poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział IX

Hermiona od kilku godzin szukała swojego przyjaciela. Musiała z nim przedyskutować sprawę Notta. Nie mogli dopuścić do straty kontroli nad sytuacją. Trzeba było opracować jakąś strategię. Jednak nie było to możliwe bez Wybrańca, który jakby zapadł się pod ziemię. Szukała wszędzie, gdzie spodziewała się go znaleźć, jednak bez efektów. Zrezygnowana wchodziła do Wielkiej Sali, rozglądając się za Harrym z podobnym skutkiem. Usiadła na swoim miejscu, patrząc się w pusty talerz.

- Powinnaś coś zjeść - usłyszała za sobą.

- Gdzieś ty był? Szukałam cię pół dnia. Musimy porozmawiać - Gryfonka cieszyła się ze "znalezienia" przyjaciela, ale nie chciała tego po sobie pokazać.

- Wiem, że się cieszysz. Mnie nie oszukasz - Usiadł obok, wcześniej całując ją w policzek. - Też mam ci coś do powiedzenia, ale to nie jest rozmowa dla świadków - powiedział tym swoim konspiracyjnym głosem, którego w ostatnim czasie nadużywał i zabrał się jedzenie.

Nie potrafiła nic przełknąć. Jej ciekawska natura nie pozwalała skupiać się nad niczym innym niż to, co miał jej do zakomunikowania Wybraniec. Wiedziała jednak, że musi jeść, dlatego nałożyła sobie odrobinę sałatki na talerz. Podczas wmuszania w siebie posiłku próbowała poskładać wydarzenia z biblioteki w sensowne zdania. Uwielbiała Harry'ego, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciel nie zawsze pojmuje to, co się wokół niego dzieje. Poza tym już i tak miał tę swoją teorię spiskową na temat Malfoyów. Gdyby jeszcze zaczął podejrzewać Notta o bycie śmierciożercą, nie dałoby się wyciągnąć go z tego szaleństwa.

Trzydzieści minut później szli w kierunku Pokoju Życzeń. Uznali, że będzie to najlepsze miejsce na rozmowę, bez obaw przed podsłuchaniem przez osoby trzecie. Weszli do jasnego pokoju, w którym znajdowała się tylko kanapa. Przez chwilę siedzieli w ciszy, nie wiedząc, kto powinien zacząć.

- Czyli gdzie byłeś? - odezwała się w końcu Hermiona. Uznała, że jej sprawa zajmie trochę więcej czasu, więc zaczęła od Harry'ego.

- U Dumbledora.

- Pokazał ci coś nowego?

- Nie - zdziwił ją tym wyznaniem. W ostatnim czasie dyrektor wzywał Harry'ego, tylko gdy miał mu do pokazania jakieś wspomnienie z Voldemortem. - Tym razem tylko rozmawialiśmy.

- O czym dokładnie?

- Twierdził, że coś może okazać się inne niż do tej pory. Podobno spotkał się z jakimś dawnym przyjacielem, a ten wyznał mu sekret, który jego rodzina ukrywała od pokoleń. I wspominał, że może być nieobecny, bo chce potwierdzić jego słowa.

- A powiedział, o co dokładnie chodzi? - Hermiona nie ukrywała zainteresowania. Była ciekawa kim jest przyjaciel Dumbledora i jaką tajemnicę skrywał.

- Właśnie nie. Zdziwiłam się, bo mówił mi niemal o wszystkim, a teraz tylko usłyszałem: "Dowiesz się w swoim czasie". Co to w ogóle może znaczyć? - Potter był wyraźnie zdezorientowany. Zresztą tak samo jak ona.

- Dumbledore lubi mieć swoje tajemnice. Może nie chce ci mieszać w głowie, dopóki nie będzie miał pewności co do tych zwierzeń.

- Pewnie masz rację, a ja niepotrzebnie przejmuję się tym wszystkim... - przekonywał sam siebie i chyba się mu udało. Nie miała co do tego pewności. - Na pewno powie mi wszystko w odpowiednim czasie. A jaką ty miałaś sprawę?

Po tym wszystkim, co usłyszała, nie była pewna, czy dodawanie Harry'emu kolejnych zmartwień jest dobrym pomysłem. Wiedziała jednak, że bez jego pomocy sobie nie poradzi. Poza tym miał prawo wiedzieć, że ich plan szwankuje.

- Nott nas przejrzał - czekała, aż dotrze do niego treść jej wypowiedzi. Przez chwilę widziała niedowierzanie na jego twarzy.

- Jak? Skąd wiesz? Powiedział komuś? - pewnie zasypywałby ją jeszcze większą ilością pytań, gdyby nie uciszyła go gestem ręki.

- Nie wiem, jak się dowiedział. Nie sądzę, żeby był chętny do zwierzeń, chociaż sam się przyznał dzisiaj w bibliotece. Nie wiem, jaki może mieć w tym cel. Zachowuje się, jakby bawił go fakt, że ma nad nami przewagę. Twierdził, że nikomu nie powiedział.

- Musimy mieć pewność, że nas nie wyda. Trzeba coś na niego znaleźć. - powiedział z zadziwiającą trzeźwością Wybraniec.

- Harry... - popatrzyła na niego zrezygnowana. - My ledwo dajemy sobie radę z Ronem. Gdybyśmy mieli jeszcze zacząć śledzić Notta nie mielibyśmy już w ogóle czasu dla siebie. Poza tym musielibyśmy się rozdzielać. Przecież nie chodzą oni w te same miejsca...

- Wiem, dlatego wpadłem na lepszy pomysł - nie ukrywała zainteresowania. Jeśli istniał sposób, na rozwiązanie tego problemu, musiała go poznać. - Widzisz. Też mam czasami przebłyski inteligencji - wyszczerzył się.

- Nigdy w to nie wątpiłam, ale do rzeczy.

- Mam w Hogwarcie skrzata po Syriuszu. Zgredek pewnie też pomoże z ogromną chęcią. A nim powiesz, że to nie w porządku, to mnie wysłuchaj. Ja rozumiem, że się przejmujesz ich losem, ale one kochają wykonywać polecenia, taka ich natura. I choć byś nie wiem, jak tego chciała, nie zmienisz tego. Zrozum, że każde dobrze wykonane zadanie ich uszczęśliwia.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ona to lubią, bo nigdy nie zaznały innego życia.

- Ale pomyśl o Zgredku. Przecież mógłby robić co tylko zechce, ale wrócił do starych zajęć i zatrudnił się w Hogwarcie.

- Nawet jak się nie zgodzę zrobisz to, prawda?

- Jak ty mnie dobrze znasz. To musi być miłość! - zaśmiał się.

- Nie podoba mi się to i wiesz o tym doskonale, ale ostatnio mam tyle na głowie, że się zgadzam na twój pomysł, choć niechętnie.

***

Nadszedł dzień przyjęcia u Slughorna. Już od rana Ginny męczyła ją na ten temat. Hermiona nie miała ochoty tam iść, ale było za późno na zmianę decyzji. Poza tym musieli z Harrym starać się bardziej niż poprzednio, a to była idealna do tego okazja. Nie mogli przecież dopuścić do tego, by ktoś jeszcze poznał prawdę. Dlatego teraz w ciszy wytrzymywała "tortury" rudej przyjaciółki, która z punkt honoru wzięła sobie ujarzmienie jej włosów. Siedziały tak już dwie godziny i jak się można było tego spodziewać, nie odniosło to żadnego skutku.

- Mówiłam ci, że z nimi nic nie da się zrobić - Hermiona po raz kolejny posłała Ginny znudzone spojrzenie. Naprawdę nie miała ochoty na spędzenie całego dnia w ten sposób. Jednak jedyna córka Weasleyów nie chciała się poddać. Taka już gryfońska natura.

- Zupełnie tego nie rozumiem... - powiedziała zrezygnowana. - Jak ty to wytrzymujesz? Ja już bym pewnie oszalała!

- Przesadzasz. Gdybyś całe życie się z tym męczyła, też byś się przyzwyczaiła. - Ruda zamilkła. Przez chwilę sprawiała wrażenie czymś niesamowicie zabsorbowanej, jednak nie trwało to długo. Jeszcze przez chwilę przyglądała się starszej gryfonce.

- A gdyby tak spróbować zaklęcia? - W Granger zapaliło się czerwone światło. Co też ona kombinowała?

- Jakiego zaklęcia? - Nie odpowiedziała. To był zły znak. W każdym razie dla Hermiony, która nigdy nie odważyłaby się użyć zaklęcia, którego nie zna. - Ginny? Co ty chcesz zrobić?

- Nie bój się. Używałam go tysiące razy - jakoś nie mogła w to uwierzyć. - Pozwala dowolną rzecz uformować w wybrany sposób. Co prawda nie testowałam go na włosach, ale czemu nie spróbować?

- Może dlatego, że mimo wszystko wolę szopę na głowie od braku jakichkolwiek włosów? - odpowiedziała lekko panicznym głosem. Nie lubiła eksperymentować, a już na pewno nie na sobie.

- Przecież istnieje przeciwzaklęcie, nie dramatyzuj - siostra Rona świetnie się bawiła jej kosztem, co nie umknęło uwadze kasztanowłosej.

- To mnie pocieszyłaś - powiedziała naburmuszona. - Ale jeśli coś pójdzie nie tak, nie radzę ci zasypiać przez najbliższy rok - o dziwo, tę przestrogę panna Weasley wzięła sobie głęboko do serca. W końcu znała wybuchowy charakter przyjaciółki.

Ruda wyjęła różdżkę i skierowała ją w kierunku włosów Granger. Wymruczała zaklęcie pod nosem, jakby bała się, że Hermiona usłyszy formułę. A to wydało się o wiele bardziej podejrzane, niż wszystko do tej pory. Zamknęła oczy, starając się nie myśleć o efekcie. Po chwili usłyszała głos przyjaciółki:

- Cholera! Te włosy są nie do ruszenia. Co ty z nimi zrobiłaś na czwartym roku? - zapytała. Była wyraźnie niezadowolona.

- Przez pół dnia układałam je za pomocą "Ulizanny"... - po tych słowach Ginny uderzyła się otwartą dłonią w czoło i zaczęła coś mamrotać do siebie, co brzmiało jak: "Jestem głupia...jak mogłam o tym nie pomyśleć...to takie oczywiste!"

- Ginny...dobrze się czujesz? - zapytała z autentyczną troską panna Granger. W końcu do szczęścia w tym momencie brakowało jej tylko szaleństwa Rudej. Ta jednak nie odpowiedziała, tylko wysłała patronusa w sobie znane miejsce. - Gdzie go wysłałaś?

- Dowiesz się w swoim czasie - powiedziała tajemniczo i usiadła.

Czekały tak już dwadzieścia minut. Żadna z nich nie przerywała ciszy. Ginny patrzyła tylko w okno z wyczekiwaniem. W momencie, w którym Hermiona zamierzała przerwać ciszę, w okno zapukała sowa, a Weasley podniosła się szybko i wpuścił ją do środka. Zwierzę było szare z lekkimi przebłyskami brązu. Kasztanowłosa nie mogła pozbyć się wrażenia, że skądś ją kojarzy. Rudowłosa z kolei odczepiła paczuszkę od nóżki sowy i wreszcie zdecydowała się odezwać:

- Ten patronus był do Freda i Georga. Mają w końcu w sklepie dział tylko dla kobiet. Poprosiłam, żeby wysłali mi parę kosmetyków przydatnych do włosów jedną z tych swoich błyskawicznych sów - już wiedziała skąd przeczucie, że widziała ją wcześniej. W końcu sama pomagała bliźniakom w stworzeniu eliksiru, który wspomaga wydajność sów tak, by przy okazji nie odbijało się to na ich zdrowiu.

- Ale jeśli to też się nie uda, to sobie odpuszczasz.

- Słowo gryfonki - powiedziała, przykładając sobie rękę do piersi. - A teraz bierzmy się do roboty! W końcu ja też muszę się przygotować.

***

Szła korytarzem z Harrym pod ręką. Eksperyment Ginny się udał, więc miała włosy wysoko upięte. Założyła czerwoną, przylegającą i długą niemalże do samej ziemi sukienkę. Oczywiście do tego też namówiła ją ruda przyjaciółka. Zaczynała żałować, że dała się namówić na to przyjęcie, jednak było już za późno na zmianę zdania. Starała się, więc uśmiechać do każdej mijanej przez nich osoby. Udawanie już weszło jej w krew, przez co takie rzeczy nie stanowiły już dla niej problemu. Przynajmniej to miała z głowy. W końcu czekał ją ciężki wieczór. Musiała zdobyć jak najwięcej informacji tak, aby nie wzbudzać podejrzeń. Czyli najprawdopodobniej nie będzie mogła odejść od Harry'ego nawet na krok, bez ważnej przyczyny, to utrudniało sprawę im obojgu.

Weszli przez drzwi do gabinetu Slughorna. Hermiona od razu dostrzegła, że został powiększony. Miała nadzieję, że choć przez chwilę uda im się pozostać anonimowymi gośćmi, jednak los im wyraźnie nie sprzyjał. Niemalże od razu dostrzegła ich profesor eliksirów.

- Harry, chłopcze! Tak się cieszę, że cię widzę. Wreszcie udało ci się mnie odwiedzić - przywitał ich mężczyzna z sumiastym wąsem. - I to w takim towarzystwie! Panno Granger - skinęła mu tylko głową na przywitanie, pamiętając, aby uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Ja też się cieszę panie profesorze. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym to przegapił. A co do towarzystwa - zrobił krótką przerwę, spoglądając na nią z czułością. - Czy mógłbym zabrać tu kogoś innego? - powiedział, po czym złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, by po chwili złożyć delikatny pocałunek na jej policzku.

Gryfonka była zaskoczona tym zachowaniem, jednak nie mogła dać tego po sobie poznać. Dopiero gdy na niego spojrzała, zrozumiała, że to wszystko było grą. Ucieszyła się, ponieważ nie chciała krzywdzić przyjaciela odrzuceniem.

- Ach tak, zupełnie wypadło mi z głowy, że ostatnio łączy was coś więcej niż przyjaźń - uśmiechnął się jeszcze bardziej i wysłał w stronę Wybrańca znaczące spojrzenie. Dziewczyna podejrzewała, że nie do końca powiedział prawdę, ale wolała się nie odzywać. - Mniejsza o to, czy byłby to dla was problem, gdybym zapoznał was z niektórymi z moich przyjaciół?

- W żadnym wypadku - Potter uśmiechnął się i dał znać rozmówcy, by ich prowadził.

Horacy przedstawiał ich różnym osobą, które często mówiły wszystko, by tylko przypodobać się swojemu byłemu nauczycielowi. Zdaniem Hermiony była to tylko strata czasu. Slughorn i tak szczycił się tym, że ich uczył, czego jeszcze mogli potrzebować? Na daną chwilę brązowowłosej nie przychodziło do głowy nic sensownego. Poza ty czuła się urażona tym, że zazwyczaj była ignorowana. Cała uwaga była skupiana na Wybrańcu i uwielbianym przez uczniów profesorze.

Wyjątkiem był jeden mężczyzna. Był wysoki, blady i wyglądał na wychudzonego. Jego ciemne oczy przyglądały jej się z zaciekawieniem i czymś jeszcze, czego nie potrafiła rozszyfrować. Nim zdążyła się głębiej nad tym zastanowić, spostrzegła, że nauczyciel prowadzi ich w stronę właśnie tego osobnika i jego niższego towarzysza.

- A to mój drogi jest Eldred Worple - powiedział nauczyciel. - Eldredzie, to jest Harry Potter, ale już pewnie to dostrzegłeś. A ty musisz być Sanguini - wampir. W tym momencie Hermiona poukładała sobie w głowie wszystkie wskazówki. Tą trudną do odgadnięcia emocją w jego oczach było pragnienie. Tylko dlaczego, to na nią tak patrzył?

- Oczywiście, że go rozpoznałem! Za kogo ty mnie masz Horacy? - powiedział żartobliwym, w jego mniemaniu, głosem. - To dla mnie zaszczyt panie Potter. A kim jest twoja towarzyszka?

- Hermiona Granger - przedstawiła się. I na tym zakończyło się zainteresowanie jej osobą. Nie licząc kilku pytań o to, jak długo się znają z Harrym, czy jakie są jej zajęcia i zainteresowania. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie po raz kolejny, jaki to jej przyjaciel jest cudowny, więc postanowiła odsunąć się trochę i rozejrzeć za Nottem. Nie dane jej było to jednak, ponieważ po chwili dołączył do niej tajemniczy towarzysz Worpla.

- Totalny brak kultury, nie uważa pani? - odezwał się po chwili głębokim, niemal hipnotyzującym głosem. Popatrzyła na niego z niezrozumieniem. - Osobiście uważam, że nie godzi się ignorować damę, jednak ci samozwańczy dżentelmeni chyba nie zgadzają się z tym ze mną - uśmiechnęła się lekko na jego słowa. - Sanguini.

- Hermiona - podała mu rękę, a on niespodziewanie przystawił ją do ust i musnął delikatnie. - Mam nadzieję, że wybaczy mi pan moją bezpośredniość. Jest pan wampirem, prawda?

- Tak się złożyło. Nie mój wybór, ale przyzwyczaiłem się już do tego - powiedział, po czym wysłał w jej stronę tajemniczy uśmiech. Nie wiedziała, czy to jakiś wampirzy zwyczaj, czy po prostu jego inicjatywa. - I gdybyś mogła, zwracaj się, proszę po imieniu.

- Nie ma problemu. Musisz się tu okropnie nudzić - stwierdziła, po chwili.

- Bywało gorzej, poza tym mam teraz niezwykle ciekawe towarzystwo. - Gryfonka uśmiechnęła się na te słowa.

- Uważaj, bo jeszcze mój chłopak to usłyszy i odkryje w sobie talent, do polowania na Dzieci Nocy - popatrzyła na nią, o ile to możliwe, z jeszcze większym zaciekawieniem. - powiedziałam coś nie tak?

- W żadnym wypadku - odetchnęła z ulgą. Mimo wszystko miała do czynienia z wampirem. - Po prostu niewielu używa jeszcze tego zwrotu.

- Należę do mniejszości, która sięga po stare podania - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.

- A szkoda, tęskniłem za tym zamiennikiem. Wampir wydaje się przy tym taki pospolity... - stwierdził, z lekkim niesmakiem.

- Też tak uważam - rzuciła, wyraźnie usatysfakcjonowana jego postawą. - Niestety, ilekroć próbuję kogoś do tego namówić, ta osoba odrzuca moje przekonania, twierdząc, że wampir jest słowem jak każde inne... Ignoranci! - oburzyła się. Sanguini zaśmiał się, na widok jej reakcji.

- Uwierz mi, nic na to nie poradzisz. Przyzwyczaiłem się już do tego, a uwierz, że żyję dużo więcej lat, niż się na pierwszy rzut oka wydaje i nie raz próbowałem coś na to zaradzić.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż podszedł do niej Harry i powiedział, że Slughorn dał mu już spokój. Pożegnała się więc z towarzyszem Eldreda i udała za przyjacielem w miejsce, w którym podobno widział Notta. Niestety, gdy dotarli na miejsce, okazało się, że ślizgona już tam nie ma. Po dłuższym włóczeniu się w gabinecie Ślimaka zdecydowali, że na razie odpuszczą. Po chwili Harry rzucił propozycją, której nigdy by się nie spodziewała z jego strony.

- Zatańczysz? - zapytał, wyciągając dłoń w jej stronę. Hermiona otrząsnęła się dopiero po chwili, bu podać mu rękę na znak zgody.

Wirowali na parkiecie już jakiś czas. Sami nie wiedzieli jak długo. Na początku planowali tylko jeden taniec, ale nie mogli się powstrzymać przed wykonaniem kolejnego, i kolejnego...

- Wytłumacz mi, dlaczego podczas balu w czwartej klasie nie chciałeś nawet na chwilę wyjść na parkiet, a teraz nie masz dość tańczenia? - zapytała gryfonka, nawet nie oczekując odpowiedzi. Po prostu nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie powiedziała.

- Może po prostu nie miałem odpowiedniej partnerki? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Przestań tak mówić, bo jeszcze się przyzwyczaję i nie dam ci spokoju bez dziennej dawki komplementów - po tych słowach oboje zaczęli chichotać. Żartowali tak jeszcze jakoś czas, gdy spostrzegli jakieś zamieszanie i postanowili sprawdzić, co się stało.

Tego się jednak nie spodziewali. Przed Slughornem, na podłodze, znajdował się Malfoy. Wyglądał, jakby ktoś go tam popchnął, co było możliwe, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że za nim stało Filch, dumny niczym paw.

- Przyłapałem go na tym korytarzu - powiedział z typową dla niego, zwłaszcza w takich sytuacjach, satysfakcją. - Próbował się pewnie wkraść bez zaproszenia - wycedził.

Ślimak wyglądał jakby go ta sytuacja przerosła. Chyba nie spodziewał się żadnych afer, do których sam by nie doprowadził. Już planował coś powiedzieć, gdy znikąd pojawił się Severus Snape. Złapał Dracona za ramiona i pomógł mu wstać.

- Zajmę się tym tutaj - powiedział, mrożącym krew w żyłach, głosem. Po czym ruszył bez słowa, a blondwłosy ślizgon posłusznie podążał za nim. Wszyscy jakby zamarli, nie wiedząc, co powinni teraz zrobić. Nie trwało to jednak długo. Horacy klasnął w dłonie, coś powiedział i wszyscy zaczęli się rozchodzić, po całym gabinecie.

- Pójdę za nimi - powiedział Wybraniec, tak aby tylko ona mogła to usłyszeć.

- Oszalałeś? Przecież mogą cię przyłapać i co wtedy? - Potter wyciągnął nagle z kieszeni coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak chusteczka. Dopiero po chwili Hermiona zrozumiała, że to zmniejszona peleryna niewidka.

- Nie zobaczą mnie. Jakby ktoś pytał, to powiedz, że jestem w łazience - im zdążyła cokolwiek powiedzieć, on już odszedł w kierunku wyjścia. Gryfonka popatrzyła jeszcze tylko ze zrezygnowaniem na przyjaciela i ruszyła w kierunku baru.

Jako że było już stosunkowo późno, nikt nie zwracał uwagi na to, kto zamawia alkohol. Brązowowłosej dziewczynie było to na rękę. Harry'ego nie było już od dłuższego czasu, a ona próbowała zagłuszyć obawy drinkami. Każdy kolejny, był mocniejszy od poprzedniego. Nagle poczuła, że ktoś usiadł obok. Gdy odwróciła głowę, w kierunku intruza, nie mogła w to uwierzyć. Na krześle obok siedział Teodor Nott i przyglądał się jej.

- Jak tam twój związek? - zapytał z wyraźną kpiną w głosie. Może nie zdecydowałaby się na ciągnięcie tej dyskusji, gdyby nie promile pływające w jej krwi.

- Cudownie, już planujemy ślub, dzieci i zwierzęta, jakie zaadoptujemy! - jej głos ociekał sarkazmem.

- Takie odpowiedzi nie pasują do ciebie - powiedział. Zbił ją tym z tropu. Spodziewała się jakiejś uwagi na temat jej lub jej relacji z Harrym.

- A skąd ty możesz wiedzieć, co do mnie pasuje? - zapytała zirytowana. Nie lubiła, gdy ktoś jej cokolwiek narzucał. - Nie znasz mnie, więc się nie wypowiadaj - odwróciła od niego wzrok, obrażona.

- Znam cię lepiej, niż ci się wydaje - nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Do tego jej myślenie było nieco ograniczone, przez spożyte trunki.

- Co to ma w ogóle znaczyć? - zapytała w końcu.

- To złota zasada każdego, kto należy do społeczności Slytherinu. Trzeba dobrze znać swojego wroga. Lepiej niż samego siebie - odpowiedział, czym znowu ją zaskoczył, sądziła, że tego nie zrobi.
Jednak nawet ona nie jest nieomylna. - Swoją drogą, to dziwne, że ty tego nie stosujesz - zdziwiłbyś się jak bardzo próbuję cię poznać - pomyślała. - Niby jesteś Gryfonką, ale zdarza ci się myśleć nieszablonowo - nie wiedziała, czy ma uznać to za komplement, czy raczej jakąś niezwykle zmyślną obelgę.

- Czego ty tak właściwie chcesz? - sama nie wiedziała, czy odnosi się do ich obecnej rozmowy, czy do tej z biblioteki. On jednak sam zadecydował.

- Chcę sprawdzić, czy jesteś w stanie go skrzywdzić - powiedział niezwykle zimnym głosem. - Czy poświęcisz go i zakończysz tak, jak planowałaś.

- O czym ty mówisz do cholery?! - chciała brzmieć spokojnie, ale nie do końca jej się to udało, a on to zauważył.

- Przecież to oczywiste, że on się w tobie prędzej, czy później zakocha. O ile już do tego nie doszło.
Uważasz, że dasz radę mu odmówić, gdy poprosi o kontynuowanie tego, pod jakimś głupim pretekstem? - milczała. - Właśnie. Na pewno sobie nie poradzi. A ja będę się mógł napawać każdym dniem twojej porażki - uśmiechnął się jeszcze tylko złowieszczo i zostawił ją samą.

- Butelkę Ognistej Whiskey - powiedziała do barmana.

Zastanawiała się, ile może być prawdy w tym, co powiedział jej ślizgon. Równie dobrze mógł chcieć wyprowadzić ją z równowagi. Przecież to wszystko wydawało się takie niedorzeczne. A Nott już nie raz udowodnił, jak świetnym jest manipulantem. Zdarzało się, że nawet Malfoy bezmyślnie robił to, co czarnowłosy sobie zaplanował. Jednak nie była już tak bardzo, co do tego przekonana, gdy przypomniała sobie dzisiejsze zachowanie Wybrańca. To było dużo, nawet jak na niego. Już dawno odkryła, że Potter potrafi świetnie grać, a co jeśli udaje, że to dla niego tylko przyjaźń? Jeśli to ją próbuje zmylić, a nie otoczenie?

Zastanawiałaby się pewnie nad tym dłużej, gdyby nie podszedł do niej obiekt jej rozmyślań. Harry pocałował ją w policzek i usiadł obok. Widząc opróżnioną do połowy butelkę, popatrzył na nią znacząco.

- I to ja przesadzam z alkoholem? - zaśmiał się cicho. - Co się takiego stało, że panna Granger złamała swoje postanowienie? - popatrzyła na niego, nie wiedząc, co ma na myśli. - Nie pamiętasz, jak po ostatniej imprezie u Freda i Georga obiecałeś sobie, że nie wypijesz nic mocnego?

W normalnych okolicznościach, na wspomnienie feralnego wieczoru, straciłaby ochotę nawet na piwo kremowe, ale teraz potrzebowała czegoś, aby choć trochę odreagować. Wybraniec, widząc, że nic nie zdziałał, zaczął się martwić o przyjaciółkę, co Hermiona natychmiast dostrzegła w jego oczach.

- Hej skarbie, co się stało? - zapytał, przytulając ją do siebie. Wiedziała, że jeśli w tym, co usłyszała, jest choć ziarno prawdy, powinna go odepchnąć od siebie. Nie potrafiła tego jednak zrobić. Potrzebowała go w tamtym momencie bardziej, niż sądziła.

- Rozmawiałam z Nottem, wiesz, jaki on jest. Nawet najlepszy dzień potrafi zepsuć samym pojawieniem się. - miała nadzieję, że chłopak nie zapyta o treść ich rozmowy. Na szczęście, Harry jakby wyczuł, że gryfonka nie ma ochoty, na drążenie tego tematu i dał sobie spokój. - A jak tam twoja misja? - zapytała po dłuższym czasie.

- Jestem niemalże pewny, że Malfoy coś knuje, a Snape mu w tym pomaga.

- Jak to?

- Słyszałem, jak Fretka mówił, że go wybrał, nie powiedział dokładnie kto, ale tego można się domyślić. Kłócił się z Nietoperzem, twierdził, że tamten, chce mu odebrać zasługi. I wtedy Snape powiedział, że złożył Wieczystą Przysięgę, cokolwiek to znaczy. - Hermiona słysząc o przysiędze, zbladła. Nie uszło to uwadze gryfona. - O co chodzi?

- Jeśli to naprawdę była Wieczysta Przysięga, to Snape ma kłopoty.

- Dlaczego?

- Ponieważ jeśli się złamie taką przysięgę... - dziewczyna nie była pewna, czy przejdzie jej to przez gardło. Wzięła do ręki butelkę i wypiła znaczną ilość.

- To, co wtedy? - Niecierpliwił się Potter.

- Umiera się.

Zapadła cisza. W każdym razie między nimi, wszyscy inni, którzy jeszcze nie opuścili gabinetu Slughorna, nie wiedzieli, o czym rozmawiała dwójka przyjaciół. I prawdopodobnie nigdy się nie dowiedzą - przeszło przez myśl dziewczynie. Czasami żałowała, że nie może być jak jedna z otaczających ją osób. Ich ta sprawa nie dotyczyła. W każdym razie nie bezpośrednio, bo w końcu mimo wszystko chodziło o Voldemorta, a on zagrażał wszystkim.

Po jakimś czasie Wybraniec dołączył do przyjaciółki i razem próbowali, rozładować atmosferę pijąc i żartując. Harry znów zaprosił ją do tańca, a ona po raz kolejny się zgodziła. Po pewnym czasie oboje byli w nie najlepszym stanie.

Hermiona nie do końca rejestrował to, co się wokół niej działo. W jednej chwili tańczyła z Harrym. Następną rzeczą, jaką pamięta, jest twarz Blaisa Zabiniego, który wziął się tam nie wiadomo skąd. Później tańczyła z kimś jeszcze, ale nie wiedziała z kim. Prawdopodobnie zdecydowała, że musi odpocząć, bo siedziała przy barze rozmawiając z Sanguinim, ale nie miała pojęcia na jaki temat.
Później szła korytarzem, więc przyjęcie musiało się skończyć. Ktoś ją odprowadzał, ale nie mogła rozpoznać tej osoby. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, nim zasnęła, były czyjeś wargi na jej ustach...

***

Czuła się okropnie. Nie powinna była tyle pić. W ogóle nie powinna pić. Co miała jednak zrobić, na początku Harry w ogóle jej nie słuchał, a potem jeszcze przypałętał się ten cały Nott... Gdyby nie silny ból silny i brak sił na, chociażby otworzenie oczu, próbowałaby zrozumieć jego motywy. Jednak tym razem było zdecydowanie za wcześnie na myślenie. Z tą absurdalną, jak sobie później mówiła, myślą, poszła spać dalej.

Minęło kilka godzin. Tak przynajmniej sądziła. Jej samopoczucie uległo poprawie, jednak nie chciała przerywać, tak przyjemnego stanu. W końcu wtulała się w ciepłe ciałko łysego Krzywołapa... Zaraz, łysego? Kiedy to jej pupil stracił futerko? I jakim cudem tak bardzo wyrósł przez tę noc? Myślała gorączkowo o tym, co się wczoraj działo. Niestety przypominała sobie tylko strzępki wydarzeń. W końcu jej myśli powędrowały do pocałunku... Nie miała pojęcia, kim była ta osoba. Co, jeśli to ona leży teraz obok niej w łóżku? Próbowała znaleźć w sobie odwagę na otworzenie oczu. W końcu była gryfonką. Powinna to zrobić bez wahania. Mimo tego wstrzymywała się jeszcze przez jakiś czas, aż ciekawość wzięła górę. Zaczęła powoli rozchylać powieki.

2 komentarze:

  1. Baardzo ciekawe :) A możesz wstawić do Mistrzów Magii jeszcze zdjęcia Patricka i May?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w planach umieścić tam wszystkie postacie, jednak nie wiem kiedy uda mi się to zrobić.
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń