czwartek, 19 maja 2016

Rozdział VI

Jej znajomość z Barnesem rozkwitła. Minął już ponad miesiąc od ich drugiego spotkania. Widywali się coraz częściej, przez co Esther nie miała zbyt wiele czasu dla przyjaciółki. May na początku to nie przeszkadzało - nie chciała przecież, aby skończyła ona jak jej brat, Alek. Wszystko jednak się zmieniło, po pewnym zdarzeniu, jakie miało miejsce między nimi. Nie powiedziała nic na ten temat, bo widziała, że córka Salazara jest szczęśliwa w jego towarzystwie i obawiała się, że jej nie uwierzy.

Mimo nadziei, jaką wiązała z Barnesem, nie poruszała jego tematu przy rozmowach z ojcem. On sam milczał od czasu ostatniego obiadu, podczas którego nie udało jej się, niestety, przekonać ciotki do zmiany sposobu, w jaki przekazuje wiedzę. Po prawdzie Esther nie liczyła na zbyt wiele, ale i tak była rozczarowana. No cóż, nawet jako córka Salazara Slytherina, nie mogła mieć wszystkiego.

Kierowała się właśnie na kolejne spotkanie z Patrickiem. Wiedziała, że przez to wszystko zaniedbuje kontakty z May, ale nie potrafiła mu odmówić. Postanowiła sobie, że wynagrodzi to wszystko przyjaciółce. Czego, jak czego, ale słowa zawsze dotrzymywała. Zwłaszcza tego danego samej sobie. Schodząc po schodach, minęła obiekt swoich rozmyślań, ale dopiero po chwili dotarło to do niej. Odwróciła się szybko i krzyknęła w stronę dziewczyny:

– May! 
– Coś się stało? – zapytała.

– Nie, nic. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy masz jakieś plany na jutro. 
Panna Malfoy spojrzała na nią dziwnie, nim odpowiedziała:

– Po południu mam jedną sprawę do załatwienia, ale potem jestem wolna.

– To świetnie! Jesteśmy umówione. Może na dziedzińcu?

– Dlaczego by nie? Tylko uprzedź swojego ukochanego, żeby mi Cię zostawił jutro w spokoju – zaśmiała się.
– Nie jest moim ukochanym, ile razy mam ci to powtarzać? - zdenerwowała się Esther.
– Już dobrze, a teraz idź, bo czeka na ciebie – panna Slytherin dopiero po słowach przyjaciółki zorientowała się, że jest spóźniona.

***

Już od miesiąca widywał ją z Barnesem. Nawet gdyby chciał z nią porozmawiać, nie było takiej możliwości. Zawsze ktoś był razem z nią. Nie chciał dawać za wygraną, ale czy miał inne wyjście? Dopóki jest ona zainteresowana tym Ślizgonem nie miał szans. Poza tym widząc ją szczęśliwą, nie chciał tego psuć. Mógł tylko liczyć na jakieś potknięcie swojego konkurenta.

Zajęcia się skończyły i miał teraz czas tylko dla siebie. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, a jakoś nie miał ochoty na spędzanie czasu ze swoimi „przyjaciółmi". Pogoda była ładna, ale na zewnątrz mógłby się natknąć na Esther i jej chłopaka. Postanowił więc, z braku wyboru, spędzić kilka godzin w bibliotece. Była szansa, że znajdzie tam coś ciekawego, co zajmie jego myśli. Nikogo poza tym nie będzie dziwił widok Krukona siedzącego pośród książek w taki dzień.

Przeglądał woluminy już od dobrych, dwóch godzin. Nie znalazł jednak nic, co zaciekawiłoby go na dłużej. Jak na największy zbiór zwojów i książek na świecie, nie było tam dużego wyboru. Krążył więc, biorąc do rąk pierwsze, co wpadło mu w oczy. Czytał kilka pierwszych stron i odkładał z powrotem. Doszedł w końcu do oczywistego wniosku. Nie było tam nic dla niego i musiał zdecydować się na inny sposób spędzania czasu.

Wychodząc z biblioteki, rozmyślał nad dalszym planem działania. Nie wiedział która opcja jest gorsza. Reszta dnia w towarzystwie innych Krukonów, czy oglądanie obiektu jego westchnień w towarzystwie tego obślizgłego Barnesa. Z dwojga złego wolał jednak mimo wszystko innych członków Ravenclawu.

***

Czekał na nią przynajmniej od dziesięciu minut. Nie widział jej jeszcze, dzięki czemu mogła ona dostrzec jego zniecierpliwiony wyraz twarzy. Trochę ją to zaskoczyło. W końcu nie spóźniła się ona aż tak bardzo. Odwrócił on jednak w końcu głowę w jej stronę i uśmiechnął się, a ona zapomniała o swoich rozmyślaniach nad jego postawą.

– Przepraszam za spóźnienie. Spotkałam po drodze May i trochę się zagadałyśmy...
– Nic się nie stało – powiedział, by chwilę później pocałować ją w dłoń. – Widziałem, że ostatnio spędzacie razem mało czasu, nie mam ci tego za złe.

– Dziękuję, właśnie o tym rozmawiałyśmy. Chcę spędzić z nią jutro cały dzień, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
– W żadnym wypadku, sam miałem ci zaproponować, abyś to zrobiła. Widzę jednak, że mnie uprzedziła – zaśmiał się krótko.

Ruszyli w stronę jeziora, gdzie bardzo często przebywali w wolnych chwilach. Prawdopodobnie dlatego, że tam odbyło się ich drugie, lepsze spotkanie. Spacerowali po linii brzegu, co chwilę mijając inne pary. Nic dziwnego, że tyle osób wyszło na zewnątrz, bo pogoda była naprawdę piękna. Wiosna zaczęła się już dawno, ale dopiero teraz uczniowie Hogwartu zaczęli z niej w pełni w korzystać. To przypomniało Esther, że jeszcze nie ma eliksiru. Po prawdzie zaczęła teraz nowy i jak na razie nie stało się nic złego, a nawet wyglądało na to, że będą jakieś efekty. Nie chciała jednak zbyt bardzo się tym entuzjazmować, ponieważ nie znosiła porażek, a te ostatnio bardzo polubiły ją. Gdy już myślałam, że osiągnęła sukces, pojawiały się znikąd i niszczyły wszystko na jej drodze. Czasem zastanawiała się, czy ktoś nie rzucił na nią jakiejś klątwy, ale szybko dochodziła do wniosku, że to niedorzeczne.

Ten spacer wyglądał jak wszystkie poprzednie. Rozmawiali trochę o sobie, o mało istotnych sprawach, czy komentowali ostatnie wydarzenia. Esther dowiedziała się, że Patrick ma młodszą siostrę, która przybędzie do Hogwartu jesienią. Bardzo chciała ją poznać. Nikt nie mógł wiedzieć o nim więcej niż jego rodzeństwo, nawet rodzice. O sobie nie mówiła zbyt wiele. Sprostowała tylko kilka plotek na jej temat. Nie lubiła przedstawiać swojej osoby. Uważała, że jest przy tym nieobiektywna. Polecała mu, aby spytał o to May. Nie był zbyt zadowolony, ale powiedział, że zrobi to przy najbliższej okazji.

Rozstali się w trochę napiętej atmosferze, której panna Slytherin nie rozumiała. Czy nie jest oczywiste, że najlepszym źródłem informacji jest przyjaciółka? Kto mógłby wiedzieć o niej więcej? Nie chciał o tym myśleć, ale nie potrafiła wyrzucić tej sytuacji z głowy. Niby nic się nie stało, ale czy byłoby możliwe, że May z Patrickiem weszli w jakiś konflikt? Miała nadzieję, że nie. Nie byłoby to zbyt komfortowe. Próbując myśleć o czymś innym przestała zwracać uwagę na to, gdzie idzie. Zaskutkowało to jej bliższym zapoznaniem się z podłogą. Po raz kolejny w ostatnim czasie.

– Ty chyba lubisz na mnie wpadać? – usłyszała znajomy głos. Gdy uniosła głowę, zobaczyła nad sobą Nathaniela, który podawał jej rękę, aby mogła wstać.

–  Jak widać – odparła. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
– W żadnym wypadku – pokręcił głową. – Można wiedzieć, co spowodowało twoją nieuwagę, hmm?
– Nic wartego opowiedzenia – odpowiedziała szybko. 
Stali chwilę w ciszy, co nie było zbyt komfortowe dla Esther. Nie znali się z resztą za dobrze. Tylko na siebie wpadali i mijali na korytarzach. Postanowiła więc przerwać milczenie. 
–  Ciągle na siebie wpadamy, a nawet się sobie nie przedstawiliśmy. Esther – podała mu dłoń.

– Nathaniel –  pocałował jej dłoń.
– Skoro prezentacje mamy już za sobą, to może masz chwilę na poznanie się choć trochę bliżej? –  powiedziała, nim zdążyła przemyśleć swoją wypowiedź. Nie była pewna, czy taka propozycja nie jest nie fair w stosunku do Patricka, ale w końcu niczego mu nie obiecywała, a poza tym chciała tylko poznać chłopaka, na którego wpadła już drugi raz.

–  Dlaczego nie? – odrzekł i przeszli trochę dalej, aby usiąść na ławce.  – Co chciałabyś wiedzieć?

Trochę ją zaskoczył tym pytaniem. Co było dziwne, skoro sama wyszła z inicjatywą. Nie miała pojęcia, o co zapytać. Nie wiedziała, które pytania są odpowiednie na tym etapie znajomości, a które niekoniecznie. Postanowiła jednak, że nie będzie się hamować.
– Masz może jakieś rodzeństwo? – zapytała o pierwszą rzecz jaka przyszła jej do głowy.
– Nie, a ty?

– Też nie. A jakichś bliższych przyjaciół? Niby widuje się cię z innymi Krukonami, ale nie wygląda to na przyjaźń...

– Nic się przed tobą nie ukryje, co? 
Pokręciła głową w geście zaprzeczenia. 
–  Moje relacje z resztą Ravenclawu są dosyć skomplikowane. Nie chciałbym teraz o tym rozmawiać.

– Nie ma problemu. Nie znamy się przecież za dobrze. Ja, jak zapewne wiesz ty i reszta Hogwartu, przyjaźnię się z May Malfoy. Nasze rodziny są dość blisko, także znamy się praktycznie od zawsze. Czasem odnoszę wrażenie, że wie ona więcej o mnie niż ja sama...

– To bardzo ciekawa osoba.
Esther popatrzyła na niego z zaciekawieniem. 
–  Poznałem ją jakiś czas temu – dodał. – Potrafi się chyba zaprzyjaźnić z każdym.
– Coś w tym jest – zaśmiała się dziewczyna. – Z naszej dwójki, to ona zawsze szybciej i częściej zawierała nowe znajomości. Nic z resztą w tym dziwnego. Z charakteru zawsze bardziej przypominałam ojca.

Rozmawiało jej się naprawdę przyjemnie. Poruszyli jeszcze kilka tematów i się rozstali. Trochę zdziwił ją fakt, że May nic jej nie powiedziała o Nathanielu. Zawsze zwierzała się jej, gdy chodziło o jakiegoś chłopaka. Może teraz to coś poważniejszego? Cieszyłaby się z tego. Miałby kto z nią przebywać w trakcie jej spotkań z Patrickiem.

Przez całą drogę do lochów rozmyślała o May i Nathanielu. Byłaby naprawdę szczęśliwa, gdyby się im udało. Znała po prawdzie ojca panny Malfoy, ale zawsze była szansa, że Alek nie pozwoli na kolejny aranżowany związek w ich rodzinie. Z uśmiechem i dobrą myślą weszła do swojego dormitorium.

***

Nie wierzył, że udało mu się z nią porozmawiać i to teraz, gdy już tracił nadzieję, że kiedykolwiek do tego dojdzie. W dodatku sama to zaproponowała. Nie miał pojęcia, co nią kierowało, ale był z tego zadowolony. Wreszcie nadarzyła się okazja na zbliżenie się do Esther. Musiał to wykorzystać najlepiej jak umiał. Nie chciał jej zniechęcić do siebie. Zacznie małymi krokami, od przyjaźni, a czas pokarze, co z tego wyniknie.

Miał nadzieję, że May nie obrazi się na niego, za to, że powiedział Esther o ich znajomości. Ich rodziny nie przepadały za sobą, sam nie był pewny dlaczego, ale tak było. Oni sami ignorowali się, aż panna Malfoy odkryła jego uczucia. Na początku oczywiście wszystkiemu zaprzeczał, ale w końcu wygrała i od tamtej pory starała się mu trochę pomóc. Odnosił z resztą wrażenie, że dowiedziała się czegoś o Patricku, ale nie chciała zdradzić szczegółów. Powiedziała tylko, że mu nie ufa i woli by nie był zbyt blisko z Esther. Jemu ten układ jak najbardziej odpowiadał. Gdyby nie konflikt między Malfoyami a Grangerami pewnie już dawno by zaprzyjaźnił się z May.

Gdy wszedł do Pokoju Wspólnego Ravenclawu zobaczył to, co zawsze. Małe podzielone grupki, każda uważająca się za lepszą od pozostałych. A to podobno w Slytherinie są podziały. Jakoś nie zauważył, by Ślizgoni odrzucali któregoś ze swoich. Może mieli się za najlepszy dom w Hogwarcie, ale za swoimi stali murem. Jednak chyba nikt tego nie zauważył albo po prostu udawali, że nic takiego nie ma miejsca. Nie wiedział, która z opcji jest bliższa prawdy.

Chciał wyminąć wszystkich i dotrzeć do swojego dormitorium, jednak po drodze zatrzymał go Michael Chavez. Kiedyś nazywał go przyjacielem, teraz czekał tylko, aż ukończy Hogwart, by go nigdy więcej nie zobaczyć. Najchętniej zignorowałby go i poszedł dalej, jednak oboje wiedzieli jaką wiedzę posiada ten krukon. Nie miał wyjścia. Odwrócił się i ruszył w jego stronę. Nie zdziwiło go, że siedział sam. Zawsze tak było, gdy miał do niego jakąś sprawę.

– Słuchaj, Granger, mam do ciebie prośbę – uśmiechnął się kpiąco. 
Uwielbiał to robić. Nathaniel podejrzewał, że ma wtedy wrażenie wyższości nad rozmówcą. Nie podzielał tego, ale wolał o tym nie wspominać Chavezowi.

– Obaj wiemy, że to nie prośba – odezwał się beznamiętnie Nathaniel. – Skończ te swoje gierki, Chavez, i powiedz, o ci chodzi.
– Może trochę grzeczniej, Granger, co? Pamiętaj, kto tu ma nad kim przewagę.
Wolał się już nie odzywać. Chciał jak najszybciej wrócić do siebie i zasnąć. 
– Tym razem to nic wielkiego – powiedział po chwili Michael. – Zauważyłem ostatnio, że zaczynasz się dogadywać z May Malfoy.

– I co w związku z tym? – Miał złe przeczucia. Nie podobał mu się ton głosu Krukona.

– Wystarczy mi tylko, że jej mnie przedstawisz. Nic więcej.

– Postaram się
– Mam nadzieję, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy. A teraz możesz odejść, nie zabieram ci więcej czasu.

Musiał ostrzec May przed tym człowiekiem. Nie miał innego wyjścia, musiał ich sobie przedstawić, ale nie oznaczało to, że nie może powiedzieć parę zdań na temat Chaveza przed ich spotkaniem. Naprawdę polubił tę dziewczynę, a wiedział, że Michael nie ma wobec niej dobrych zamiarów.

***

Siedziała na zielarstwie prowadzonym przez ciotkę Helgę. Nie mogła się jednak na niczym skupić. Jeszcze kilka godzin i będą miały z May czas tylko dla siebie. Tęskniła za ich wspólnymi rozmowami i spacerami. Ostatnio nie miały czasu na żadną z tych rzeczy. A pojawiło się przecież tyle nowych wydarzeń do skomentowania i spraw do omówienia.

Z Patrickiem nie widziała się od wczoraj. Postanowiła, że trochę sobie od niego odpocznie. Im obojgu dobrze to zrobi. Wczoraj nie do końca chyba był sobą, zwłaszcza, gdy wspomniała o przyjaciółce. Będzie musiał zapytać ją o to dzisiaj. Coś na pewno było nie w porządku i musiała odkryć co. Taka już była jej natura - lubiła znać prawdę. Wszystkie niedopowiedzenia ją irytowały i męczyły.

Nadeszła pora obiadu. Nigdzie nie mogła wypatrzyć panny Malfoy. Niby mówiła jej, że ma coś ważnego do zrobienia, ale żeby opuszczać posiłek? Z drugiej jednak strony, mogło to zajmować więcej czas, niż podejrzewała i jej przyjaciółka postanowiła zacząć wcześniej, aby zdążyć.

Rozmyślała nad tym, gdy podszedł do niej Barnes. Z tego, co zdążyła zauważyć, miał wyjątkowo dobry humor. Chyba sprawa, która męczyła go dzień wcześniej, sama się rozwiązała. Wziął jej dłoń w swoją i pocałował na powitanie.

– Wiem, że dzisiejszy dzień jest zarezerwowany dla twojej przyjaciółki, dlatego chciałbym cię spytać, czy na jutro też masz jakieś plany?
Już chciała odpowiedzieć, że nie, gdy przypomniała sobie, co postanowiła.
– Mam nadzieję, że mi wybaczysz, jeśli jutro się nie spotkamy... 
Nawet jeśli był zawiedziony, nie dał tego po sobie poznać.
– Oczywiście, że nie. Ostatnio spędzaliśmy razem naprawdę dużo czasu i rozumiem, że chcesz teraz nadrobić to, co przez ten czas mogłaś zrobić.
– Dziękuję ci naprawdę za wyrozumiałość – uśmiechnęła się lekko. – Cieszę się, że tak to odbierasz. Jeśli tylko znajdę chwilę odezwę się do ciebie.

Pożegnał się i odszedł. Po raz pierwszy od bardzo dawna, Esther była pewna podjętych przez siebie decyzji. Zadowolona z siebie skończyła posiłek. Wstała i z lekkim uśmiechem na twarzy ruszyła w kierunku dziedzińca. Gdy dotarła na miejsce, May jeszcze nie było. Wyjęła książkę i postanowiła poczytać, aż do przybycia przyjaciółki.

***
– Cieszę się, że przyszłaś. Na pewno nie chcesz odbyć tej rozmowy po obiedzie? – zapytał, aby się upewnić. Blondynka pokręciła głową.

- Nie, po obiedzie jestem umówiona z Esther. I tak pewnie się spóźnię. Od opuszczenia jednego posiłku nic mi się nie stanie.

- Dobrze więc. Najpierw chciałbym porozmawiać z tobą na temat Michaela Chaveza.

- Dlaczego akurat o nim chcesz rozmawiać? - spytała zdziwiona panna MMalfoy

- Bardzo mu zależy, abym ci go przedstawił. Odmówiłbym, ale na jego szczęście wie o mnie coś, czego nikt nie powinien wiedzieć. Chciałbym, abyś z nim tylko porozmawiała przez chwilę, nic więcej. Na niego trzeba uważać. - May musiała przetrawić to, co usłyszała przed chwilą. Po chwili skinęła głową.

- Nie ma sprawy. Po prostu podejdziemy do niego, przedstawisz mnie, porozmawiamy chwilę i nie będę sobie więcej zawracać nim głowy.

- Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować.

- Przestań, dla mnie to nic, a widzę, że dla ciebie wiele to znaczy - uśmiechnęła się. - Porozmawiajmy lepiej o tym, jak odsunąć Patricka od Esther.

- Z tego, co mi mówiłaś może nie być łatwo. Chociaż rozmawiałem z nią wczoraj zaraz po ich spotkaniu. Sądząc po jej minie, nie wszystko przebiegło tak, jak trzeba.

- Jedno potknięcie o niczym nie świadczy. Trzeba ich obserwować. - stwierdziła blondynka - Możesz być pewny, że jeśli Barnes ją skrzywdzi, to nie będzie za ciekawie.

- Tego jestem pewien w stu procentach. - odpowiedział Granger. - Swoją drogą, co sądzi o nim jej ojciec?

- Jeszcze nie wiem. Wyciągnę to od niej dzisiaj. - przez chwilę siedzieli w ciszy, zastanawiając się nad tym, co jeszcze mają sobie do powiedzenia. Nie chcieli niczego pominąć.

- Powiedziałem jej o tobie - poinformował ją po chwili Nathaniel - mam nadzieję, że nie jesteś zła.

- Nie jestem - popatrzył na nią podejrzliwie - Naprawdę. I tak by się w końcu musiała dowiedzieć. Lepiej teraz i od jednego z nas niż z jakichś plotek. Raczej nie będzie miała mi za złe, że jej o tym nie powiedziałam osobiście. W końcu ostatnio nie miała dla mnie zbyt wiele czasu. Przynajmniej sama wyszła z inicjatywą spędzenia razem czasu.

Jeszcze przez chwilę rozmawiali na temat szatynki. Obojgu im na niej zależało. Nawet jeśli nigdy by nie było nic między nim a Esther, Nathaniel wiedział, że zrobi wszystko, aby była szczęśliwa. May z resztą też. Blondynka w końcu powiedziała, że już za bardzo się spóźnia, więc postanowił zakończyć rozmowę i ją odprowadzić.

***

Czytała od blisko godziny, aż usłyszała jakieś głosy w oddali. Odwróciła się w ich stronę. Uśmiechnęła się na widok tego, co zobaczyła. W jej stronę szła May z Nathanielem. Chyba jej nie zobaczyli, ponieważ się pożegnali i odeszli w inne strony. Schowała książkę i ruszyła w kierunku swojej przyjaciółki.

- Ładnie to, tak się spóźniać? - zapytała z uśmiechem.

- Naprawdę przepraszam, musiałam... - Esther przerwała jej śmiechem.

- Nie musisz się tłumaczyć, widziałam was razem. Cieszę się waszym szczęściem.

- To nie to, co myślisz - wyznała zakłopotana blondynka. Będzie musiała porozmawiać o tym z Nathanielem.

- Na pewno - ponownie się zaśmiała.

- Skoro rozmawiamy o tym, to co u Patricka? - szatynka trochę spoważniała, co nie umknęło blondynce.

- Wszystko w porządku. Zastanawiam się jednak, czy się przypadkiem nie pokłóciliście o coś. - powiedziała panna Slytherin.

- Nie, nic takiego nie miało miejsca - powiedziała po chwili May. - A dlaczego pytasz, jeśli mogę wiedzieć?

- Kiedy wspomniałam, że najwięcej o mnie dowie się, rozmawiając z tobą, atmosfera stała się napięta. Skoro jednak nic się nie stało, to musiało mi się wydawać - stwierdziła, choć nie była co do tego w stu procentach przekonana.

- Póki jeszcze rozmawiamy o Barnesie, co sądzi o nim Wielki Lord Slytherin? - May uwielbiała tak nazywać jej ojca. Prawdopodobnie, gdyby się o tym dowiedział, nie byłby zbyt zadowolony.

- Właśnie chodzi o to, że nie mówił za wiele. Zdziwiłam się, bo zazwyczaj na tych obiadach porusza wszystkie możliwe tematy. Chyba jednak zmienił taktykę, bo tylko wspomniał, że ktoś taki się pojawił w moim życiu. - blondynka patrzyła na nią z niedowierzaniem, ale nie skomentowała tego.

- A jak minął obiad? - spytała po chwili.

- Jak zwykle. Nie udało mi się przekonać ciotki, do zmiany jej lekcji, nie poddam się

jednak tak łatwo. - powiedziała poważnie, ale po chwili się zaśmiała.

- Mam nadzieję. W tobie ostatnia nadzieja - teraz już obie się śmiały. Minęło im to dopiero po chwili.

- Naprawdę cieszę się, że jednak się dzisiaj spotkałyśmy - powiedziała Esther, po dłuższej ciszy.

- Ja też - odpowiedziała jej May.

Postanowiły pospacerować jeszcze przed zapadnięciem zmierzchu. W pewnym momencie położyły się na trawie i rozmawiały o tym, ile zmieniło się ostatnio w ich życiu i ile się jeszcze może zmienić. Zaczęły wspominać wspólne dzieciństwo. Nie mogły uwierzyć, że minęło już tyle czasu. W nostalgii wracały do dormitorium. Obie myślały o tym, jak błogie jest dzieciństwo, gdy nie musisz się o nic martwić, gdy wszystkie problemy rozwiązują rodzice.

Leżały już w łóżkach, w ciszy. Jedna z nich była zadowolona z przebiegu dzisiejszego dnia i żałowała, że wszystkie nie mogą tak wyglądać. Pierwszy raz od dawna poczuła, że jest całkowicie wolna. Chociaż przez krótką chwilę mogła skupić się tylko na swojej przyjaźni...

Druga miała jednak wyrzuty sumienia. Nie powiedziała wszystkiego, co powinna była zrobić. Bała się jednak reakcji przyjaciółki. Nie chciała się z nią pokłócić. Zasługiwała na chociaż jeden szczęśliwy dzień, wolny od trosk i zobowiązań. Obiecała sobie jednak, że powie jej prawdę, gdy nadarzy się odpowiednia chwila. Z tym postanowieniem zasnęła.

***

Leżał na łóżku, rozmyślając o dwóch dziewczynach śpiących już zapewne w innej części zamku. Zależało mu na obu, chociaż na każdej w inny sposób. Bał się o nie i wiedział, że nie może dopuścić, aby którejkolwiek z nich stała się krzywda. Nie wiedział jednak, jak trudnego zadania się podjął. Wiedział natomiast jedno. Od dzisiaj musiał mieć na oku Michaela Chavez.

3 komentarze:

  1. Super, czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, mam nadzieję, że Nathaniel osiągnie swój cel. I że napiszesz też coś miłego o Krukonach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się z czasem wyjaśni. Opinia Nathaniela o Krukonach niekoniecznie jest moją opinią.
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń