piątek, 1 lipca 2016

Rozdział VIII

  Nie mogła w to po prostu uwierzyć. Jak to się mogło stać? Przecież wszystko już było w porządku. Była pewna, że uda się coś z tego stworzyć... A tu taka niemiła niespodzianka. Tylko co mogło do tego doprowadzić? Stała nad kociołkiem pełnym przezroczystej cieczy i próbowała zrozumieć, który składnik zniszczył jej eliksir. Była tak blisko stworzenia czegoś... Sama nie wiedziała do końca czego, ale teraz to i tak nie miało najmniejszego znaczenia. Musiała zacząć wszystko od początku. Już sięgała po kociołek, by pozbyć się jego zawartości, gdy przypomniała sobie, że nie sprawdziła jak reaguje na różne rzeczy. Testowała na różnych przedmiotach i zawsze kończyło się to tak samo - bez jakichkolwiek efektów.
  Szła załamana na obiad. Miała coraz mniej czasu. Za niecały miesiąc powinna oddać gotowy eliksir. A jak do tej pory nie miała nic. Nie licząc tych wszystkich, które się nie udały. Pokładała naprawdę duże nadzieje w tym ostatnim, pewnie dlatego jeszcze się go nie pozbyła. Chyba podświadomie miała nadzieję, że nagle zacznie działać. Gdy weszła do Wielkiej Sali, postanowiła zakończyć rozmyślanie nad swoją nieudolnością i usiadła na swoim stałym miejscu, przy stole Slytherinu. Chwilę później dołączyła do niej May. Oczywiście nie udało jej się nic przed nią ukryć.
- Stało się coś? Wyglądasz jakoś dziwnie... - zapytała. Esther na początku chciała to przemilczeć, ale wiedziała, że wtedy Blondynka nie da jej spokoju już nigdy.
- Kolejny eliksir do wyrzucenia. Powiedz mi, jak to jest możliwe, że mój ojciec jest najlepszym Mistrzem Eliksirów na świecie, a mnie nic nie wychodzi? - May tylko zaśmiała się krótko i pokręciła głową. Dopiero po chwili się odezwała:
- Nie narzekaj. Nikomu nic jeszcze nie wyszło. Jestem pewna, że tak naprawdę chce tylko sprawdzić nasze zdolności. Przecież każdy przy eliksirze musi mieć listę składników i sposób przygotowania. Nawet jeśli ostatecznie wszystkie nasze eliksiry nie będą miały żadnego zastosowania, to przecież wszystkich z eliksirów nie wyrzuci...
  Musiała przyznać rację przyjaciółce. Jej ojciec wiedział co robi. Musiał mieć tą świadomość, że raczej nikomu nie uda się tego stworzyć. Ale w dalszym ciągu męczyło ją, że pewnie będzie zawiedziony, że nawet jej się nie powiodło.
- Wiesz, ale eliksir wyglądający jak woda raczej nie ukazuje niczyich zdolności - powiedziała po chwili.
- Skoro wygląda jak woda, to wlej go komuś do gardła i zobacz co się stanie. - powiedziała z uśmiechem. Przeanalizowała wypowiedź przyjaciółki i wstała. Przytulając ją powiedziała jeszcze tylko:
- May jesteś genialna!
- To akurat wiem. Hej, gdzie idziesz?
Jednak Esther jej nie odpowiedziała, zbyt zabsorbowana nowym odkryciem.
  Szła korytarzem i rozmyślała nad swoją głupotą. Nie wiedziała jak mogła wcześniej na to nie wpaść. Przecież to było tak oczywiste! Przetestować eliksir na czymś żywym. W dodatku większość eliksirów działa na ludziach, więc jak mogła o tym nie pomyśleć. Ruszyła w tylko sobie znane miejsce i już nikt jej tego dnia nie widział.
***
Chavez od dłuższego już czasu męczył go o spotkanie z May. Dlatego Nathaniel szukał jej teraz po całym zamku, ale ona jakby zapadła się pod ziemię. Już miał zrezygnować, gdy usłyszał jakąś rozmowę za ścianą. Podszedł bliżej aby lepiej słyszeć.
-...prawdy! - usłyszał głos tak przez siebie znienawidzonego Barnesa.
- Mówię ci, że nie wiem dlaczego Esther ostatnio rzadziej się z tobą spotyka. Może zrozumiała jaki naprawdę jesteś i dała sobie spokój - May. Dlaczego ona z nim rozmawiała w takim miejscu?
- Okłamujesz mnie, pewnie to przez ciebie! Co jej powiedziałaś?! - usłyszał gwałtowny ruch i cichy pisk Blondynki.
- Puść mnie, albo pożałujesz. Nic jej nie powiedziałam, więc zostaw mnie w spokoju i odejdź - była stanowcza, jak zawsze ale on nic sobie z tego nie robił dlatego Nathaniel postanowił interweniować. Podszedł do Barnesa i odciągnął go od Ślizgonki.
- Nie słyszałeś, jak dama prosiła cię, żebyś ją zostawił? - Tamten początkowo zaskoczony nie wiedział jak ma zareagować, ale szybko się zreflektował i odepchnął od siebie Krukona.
- Nie twoja sprawa co robię i z kim, Granger - odwarknął Patrick. - A teraz odejdź grzecznie i nie mieszaj się w sprawy między Ślizgonami.
- Może i bym się nie mieszkał gdyby nie kilka faktów, Barnes... - mówił spokojnie, powoli wyciągając różdżkę, by przystawić ja do szyi przeciwnika. - Po pierwsze, atakujesz moją przyjaciółkę. Naprawdę sądzisz, że mógłbym przejść obok tego obojętnie? - chłopak chciał odpowiedzieć, ale Nathaniel nie pozwolił mu dojść do słowa. - Po drugie, podniosłeś rękę na kobietę, tego nie przepuściłby żaden szanujący się Hogwartczyk, a po trzecie, nie przepadam za tobą, więc i tak bym się wtrącił. - zakończył swoje przemówienie wciąż patrząc na Ślizgona, który już sięgał po swoją różdżkę, nie zdążył jednak nawet jej dotknąć, gdy poczuł jak wpada na ścianę.
- Pożałujesz tego Granger - wysapał. - Jak myślisz, czy twoja rodzina będzie zadowolona z twojej znajomości z May Malfoy? Może warto by ich zapytać? - Krukon spiął się na te słowa, jednak obiecał sobie, że już nikomu nie pozwoli sobą manipulować.
- Nie groź mi Barnes, mam na ciebie więcej, niż ty na mnie. - Patrick popatrzył na niego z niezrozumieniem. W końcu co mógłby na niego mieć? - Sądzisz, że Esther będzie zadowolona, gdy pozna twój mały sekret? - po tych słowach Ślizgon zbladł. Bał się konsekwencji. Musiał mieć pewność, że nikt go nie wyda.
- Wygrałeś Granger, ale jeśli choć słowo piśniesz na ten temat, sowa z anonimowym listem trafi do twojego domu... - po tych słowach odwrócił się i odszedł.
- Nie musiałeś tego robić - usłyszał głos blondynki. - Sama dałabym sobie z nim radę - uśmiechnęła się w typowy dla niej i większości Ślizgonów sposób.
- Być może, ale po co ryzykować? Poza tym, dawno już tego nie robiłem - zaśmiali się. - Szukałem cię. - powiedział po chwili.
- Naprawdę? Stało się coś? - zapytała z przejęciem.
- Spokojnie, nic poważnego - widocznie odetchnęła z ulgą. - Chodzi o Chaveza. Męczy mnie cały czas w twojej sprawie.
- Chodźmy więc do niego i niech dowie się, że nie jestem zainteresowana - powiedziała i ruszyła przed siebie. Po chwili zatrzymała się, jakby sobie coś uświadomiła i odwróciła w jego stronę - Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że opuszczenie Zaklęć nie należy do najlepszych pomysłów. A ty co o tym sądzisz? - zapytała.
- Też tak uważam - powiedział z uśmiechem. - Może po prostu załatwimy to później?
- Świetny pomysł. To do później!
  Odeszła, a jemu uśmiech nie schodził z twarzy. Z resztą jak prawie po każdym spotkaniu z May. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Musiał iść na lekcje i pomęczyć się przez godzinę z innymi Krukonami.
***
  Od dłuższego czasu przyglądała się blondynce, której uśmiech nie schodził z twarzy. Miała obiekcje, przed zapytaniem się, o co chodzi, bo w końcu była lekcja, ale ciekawość, jak zwykle w jej przypadku, zwyciężyła.
- Skąd masz taki dobry humor? - wyszeptała do przyjaciółki. Do May dopiero po chwili dotarł fakt, że Esther zadała jej pytanie.
- Udało mi się, chociaż po części, załatwić pewną, męczącą sprawę - odszepnęła blondynka.
- I zapewne ma to związek z pewnym Krukonem. Mam rację? - teraz brunetka uśmiechała się razem z przyjaciółką.
- W pewnym sensie, ale nie tylko - odpowiedziała tajemniczo panna Malfoy.
- Skończ w końcu z tymi zagadkami. Nie możesz mi w prost powiedzieć, o co chodzi?
- Wszystko w swoim czasie. Obiecuję, że kiedyś poznasz cała prawdę - na tym skończyły swoją rozmowę.
  Po zakończonych zajęciach wybrała się na kolację. Po raz kolejny zabrakło May. Przyjrzała się wszystkim w sali i dostrzegła, że nie ma również Nathaniela. Od razu zrozumiała. Uśmiechnęła się na myśl o przyjaciółce. Była zadowolona, że się jej układa.
  Po chwili przysiadł się do niej Patrick. Uświadomiła sobie, jak dawno nie spędzała z nim czasu. Zdążyła już za tym zatęsknić. Naprawdę lubiła ich wspólne rozmowy. Jak się poznawali nawzajem. W takich chwilach czuła, że może mieć to swoją przyszłość.
 - Mam nadzieję, że tym razem mi nie odmówisz i zgodzisz się na spacer - odezwał się. Ona tylko uśmiechnęła się promiennie, po czym odpowiedziała:
- Z przyjemnością - miała wrażenie, że odetchnął z ulgą, ale mogło jej się to przewidzieć. - May ma teraz swoje zajęcia, więc musiałabym spędzić ten czas samotnie.Miło, że pomyślałeś. Zwłaszcza po tych wszystkich moich odmowach w ostatnim czasie - dopiero teraz zrobiło jej się głupio na myśl o tym. Nie mogła przecież mieć pewności, że on zrozumie co nią kierowało. Mógł równie dobrze dojść do wniosku, że nie chce dłużej utrzymywać tej znajomości. Jednak cieszyła się, że tak się nie stało.
- Naprawdę rozumiem, że musiałaś sobie to wszystko przemyśleć, Ja jednak nie potrafiłbym zrezygnować z kogoś takiego jak ty. Jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać w tej szkole. Cieszę się, że dałem się namówić ojcu na naukę tutaj.
- Ja to nie bardzo miałam wyjście. W końcu nazwisko Slytherin do czegoś zobowiązuje. - zaśmiali się cicho. Resztę posiłku zjedli zamieniając tylko kilka zdań i wyszli.
  Chodzili wzdłuż lasu, który rósł w pobliżu zamku. Zaczynał się on przy jednym z brzegów jeziora i ciągnął, aż za Hogwart, pomijając go półkolem. Ludzie rzadko się do niego zbliżali. W ostatnim czasie grasował tam jakiś wampir. Co prawda w dzień nie powinien sprawiać kłopotów, ale obawiano się, że cień drzew może  go chronić przed słońcem. Esther jednak lubiła ryzykować, ojciec mówił jej, że musiała to odziedziczyć po matce, bo on zawsze wolał dmuchać na zimne.
- O czym tak myślisz? - zapytał ją, gdy już byli w połowie drogi powrotnej i od dłuższego czasu zamiast rozmawiać, po prostu cieszyli się swoim towarzystwem.
- O rodzicach. A tak właściwie to o matce. Dawno jej nie widziałam wiesz? Znaczy, niby widuję ją na tych wspólnych obiadach, ale to nie to samo. Brakuje mi naszych rozmów. Mogę zawsze powiedzieć jej rzeczach, których ojciec nigdy nie zdoła pojąć. Wiesz, że to ona ostatecznie przekonała go, żeby nie szukał mi męża? Powiedziała, że nie mają prawa odbierać mi prawa wyboru, skoro sami zrobili wszystko, żeby moi dziadkowie zgodzili się na ich małżeństwo. Brzmi jak jakaś tania historia miłosna, nie uważasz? - zakończyła swój wywód. On przyglądał się jej przez chwilę, zanim odpowiedział.
- Rozumiem cię, ale wcale nie uważam, że jest to tania historia miłosna, jak ty to ujęłaś. Spróbuj postawić się na ich miejscu. Wyobraź sobie ile musieli przejść, aby dotrzeć do tego, co mają teraz. Z twojej perspektywy to przypadek jakich pełno, dwoje zakochanych sprzeciwia się rodzicom, by zostać razem, ale dla nich była to długa droga do szczęścia. I tak los im sprzyjał skoro w końcu ich związek został zaakceptowany. Wielu się to nie udaje. Weźmy chociażby za przykład brata twojej przyjaciółki. On ostatecznie musiał poślubić kogoś, kogo nie kochał i zostawić miłość swojego życia. Powinnaś być wdzięczna rodzicom za prawo wyboru, a nie łaskawie przystawać na ich decyzje.
  Gdy zakończył, Esther nie wiedziała co powiedzieć. Miała tyle szczęścia, że go poznała. Nigdy nie podejrzewałaby go o takie poglądy. Chyba zaczynała się w nim zakochiwać i dziękowała wszystkim bóstwom świata, za to że nie będzie musiała z niebo rezygnować na rzecz rodziców. Zawiał wiatr i przywiał jej włosy na twarz. Patrick odgarnął je i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.
***
  Szedł z May u boku. Kroczyli w kierunku umówionego spotkania. Żadne z nich nie mogło zrozumieć intencji Michaela Chaveza. Nie widzieli, czy naprawdę jest on zainteresowany Ślizgonką, czy po prostu jest to jakiś jego środek do celu. Po nim można było się spodziewać wszystkiego. I nie pocieszało to w żadnym calu. Dotarli po chwili na dziedziniec, na którym czekał już Krukon. Podszedł do May i pocałował ją w rękę.
- Dziękuję przyjacielu - Nathaniel skrzywił się na to stwierdzenie - za przyprowadzenie May, czy sprawiłoby ci to kłopot, gdybym poprosił o pozostawienie nas samych?
- Sądzę, że nie - blondynka odpowiedziała za niego. Chciał zaprotestować, ale panna Malfoy bezgłośnie przekonała go, że sobie poradzi. Odszedł więc i czekał w miejscu z którego widział wszystko, ale sam nie mógł zostać dostrzeżony.
  Przyglądał się im od dłuższego czasu. Sądził, że to spotkanie zakończy się o wiele szybciej. Oni jednak nie zamierzali go przerywać. Co chwilę zauważał jak się śmieją czy dyskutują. Żałował, że nie mógł usłyszeć o czym. Nie chciał jednak ryzykować wykryciem. Zaklęcia też nie wchodziły w grę. Mimo wszystko Chavez nie był głupcem i potrafiłby wyczuć magię, nawet w miejscu takim jak Hogwart. Dlatego tylko obserwował i powoli zaczynał żałować, że zgodził się tak po prostu odejść. Mimo iż wiedział, że gdyby pozostał nie mogliby rozmawiać tak swobodnie.
  W pewnym momencie odwrócił wzrok i od razu tego pożałował. W oddali, na pograniczu lasu dostrzegł inną parę. Od razu ją rozpoznał. W końcu dla niego była jedyna w swoim rodzaju. Na moment zapomniał o tym, że miał obserwować May i Michaela. Całą swoją uwagę skupił na ogrywającej się na jego oczach scenie. Przetwarzał w głowie wszystko co zobaczył. Powolny spacer, nagły postój, dłuższą rozmowę, podmuch wiatru i na końcu pocałunek. Był zły na siebie, że do tego dopuścił. Planował już nawet odejść, by użalać się nad swoją głupotą, gdy przypomniał sobie o celu w jakim się znajdował właśnie w tym, a nie innym miejscu. Skierował swój wzrok z powrotem na parę znajdującą się bliżej niego. I bardzo dobrze zrobił, bo w tym właśnie momencie szli oni w jego kierunku. Szybko się otrząsnął i schował w zaciemnionym korytarzu. Zainteresowani rozstali się niedaleko niebo i każdy poszedł w swoją stronę. Nathaniel szybko dogonił blondynkę.
- Jak tam spotkanie? - zapytał jakby od niechcenia.
- Przerażające. Ten człowiek myśli, że komplementami załatwi sobie wszystko. I na dodatek niemal cały czas mówił tylko o sobie. - powiedziała na jednym wydechu.
- Wyobrażam sobie. Przepraszam, że cię w to wciągnąłem.
- Nic się nie stało. Teraz przynajmniej wiem, że Chavez na pewno coś knuje. Zaprosił mnie na kolejne spotkanie, wiesz?
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś...
- Wręcz przeciwnie - zamurowało go. Dopiero po chwili odzyskał zdolność mówienia.
- Oszalałaś? To niebezpieczne, nie powinienem cię w to w ogóle mieszać... - był na siebie zły, że naraził ją na to wszystko. Sam doskonale wiedział, że Michał jest nieobliczalny.
- Spokojnie, nic mi nie będzie. Poza tym, jak mam się czegoś dowiedzieć? Nie sądzisz, że to najlepszy sposób? - przez chwilę zastanawiał się nad jej słowami. Z jednej strony miała rację, ale z drugiej nie mógł się na to zgodzić. Miał to powiedzieć May, jednak gdy na nią spojrzał wiedział, że już jest za późno. Nie przekona jej w żaden sposób, aby odpuściła. Była zdeterminowana i do tego w swoim żywiole. W końcu kto może wiedzieć więcej o spiskach, od rasowej Ślizgonką? Odpowiedź sama się nasuwała - nikt.
- Mam nadzieję, że będziesz mnie na bieżąco informować i że zrezygnujesz jeśli miejsce będzie miało coś podejrzanego... - powiedział zrezygnowany.
- Masz moje słowo. A teraz wracajmy już do siebie. Mam wrażenie, że widziałam Esther w oddali. Muszę ją o to spytać. A ty coś zauważyłeś?
- Nie przypominam sobie - nie wiedział dlaczego skłamał. Próbował sobie wmówić, że nie było w tym nic osobistego, ale czuł się jakby poległ w tej sprawie. - Czyli co, do jutra?
***
  Emocje w niej szalały. Już nie mogła się doczekać, aż powie wszystko May. Czuła się tak pierwszy raz w życiu. Gdy zgodziła się na ich pierwsze spotkanie, sądziła że na nim się zakończy. Musiała podziękować przyjaciółce za to, że przekonała ją do Dania mu drugiej szansy. Gdyby tego nie zrobiła, mogłaby już nigdy nie spotkać kogoś takiego jak Patrick. Już nawet nie była na siebie zła o tę przerwę, bo czuła, że to tylko polepszyło ich relację.
  Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Musiała jak najszybciej się komuś zwierzyć, a tak się akurat złożyło, że panna Malfoy była jedyną osobą odpowiednią do wysłuchania jej. Już nawet zaczynała się o nią martwić, jednak gdy zbierała się z zamiarem poszukania jej, blondynka weszła do pokoju.
- May! Jak dobrze, że cię widzę! - nie ukrywała swojego entuzjazmu, co jej przyjaciółka zdążyła już uchwycić na wstępie.
- Co ty w taki dobrym humorze? Stało się coś? - zapytała, skrywają swoje zainteresowanie.
- Nawet nie wiesz jak dużo.
- To może zamiast zachowywać się jak mała dziewczynka, która dostała wymarzony prezent, powiesz co takiego miało miejsce?
  I zaczęła streszczać jej całe spotkanie. Nie chciała niczego pominąć. May wysłuchiwała jej w ciszy. Była zła na siebie, że do tego dopuściła, ale nie mogła zdradzić tego Esther. W każdym razie nie, do póki nie miała dowodów. Brunetka zdawała się jednak nie zauważać ponurego nastroju blondynki, za co ta druga była wdzięczna.
- Żałuj, że niw widziałaś go jak mówił o moich rodzicach - ciągnęła dalej panna Slytherin. - Nigdy nie podejrzewałabym żadnego mężczyzny o takie emocje. To było piękne, aż zaniemówiłam... - przerwała na chwilę jakby nad czymś się jeszcze zastanawiała.
- I co było dalej? - zapytała zniecierpliwiona May.
- Pocałował mnie.
  Obie w tym momencie zamilkły, jednak z różnych powodów. Esther najzwyczajnie w świecie, rozpamiętywała swój najpiękniejszy, jej zdaniem, dzień w życiu. Jej przyjaciółka natomiast nie mogła uwierzyć, że sprawy zaszły już tak daleko. Bała się, że nim znajdzie dowód na winę Barnesa, będzie już za późno.
- A co u ciebie i Nathaniela - Blondynka spojrzała na nią pytającym wzrokiem. - Mnie nie oszukasz. Na kolacji nie było was obojga. I do tego przyszłaś później ode mnie...
- Widziałam się z nim dzisiaj tylko przez chwilę. Cały ten czas spędziłam z kimś innym - gdy dostrzegła błysk w oczach panny Slytherin żałowała, że nie ugryzła się w język.
- Z kim jeśli można wiedzieć? - Nie chciała wyjść na egoistkę i była ciekawa z kim spotkała się jej przyjaciółka, która z kolei wahała się z powiedzeniem prawdy.
- Z innym Krukonem - odezwała się w końcu blondynka - Michael Chavez. Może go znasz?
- Coś mi się obiło o uszy jego nazwisko. Jest z naszego rocznika?
- Tak, to znajomy Nathaniela.
  Esther już nie wnikała, bała się zapytać o intencje przyjaciółki. W końcu mimo wszystko były Ślizgonkami i nieczyste zagrania należały do ich natury. Dlatego zmieniła temat na bardziej neutralny, a potem obie się położyły.
  May nie mogła jednak zasnąć. Gryzły ją wyrzuty sumienia. Po tym co usłyszała od przyjaciółki, straciła całą pewność, co do ukrywania prawdy na temat Patricka Barnesa. Może i będzie tego żałować, może Nathaniel będzie zły na nią, że go wcześniej nie ostrzegła, ale już podjęła decyzje. Powie cała prawdę Esther...
- Esther? Śpisz? - zapytała.
- Już prawie - wymruczała brunetka - a co?
- Muszę ci coś powiedzieć...

2 komentarze:

  1. Bardzo emocjonujące :) Uwielbiam Nathaniela, ale zaczynam lubić też Patricka, tylko ten jego sekret mnie niepokoi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż powiedzieć? Zarówno Nathaniel, jak i Patrick mają swojej sekrety. Pytanie, czy odkryją je i będą przeciwko sobie wykorzystywać.
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń