazara już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale panna Malfoy
nie dała jej dojść do słowa.- Nie przerywaj mi, bo nic więcej
nie powiem! - To zamknęło usta brunetki na dobre. - Zupełnie nic
się nie dzieje. Jesteśmy tylko przyjaciółmi – Esther patrzyła
na nią z niedowierzaniem. - Wiem, że trudno jest Ci w to uwierzyć,
po tych wszystkich naszych zniknięciach, ale musisz mi zaufać. Mamy
co do tego swoje powody. Otóż Granger się zakochał, ale nim coś
powiesz, od razu uprzedzam, że nie we mnie. Gdy zdałam sobie z
tego sprawę, postanowiłam mu pomóc, bo doskonale znam obiekt jego
uczuć i wiem, że to będzie trudne.
-A
mogę chociaż wiedzieć, kim ona jest? W końcu też mogę ją znać
i jakoś pomóc, nie sądzisz?
"Najbardziej
pomogłabyś, zrywając kontakt z Barnesem." Pomyślała May,
jednak nie powiedziała tego na głos. Przez dłuższą chwilę
zastanawiała się, jak odwieść przyjaciółkę od tego pomysłu.
-Nie
bierz tego do siebie, ale nie mogę Ci powiedzieć. I tak
nadwyrężyłam zaufanie Nathaniela zdradzając, aż tyle... Możesz
być jednak pewna, że jeśli coś z tego wyjdzie, będziesz pierwszą
osobą, która się o tym dowie. A na razie daj sobie spokój, w
końcu masz o kim myśleć – starała się, aby nie zabrzmiało to
sztucznie, ale nie wiedziała, czy osiągnęła zamierzony efekt. - A
teraz chodźmy już spać, jutro są w końcu kolejne lekcje.
***
Gdy
May stwierdziła, że nic więcej już nie powie, chciała
zaprotestować, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że
nie dowie się już niczego więcej. Nie mogła jednak zasnąć już
przez to, co usłyszała. Rozmyślała nad tym, jak wyciągnąć od
Nathaniela kim jest obiekt jego uczuć tak, aby zdradzić, że wie
coś na ten temat. W końcu blondynka nie powinna była w ogóle o
tym wspominać.
Do
tego dochodziły jeszcze wydarzenia z dzisiejszego dnia. Ten
pocałunek na skraju lasu... Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Z
jednej strony cieszyła się, że do tego doszło, a z drugiej
obawiała się, że Patrick może odebrać to za jakąś deklarację
z jej strony. Esther jednak sama jeszcze nie wiedziała, czego tak
naprawdę chce. Miała nadzieję, że nie będzie musiała się nad
tym zastanawiać, aż do zakończenia Hogwartu. W każdym razie,
jeśli chodzi o relacje z mężczyznami. Na ten moment czuła się
przytłoczona tymi wszystkimi emocjami i potrzebowała chwili
wytchnienia. Nie wiedziała jak długiej. Miała nadzieję, że
Barnes nie poprosi o nic, bo w innym wypadku będzie musiała
odmówić. Nigdy nie robiła czegoś wbrew swoim przekonaniom i nie
zamierzała tego zmieniać.
Zaczynało
świtać. Gdy Esther spojrzała na łóżko po drugiej stronie,
uśmiechnęła się do siebie. May jak widać, nie miała żadnych
problemów z zaśnięciem. Chociaż jedna z nich będzie dzisiejszego
dnia trzeźwo myśleć. Intuicja jej podpowiadała, że może być to
przydatne, chociaż nie musi. Nigdy nie radziła sobie z wróżbami.
Mimo że jej matka pochodziła z rodziny, z której od pokoleń
wychodziły przepowiednie o różnej wartości, ona sama nie
odziedziczyła do tego talentu. W ogóle więcej miała wspólnego z
ojcem, niestety... Czasami wolałaby, nie przypominać go, aż tak
bardzo, nic jednak nie mogła już z tym zrobić.
***
Jadł
śniadanie i zastanawiał się nad rozwiązaniem swoich problemów. A
tak właściwie jednego, natrętnego, który nie wie, gdzie jest jego
miejsce. Coś czuł, że jego strategia może zawieść w
najważniejszym dla niego momencie. Nie mógł do tego w żadnym
wypadku dopuścić. To wszystko musi być sprawką tej jej
przyjaciółki. Kto inny znał prawdę i mógł mu ją zdradzić? Nie
widział innej opcji. Chociaż... Chyba nie byłby do tego zdolny?
Mimo że z jego źródeł wynika coś innego. Ale przecież przez te
wszystkie lata to ukrywał. Powinien dostosować się do sytuacji i
zatracić wrodzone "umiejętności". Jeśli jednak jest
inaczej, to głupio postąpił, odkrywając przed nim wszystkie karty.
Jednak z drugiej strony, on nie musi o tym wiedzieć. Może zastosować
jego taktykę. W tym czasie powinien znaleźć coś więcej.
Przynajmniej
jedna rzecz mu się udała. Wczorajsze spotkanie wyszło o wiele
lepiej, niż podejrzewał. Jest o krok bliżej osiągnięcia swojego
celu. Idzie mu nawet lepiej niż kiedykolwiek wcześniej mógł
przypuszczać. Może ta dwójka coś tam wie, ale nie mają żadnych
dowodów, więc nie wykorzystają tego. Nie ośmielą się oskarżać
o takie rzeczy kogoś z jego pochodzeniem. Wiedzą czym to się może
zakończyć. Teraz trzeba tylko ich przypilnować i wszystko powinno
się zakończyć zgodnie z planem.
Wstał
od stołu i ruszył na lekcje. Dobrze, że nie ma ich z żadną, z
tych żerujących na jego tajemnicach, pijawek. Po drodze patrzył na
wszystkich z wyższością jak zwykle z resztą. Powinni wiedzieć,
gdzie jest ich miejsce. On tylko dbał o to, żeby wszyscy zdawali
sobie sprawę, z kim mają do czynienia. Co prawda były tu osoby
ważniejsze od niego, ale starał się ich unikać, albo być z nimi
w dobrych stosunkach. Często wychodziło mu to na dobre.
***
Esther
po raz kolejny przekonała się, że jeśli przeczuwa coś złego, to
musi się to sprawdzić. Na ostatniej lekcji, jej własny ojciec
musiał się powstrzymywać, aby nie zmieszać z błotem jej
umiejętności warzenia eliksirów. Nie dość, że nie udaje jej się
stworzyć jakiegoś "działającego" serum, to jeszcze te
zwykłe przestały jej wychodzić. Chyba nieprzespanie nocy, nie
należy do dobrych pomysłów, jeśli następnego dnia masz się
wykazać na zajęciach, a panna Slytherin doświadczyła dzisiaj tego
na własnej skórze.
Cały
dzień minął jej na mniejszych lub większych porażkach.
Postanowiła więc chociaż jego część spędzić w jakiś miły
sposób. Na zewnątrz była idealna pogoda, dlatego zdecydowała się
na spacer w okolicach lasu. Gdy już znalazła się poza murami
zamku, nogi same ją poniosły. Nim się obejrzała, otulał ją cień
drzew. W tamtym momencie nie myślała o niebezpieczeństwie. Chciała, choć na chwilę znaleźć się pośród drzew. Nie zamierzała iść
za daleko. Po prostu była ciekawa tego, co tam zastanie.
W
lesie było jasno, mimo tego, że korony drzew były tak ściśnięte,
iż nie przepuszczały żadnych promieni słonecznych. Esther
zastanawiała się, co może być źródłem światła. Nie potrafiła
go jednak zlokalizować. Usiadła więc na jakimś konarze i starała
się nie myśleć. Potrzebowała chwili wytchnienia, jednak jej umysł
wychodził chyba z innego założenia. Była bombardowana
wspomnieniami zarówno Patricka, jak i Nathaniela. Nie potrafiła ich
wyrzucić z głowy. Dlatego poddała się i postanowiła raz, a
dobrze sobie to wszystko poukładać.
Nie
wiedziała, ile czasu minęło, odkąd znalazła się pomiędzy
drzewami. Z nieznanych jej przyczyn, las, który z zewnątrz wygląda
na mroczny, nie sprawiał wrażenia, jakby interesowało go to, co
znajduje się poza jego granicami i ani trochę nie zrobiło się
ciemniej. Postanowiła zdać się więc na swoją intuicję i ruszyła
w kierunku, który wydawał jej się drogą do Hogwartu. Dopiero po
dłuższej chwili zrozumiała swój błąd. Im dalej szła, tym
otoczenie zdawało się bardziej niebezpieczne i jakby ciemniejsze.
Zdecydowała się zawrócić i znaleźć właściwą drogę.
Gdy
dotarła na miejsce, zorientowała się, że coś jest nie tak.
Otaczające ją drzewa wyglądały, jakby chciały ją dopaść, a
blask, który wcześniej sprawiał przyjemne wrażenie, teraz
przerażał. Na domiar złego odczuwała czyjąś obecność. Nie
miała pojęcia, kim może być ten człowiek bądź stworzenie, ale
ciekawość po raz kolejny wygrała. Zamiast ruszyć dalej,
zatrzymała się i rozejrzała dookoła. Nic jednak nie dostrzegła,
a to tylko bardziej wzbudziło jej zainteresowanie.
-Wiem,
że gdzieś tam jesteś – jej głos nie zdradzał żadnych emocji,
już dawno opanowała tę sztukę, dlatego teraz nie miała z tym
problemów. - Nie ukrywaj się jak tchórz, tylko pokarz swoje
oblicze – cała jej postawa mówiła, że nie znosi sprzeciwu.
Stała
tak w ciszy od kilku minut. Już miała odejść z myślą, że to
tylko wyobraźnia płata jej figle, gdy usłyszała szelest liści
nad swoją głową. Wszystko zdawało się trwać ułamki sekund.
Nagle stanął przed nią wysoki, blady mężczyzna, a jedynym
dowodem na to, że skoczył, a nie się teleportował, były wciąż
opadające liście. Przyglądała mu się dłużej, niż zamierzała,
ale zaskoczył ją. Spodziewała się raczej jakiejś nimfy lub
innego, leśnego stworzenia. Tymczasem przed nią stał człowiek.
Stał dumnie, wyprostowany, ale wyglądał na wychudzonego. Co on
robił w tym lesie? Czy to światło było jego sprawką?
-Odważna
jesteś, jak na Ślizgonkę – jego głos był głęboki, jakby
hipnotyzujący. - Zakładałem, że od razu uciekniesz, a tu takie
zaskoczenie...
-Skąd
ty się tu, w ogóle wziąłeś? Nie słyszałeś, że las jest
niebezpieczny? - Dopiero po chwili zrozumiała, jak głupio musiało
to zabrzmieć z jej ust. W końcu sama była tylko uczennicą. Z ich
dwójki, to on miał większe szanse na przetrwanie w tym miejscu.
-Martwiłbym
się raczej o ciebie, moja droga. Nie powinnaś przypadkiem być
teraz w zamku? Jest już późno, słońce prawie zaszło –
powiedział, patrząc w górę.
-Skąd
to możesz wiedzieć, te gałęzie nie przepuszczają nawet odrobiny
światła? - nie potrafiła ukryć swojego zainteresowania.
Postanowiła jednak, że nie będzie się tym przejmować w tym
momencie. Później zbeszta się za lekkomyślność.
-Lata
praktyki nauczyły mnie wyczuwać takie rzeczy. Poza tym nie
odpowiedziałaś na moje pytanie – sprawiał wrażenie, jakby
bawiła go ta wymiana zdań. Nie wiedziała, czy jest to spowodowane
jej osobą, czy tym, że nie miał zbyt wiele towarzystwa w lesie.
-Potrzebowałam
spokojnego miejsca, aby przemyśleć parę spraw – nie widziała
powodu, aby go okłamać. I tak nie wiedział, o jakie sprawy
chodziło. Poza tym pewnie uznałby je za mało interesujące.
-I
udało ci się? - popatrzyła na niego – Przemyśleć.
-W
pewnym sensie. Dlaczego pytasz? - nie była przyzwyczajona do takich
pytań. Zazwyczaj ludzie chcieli poznać samą treść, a nie skutki
przemyśleń.
-Bez
powodu – nie wiedziała, czy to jest jego sposób bycia, czy po
prostu nie chce on zbyt wiele mówić. - Eugene – wyciągnął rękę
w jej stronę. Dopiero gdy chwilowy szok minął, odwzajemniła gest.
-Esther
– uznała, że skoro on nie podał nazwiska, ona też nie musi.
Jego dłoń była za zimna jak na tę porę roku. - Można
wiedzieć, co ty tutaj robisz?
-Od
pewnego czasu mieszkam – gdyby nie jego powaga, uznałaby to za
żart. - Innym ludziom nie bardzo odpowiada moja natura i styl życia.
Dopiero
po chwili połączyła wszystkie fakty. Ten wygląd, zimne dłonie,
nawet styl mówienia. On był przecież tym wampirem, o którym mówił
jej ojciec. Starała się nie okazywać strachu. Być może nie
będzie chciał żadnych problemów i zostawi ją w spokoju. Z
drugiej strony, wampiry w ciągu dnia były osłabione. Może czekał,
aż zajdzie słońce? Wolała jednak się o tym nie przekonywać.
-Naprawdę
miło się rozmawiało, ale chyba rzeczywiście już sobie pójdę. W
końcu najniebezpieczniejsze stworzenia żerują nocami... - błysk w
jego oczach była dowodem na to, że zrozumiał aluzję. Zaczęła
się, powoli wycofywać.
-Czyli
już mnie opuszczasz... Szkoda, wydawałaś się naprawdę
interesująca - nie wiedziała, czy ma szukać drugiego dna, w tej
wypowiedzi.
-Mógłbyś
mi powiedzieć, w którą stronę jest Hogwart? - Może zdradzanie
mu, że nie zna swojego miejsca położenia, nie było zbyt rozsądne,
ale alternatywą było, błądzenie nocą po lesie.
-Mogę
cię odprowadzić, jeśli chcesz.
Nie
wiedziała, czy będzie tego żałować, ale była już zmęczona,
więc zgodziła się.
***
Ten
dzień nie należał, do tych najbardziej udanych. Na dodatek omal
nie pokłócił się z May, gdy się dowiedział, co chciała zrobić.
-Co
chciałaś zrobić?! - Nie miał zamiaru krzyczeć, ale w tym
przypadku emocje wygrały. - Jeśli miałaś mnie dość, wystarczyło
powiedzieć. - Wiedział, że jest nie fair w stosunku do niej.
Widział skruchę w jej oczach. Poza tym sam chciał przecież z tego
wszystkiego zrezygnować. A blondynka, przecież przyznała, że nie
myślała wtedy zbyt jasno.
-Przepraszam,
to było egoistyczne z mojej strony – nie chciała mu spojrzeć w
oczy. Zaczął odczuwać wyrzuty sumienia. Co, jeśli to z powodu jego
zachowania? - Gdy tylko uświadomiłam sobie, jakie mogą być tego
konsekwencje, zrezygnowałam.
Przez
chwilę milczał. Musiał się uspokoić, aby znów na nią nie
naskoczyć. Coś mu jednak mówiło, że Esther nie dało się tak po
prostu zbyć. Musiało być w tym coś jeszcze.
-Co
jej powiedziałaś? - po tym pytaniu May wyglądała, jakby miała
zapaść się pod ziemię. Czyli jednak jego myśli kroczyły w
dobrym kierunku. - May?
-Jakby
to powiedzieć... - wykręcała sobie palce u dłoni. Czyżby było
aż tak źle?
-Po
prostu to z siebie wyrzuć, zniosę wszystko – nie wyglądała na
przekonaną, ale nie miała wyjścia. Nathaniel i tak by to w końcu
z niej wyciągnął. Oboje to wiedzieli.
-Powiedziałam
jej, że... - Przerwała na chwilę, aby nabrać powietrza. - Pomagam
ci z tą dziewczyną, która ci się podoba, ale nie podałam żadnego
nazwiska!
Popatrzył
na nią zszokowany. Nie wiedział, jak ma na to zareagować. W końcu
jednak zaczął się śmiać, a ona chwilę po nim. Sądził, że to
naprawdę coś złego. Tym, co powiedziała, tak naprawdę mu pomogła.
Znając Esther, sama będzie chciała to z niego wyciągnąć.
Przynajmniej ta jedna rzecz się dzisiaj udała. Może nie będzie
musiał czekać na następne spotkanie tak długo, jak wcześniej
myślał. Sam zamierzał z nią dzisiaj porozmawiać, ale gdy
zobaczył ją na błoniach, zrezygnował. Nie wyglądała na osobę,
która potrzebuje towarzystwa.
Szedł w kierunku swojego dormitorium. Mimo wszystko, tę noc chciał
spędzić we własnym łóżku. Już skręcał w dobrze znany
korytarz, gdy usłyszał swoje imię. Odwrócił się i zobaczył
biegnącą w jego kierunku May.
-Stało się coś? - nim odpowiedziała, musiał czekać chwilę, aż
złapie oddech.
-Chodzi o Esther – od razu spoważniał.
-Barnes? Zrobił jej coś? - czuł, jak gniew opanowuje całe
jego ciało.
-Nie! To znaczy chyba... - blondynka sama nie wiedziała już, co
mówi.
-May szybko, powiedz, co się stało – stracił już całą
cierpliwość. Nie mieli czasu, aby marnować go na te bezsensowne
wymiany zdań.
-Nie mogę jej nigdzie znaleźć. Przeszukałam już cały zamek –
wyglądała na naprawdę zmartwioną. Zastanawiał się, gdzie
jeszcze mogła się znajdować, gdy przypomniała sobie, jak biegła
po błoniach.
-A na zewnątrz szukałaś?
-Przecież jest już ciemno, nigdy nie zdarzało jej się wracać po
zachodzie słońca...
-Widziałem ją tam dzisiaj. Wyglądała jakby chciała pobyć przez
chwilę sama. Może ta chwila się przedłużyła. Mimo wszystko warto sprawdzić.
-Masz rację, ruszajmy.
***
Szli w milczeniu. Spodziewała się jakiegoś ataku z jego strony,
ale do niczego takiego nie doszło. Doszła do wniosku, że jednak
nie miał żadnych, złych zamiarów w stosunku do niej. Upewniła
się w tym, gdy dostrzegła spomiędzy drzew, światła w zamku.
-Dziękuję za miłe towarzystwo. Dalej dam sobie radę już sama –
zaczynała się odwracać, gdy usłyszała jego głos:
-Słońce już zaszło, zauważyłaś? - po raz kolejny nie
wiedziała, co ma myśleć o jego wypowiedzi. Zaczynał ją
przerażać.
-Zauważyłam – odpowiedziała krótko. Miała nadzieję, że to w
mu wystarczy. Próbowała coś wyczytać z jego twarzy, ale była
jeszcze bardziej tajemnicza, niż jego wypowiedzi.
Stali tak przez jakiś czas, tylko wpatrując się w siebie nawzajem.
Jego wzrok ją paraliżował, ale nie w ten typowy dla wampirów
sposób. Po prostu nie potrafiła przestać spoglądać w te ciemne
oczy. Miała wrażenie, że jeśli nie spuści własnego wzroku, to
odkryje jego wszystkie tajemnice. Wtedy jednak uświadomiła sobie,
że powinna już wracać. Odwróciła się z niechęcią. Wolałaby
tam zostać, choć przeczuwała, że nie jest to ich ostatnie
spotkanie. Zrobiła kilka kroków naprzód, nim jednak wyszła poza
granicę drzew, poczuła mocny ucisk na nadgarstku...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTwój blog walczy o miano blogu miesiąca wrzesień 2016! Sonda jest po lewej stronie na:
UsuńKocham Czytać Blogi
Zapraszam!
M. Sheriedan xx
Czekam niecierpliwie na tajemnicę Patricka, choć pewnie sobie poczekam :) A Eugene wydaje się bardzo intrygującą postacią :)
OdpowiedzUsuńW najbliższym czasie na pewno nie poznasz prawdy, ale nie martw się, bo zamierzam w pewnym momencie wyjaśnić kilka spraw na raz :)
UsuńEugene właśnie taki miał być. Jest jedną z postaci, z których jestem najbardziej zadowolona.
Pozdrawiam,
Lilith 💜