czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział IV

Nathaniel wiedział, że to jego szansa. Jeśli teraz się do niej nie odezwie, nie zrobi tego nigdy. Nie mógł dopuścić do kolejnej porażki w swoim życiu. Już raz nie wykonał pierwszego kroku, a teraz męczy się z ludźmi pokroju swoich rzekomych przyjaciół.
Wpatrywali się sobie nawzajem w oczy. Żadne z nich nie przerwało ciszy. To była wręcz magiczna chwila. Nikt nie domyśliłby się, że to dwoje obcych sobie ludzi. Wszystko to nie trwało jednak długo, bo gdy chłopak miał już wypowiadać pierwsze słowa, ktoś zawołał imię dziewczyny. Była to jej przyjaciółka – May Malfoy.


– Tu jesteś! Nigdzie nie mogłam cię znaleźć. Chodzi o tę całą sprawę z Barnesem. Już wiem co... – nie dokończyła jednak, ponieważ wreszcie zorientowała się, że nie są same. – Nathaniel prawda?

Chłopak potwierdził skinieniem głowy.

– Mógłbyś dać nam chwilkę? Jeśli oczywiście nie sprawiłoby ci to kłopotu...

– Nie, oczywiście, że nie. Tak właściwie, to tylko wpadliśmy na siebie. Do zobaczenia – pożegnał się i odszedł.

Miał ochotę odmówić, ale wiedział, że to ona ma pierwszeństwo. Niestety takie były fakty. Trudno, najwyżej będzie jak zawsze. Polegnie na całej linii.

Z takimi rozmyśleniami odszedł w kierunku Wielkiej Sali. Był zły na siebie. Czego jednak oczekiwał? Nigdy nie potrafił podejmować własnych decyzji, a rodzice tylko go w tym utwierdzili już, gdy był jedenastolatkiem. Niby w takim wieku trudno sprzeciwić się komukolwiek, ale on miał wybór. Mógł decydować. Stchórzył jednak i teraz ponosi tego konsekwencje. To już piąty rok. Teraz nic już nie zmieni.

***

– O co chodziło z Grangerem? – zapytała May.

– O nic, wpadliśmy na siebie – odpowiedziała Esther, choć coś jej podpowiadało, że nie była to prawda. – Chciałaś mi coś powiedzieć, tak?

– Rozmawiałam dzisiaj z Patrickiem. Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście jest taki sztywny. Wiesz, jaka jestem, wszystko muszę sprawdzić osobiście. W każdym razie okazało się, że Barnes zachowywał się tak, ponieważ nigdy wcześniej się nie zgodziłaś, a na dodatek masz na nazwisko Slytherin i... – dziewczyna jak zwykle się rozgadała.

Panna Slytherin jednak już jej nie słuchała. Długie monologi jej przyjaciółki zazwyczaj były tak nieistotne, że wystarczyło wysłuchać tylko początku i końca.

– ...więc nie zdziw się, gdy przyjdzie do ciebie i ponowi propozycję. Oczywiście nie musisz się zgadzać, ale on naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu, gdy się nie stresuje tym, że przed nim stoi sławna Esther Slytherin.

– Nie wiem, może się zgodzę.


Miała co do tego mieszane uczucia. Skoro nie potrafił być sobą w jej obecności, to może kolejne spotkanie nie ma sensu? Musiała jednak spróbować. Nie chciała, by po ukończeniu szkoły czekał na nią zupełnie obcy narzeczony. A jedynym wyjściem, by do tego nie dopuścić, było znalezienie kogoś innego.

– Tylko nie zwlekaj zbyt długo. Wiesz doskonale, jak to się może skończyć. Mój brat odczuł to na własnej skórze.

May rzadko mówiła o swoim bracie. Alexander Malfoy z tego, co wiedziała, zakochał się w jakiejś dziewczynie, jego rodzice mieli niestety inne plany. Chcieli połączyć dwa rody – Malfoy'ów i Peverellów. I niestety się im udało. Brat May nie potrafił się sprzeciwić rodzicom. Z tego, co słyszała to miał on już córkę. Nie wiadomo było, co z tą dziewczyną się stało po ich ślubie. Żadne z rodzeństwa nie chciało do tego wracać.

– Nie martw się. Do ukończenia Hogwartu zostało mi jeszcze trochę czasu. Nie mam zamiaru dopuścić do takiej sytuacji.

Panna Malfoy nie wyglądała na przekonaną, ale nic nie mogła na to poradzić. Ruszyłyśmy w końcu w kierunku Wielkiej Sali na śniadanie. Dzisiaj pierwszą lekcją miała być Transmutacja z ciocią Roweną. Mogłaby to nawet polubić, gdyby nie ta cała teoria. O wiele bardziej lubiła praktykę. Niestety żadne aluzje odnośnie sposobu nauczania Ravenclaw, przy ich spotkaniach nie dawały żadnych rezultatów. Będzie musiała spróbować ponownie przy najbliższej okazji.

Usiadły razem na swoim stałym miejscu. Kolejny plus noszenia nazwiska Slytherin, nikt nie odważyłby się zająć miejsca Esther. Nigdy jej nie przeszkadzało, że wykorzystuje swoją pozycję. Poza tym charakter odziedziczyła raczej po ojcu, jeśli chodziło o te kwestie.

Nakładały sobie posiłek, gdy podszedł do nich nikt inny jak Barnes. Chłopak wyglądał na pewnego siebie. Dziedziczka Slytherina nie spodziewała się jego powrotu tak szybko. Sądziła, że będzie miała trochę więcej czasu na podjęcie decyzji. Niestety w ostatnim czasie nic nie układało się tak, jakby sobie tego życzyła. Patrick ukłonił się i zadał pytanie, którego najbardziej się w tamtym momencie obawiała.

– Czy zechciałabyś się ze mną spotkać dzisiaj po lekcjach? – Nie brzmiało to tak oficjalnie, jak ostatnio, ale mimo wszystko było nieco sztywne. Miała dylemat, z jednej strony chciała dać mu jeszcze jedną szansę, a z drugiej wątpiła, czy jest szansa, aby zachowywał się on w jej obecności swobodnie. Barnes przyglądał się jej wyczekująco. Pod wpływem presji podjęła szybką decyzję i miała nadzieję jej nie żałować.

– Dobrze.

Chłopak zamienił z nią jeszcze kilka zdań i odszedł. May popatrzyła na nią wdzięcznym wzrokiem. Naprawdę jej na niej zależało. Już wystarczająco napatrzyła się, jak Alexander męczy się w aranżowanym związku.

***

Ledwo powstrzymał się przed podniesieniem różdżki, gdy widział jak ten cały Barnes podchodzi do Esther. Nie rozumiał, co ona mogła widzieć w tym człowieku. Nic jednak nie mógł na to poradzić. To była jej decyzja. Jeśli chce widywać się z Patrickiem, nie mógł jej tego zabronić. Tak naprawdę nie miał żadnego wpływu, jeśli chodziło o jej osobę.

Miał mieć teraz Transmutację. Jeśli się nie mylił, to ta lekcja była łączona ze Slytherinem. Chociaż jedna dobra wiadomość tego dnia. Nathaniel miał nadzieję, że nie ostatnia. Już wystarczająco humor zepsuło mu poranne zdarzenie.

Usiadł na swoim stałym miejscu w ostatniej ławce. Lubił ten fragment sali, właściwie to starał się zawsze znaleźć miejsce gdzieś na końcu.

Kobieta, od której nazwiska nazwę odziedziczył jego dom, zaczęła prowadzić lekcję. Na szczęście lekcja była praktyczna.

***

Nie ma nic gorszego od ojca, który jest nauczycielem i gdy cię uczy, zamiast wykorzystywać łączące was więzi do ułatwiania ci życia, chce, żeby udowadniać swoje umiejętności. Esther na jej nieszczęście znała to doskonale. Salazar na każdym kroku żądał od niej dowodów jej wiedzy. Przez pierwsze lata znienawidziła przez niego Eliksiry, ale później zrozumiała, że nie ma sensu rezygnować z czegoś przez zachowanie ojca.

To była już ostatnia lekcja. W tym roku mieli stworzyć własny eliksir, a zaliczą go, gdy zadziała lub wywoła jakiekolwiek efekty. Minęło już sporo czasu, a ona w dalszym ciągu nie odniosła żadnego rezultatu. Nie planowała niczego konkretnego. Po prostu łączyła składniki, zapisywała co, ile i w jakiej kolejności dodała, a gdy dochodziła do wniosku, że nic więcej nie jest potrzebne, testowała. Do tej pory jedyne co udało się jej osiągnąć, to zniszczenie kociołka, ale raczej nie można nazwać tego sukcesem.

Niby miała jeszcze trochę czasu, ale sądziła, że wynalezienie czegokolwiek nie zajmie jej dużo czasu. Po prawdzie nikomu się jeszcze nie udało, ale wolała nie myśleć, co powie jej ojciec, gdy do tego dojdzie.

Do Wielkiej Sali dotarła z niezbyt zadowoloną miną. Kolejny raz nie odniosła żadnych efektów. Na domiar złego miała się dzisiaj spotkać jeszcze z Patrickiem. Nie miała pojęcia, dlaczego się na to zgodziła. Z perspektywy tych kilku ostatnich godzin, zaczynała nabierać wątpliwości co do podjętej przez nią decyzji. Było już jednak za późno. Nie mogła tego odwołać w ostatniej chwili...

Chwilę później podszedł do niej Barnes. Postanowiła, że jeśli to spotkanie będzie wyglądać tak jak ostatnie, to nie będzie kolejnych szans. Nie chciała marnować czasu na coś bez żadnych perspektyw. Zwłaszcza że May uświadomiła jej dzisiaj, czym grozi brak wybranka przed ukończeniem szkoły. Oczywiście pozostawała jeszcze kwestia zaakceptowania go przez jej rodziców, ale to już inna sprawa.

Spacerowali po terenach Hogwartu bez słowa. Nie wiedziała, co jest gorsze, te przesadnie grzeczne sformułowania, czy ta ciągła cisza. Podążała po rękę z Patrickiem, aż dotarli do jeziora. Wtedy właśnie się zatrzymał i odwrócił w jej stronę.

– Posłuchaj Esther – ta bezpośredniość była czymś nowym. Nie spodziewała się tego. – Chciałbym cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Nie wiem, dlaczego tak wyglądało nasze poprzednie spotkanie. Byłem bardzo zestresowany. Nie sądziłem, że się zgodzisz, zawsze odmawiałaś, a wczoraj... Tak bardzo chciałem wypaść dobrze w twoich oczach, że przesadziłem. Mam nadzieję, że jesteś w stanie przebaczyć mi moje ostatnie zachowanie i zapomnieć o tamtym spotkaniu. - patrzył jej w oczy z oczekiwaniem. Teraz miała pewność, że był sobą w trakcie tej wypowiedzi. Żadnych przesadnych form grzecznościowych, po prostu wyrzucił z siebie, to co miał do powiedzenia.

– Już tego nie pamiętam i mam nadzieję, że nie dasz mi okazji do przypomnienia sobie tego - nie mogła postąpić inaczej. Mimo wszystko May miała racje. Patrick z wczoraj i ten z dzisiaj, to dwie zupełnie obce osoby. A ona postanowiła poznać, tę lepszą stronę jego osobowości.

Reszta spotkania przebiegła w miłej atmosferze rozmowy. Dyskutowali na nic nieznaczące tematy, a Esther zaczęła lubić Barnesa. Nie miała jednak pewności, czy kierowało się to w stronę czegoś romantycznego.

***

Przyglądał im się zza okna. Nie mógł uwierzyć, że ten cały Barnes potrafi wywołać na twarzy Esther taki uśmiech. Był zazdrosny i nie potrafił ukryć tego przed samym sobą. Poza tym doszedł do wniosku, że głupotą jest wmawianie sobie, że coś tak nieoczywistego nie jest prawdziwe.

Inna sprawa, jeśli chodziło o ludzi, z którymi przebywał. Przed nimi zawsze krył swoje prawdziwe emocje. Nie mógł pokazać słabości. Już raz to zrobił, zwierzył się człowiekowi, którego miał za przyjaciela, a ten wykorzystuje to przeciw niemu, przy każdej, możliwej okazji. Nie mógł pozwolić na to, aby się to powtórzyło. Nie tym razem.

Zbliżała się pora kolacji, ale nie był pewien, czy ma na nią ochotę. W końcu spotka tam Esther i nie zdziwiłoby go, gdyby obok niej ujrzał tego całego Barnesa. W końcu pochodzili z tego samego domu.

Jednak głód mimo wszystko zwyciężył i kroczył teraz po korytarzu. Miał nadzieję, że ten dzień chociaż przez chwilę będzie lepszy i nie zobaczy Patricka w jej pobliżu. Jednak gdy wszedł do Wielkiej Sali, jego wszelkie nadzieje się rozwiały. Było dokładnie tak, jak przewidział. Po prawej stronie Esther siedziała jej blond włosa przyjaciółka, a po lewej Patrick Barnes.

Rozmawiała z nim, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Jak mógł do tego dopuścić? Wystarczyłoby przecież, aby trochę wcześniej znalazł w sobie, choć odrobinę odwagi i się do niej odezwał. Czasu jednak nie mógł już cofnąć.

Usiadł przy swoim stole, co jakiś czas zerkając na pannę Slytherin. W pewnym momencie dostrzegł, że podchodzi do niej jej ojciec. Wymienili między sobą kilka zdań i wyszedł. Esther chwilę później dokończyła posiłek, pożegnała się i wyszła.

***

Zawsze lubiła gabinet swojego ojca. Z tego, co się orientowała, to był największy spośród wszystkich, znajdujących się w Hogwarcie. Prowadziło do niego przejście strzeżone przez gargulca. Wypowiedziała hasło i znalazła się w owalnym gabinecie. Pomieszczenie stylem nie różniło się w żadnym stopniu od tych w ich posiadłości. Wszystkie meble byłe czarne z zielonymi i srebrnymi akcentami. Ojciec nie znosił złota, twierdził, że srebro jest bardziej dostojne i nie rozumiał zamiłowania innych do żółtych błyskotek.

– O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - odezwała się Esther do stojącego przed nią człowieka. Przyglądał się jej przez chwilę, nim zdecydował się odpowiedzieć.

– Zauważyłem, że zaczęłaś spędzać czas z Patrickiem Barnesem - dziewczyna wywróciła niezauważalnie oczami - dlatego chciałbym wiedzieć, jaką wiążesz z nim przyszłość.

- W tym momencie? - potwierdził skinieniem głowy. - Żadnej. Jak na razie spotkałam się z nim dwa razy. Nie martw się jednak. Jeśli będę miała co do tego jakieś plany, do ciebie pierwszego przyjdę.

– Zakładałbym raczej, że pierwszą osobą, którą poinformuje w tej sprawie, będzie May, ale dziękuję za szczerość.

– Mogę już odejść? – Esther nie ukrywała zniecierpliwienia. Wiedziała, że jej blond włosa przyjaciółką nie pozwoli jej zasnąć, nim nie wydobędzie z niej wszystkich informacji.

– Jeszcze jedna sprawa. Niedługo odbędzie się kolejny obiad – i to właśnie było jej szansą na zmianę lekcji transmutacji – jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale dam ci znać. Jak na razie jesteś wolna.

***

Gdy przekroczyła drzwi dormitorium, odkryła, że nie ma w nim May. Podeszła do drzwi od łazienki i pociągnęła za klamkę. Były zamknięte. Chociaż tyle, nie będzie musiała na razie odpowiadać na te wszystkie pytania.

Nie dane jej jednak było długo cieszyć się spokojem, ponieważ w tym momencie z łazienki wyszła panna Malfoy.

– A teraz moja droga przyjaciółko, odpowiesz mi na moje wszystkie pytania – tortury czas zacząć – pomyślała Esther.

– A mam jakieś inne wyjście? – blond włosa pokręciła energicznie głową.

Najpierw rozmawiały, o celu jej wizyty u ojca, dopiero później przeszły na tematy związane z Patrickiem. Opowiedziała jej o scenie znad jeziora i jej odczuciach względem chłopaka. Starała się niczego nie pominąć. Ufała May bardziej niż samej sobie, dlatego każda informacja była ważna.

Była pewna, że zakończą już dyskusje na dzisiaj, gdy panna Malfoy zadała Jeszce jedno pytanie.

– A co z Grangerem?

– Ale, o co ci w tej chwili chodzi? – Esther nie była pewna, co jej przyjaciółka ma na myśli.

– Nie powiesz mi, że nie wiesz jak on na ciebie patrzy – ciemnowłosa patrzyła na nią dziwnie - przecież to od razu widać! Podobasz mu się

– Ja tam nic takiego nie zauważyłam. Nie znam go nawet.

– A to dzisiaj rano, to co miało niby znaczyć?

– Mówiłam ci już, że wpadliśmy na siebie. To wszystko było tylko przypadkiem.

May nie chciała się z nią kłócić, więc zmieniły temat. I tak wiedziała, że dowie się wszystkiego w swoim czasie. Zawsze się tak działo i nie widziała powodu, aby tym razem miało być inaczej.

Esther leżała już w łóżku i rozmyślała na słowami przyjaciółki. Czy to mogło być prawdą? Czy istniała szansa na to, że Nathaniel Granger myślał o niej takimi kategoriami? Nie sądziła, aby to była prawda. Chociaż z drugiej strony nie mogła widzieć jego wyrazu twarzy, gdy na nią patrzył, ponieważ nie była osobą postronną.

Postanowiła jednak zostawić sobie takie myśli na inny dzień. W tym momencie nie były jej one do niczego potrzebne. Nie było sensu zastanawiać się nad zachowaniem obcego jej człowieka.

4 komentarze:

  1. Nathaniel jest cudowny :) A May sama powinna umówić się z Patrickiem, skoro jest taki świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytaj jeszcze trochę, a sama zrozumiesz, jak cudowny jest Patrick. A Nathaniel jest, jaki jest, w końcu to moja postać (ta skromność...).
      Pozdrawiam,
      Lilith 💜

      Usuń
    2. Na razie uważam, że ma cudowne imię.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Przekażę mu to ;)
      Lilith 💜

      Usuń