Siedziała w Wielkiej Sali przy śniadaniu i próbowała pozbierać myśli. Jak to możliwe, że przez ostatni tydzień niczego się nie dowiedziała? Przecież zazwyczaj rozwiązywanie takich zagadek zajmowało jej kilka dni, a teraz... Nie miała po prostu nic, żadnej poszlaki, żadnego niepokojącego zachowania. Oczywiście z wyjątkiem ostatniego przykrego zdarzenia, ale wolała o tym zapomnieć.
To wszystko nie trzymało się kupy. Ron tak, jakby nic się nie stało, jadł sobie śniadanie (co z drugiej strony nie powinno być dziwne, bo jedzenie to jedyny prawdziwy obiekt jego uczuć) i nawet kilka osób z nim rozmawiało (to już było dziwne, gdzie się podział gryfoński honor, co? Gdyby sytuacja była odwrotna i to Hermiona obraziłaby w taki sposób Weasleya, to Dom Lwa na pewno by nie zostawił tego w spokoju).
I był jeszcze Harry... Ignorowała go chociaż wiedziała, że nie powinna. Co jednak miała zrobić? Nigdy jeszcze nie była w takiej sytuacji. To zawsze oni się kłócili, a ona była tylko obserwatorem. Teraz jednak wszystko wyglądało inaczej, a Hermiona nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Nie mogła jednak unikać go w nieskończoność, poza tym potrzebowała Mapy Huncwotów. To była jej szansą. Gdyby tylko ja miała... Mogłaby wtedy obserwować Rona, nie ruszając się z dormitorium. Zawsze wiedziałaby gdzie się znajduje. Tak, to był dobry plan. W każdym razie lepszy, od patrzenia na jej byłego przyjaciela z nadzieją, że samo to go zdemaskuje.
Z nowym postanowieniem kontynuowała, a właściwie zaczęła śniadanie. Teraz nie zdąży z nim porozmawiać, ale zaraz po pierwszej lekcji to załatwi. Albo nawet podczas lekcji, w końcu to byla tylko Historia Magii...
***
Zgodnie ze swoim postanowieniem usiadła obok przyjaciela. Nie wyglądał na niezadowolonego. Właściwie to niczego nie było po nim widać. Czyżby teraz on miał ją ignorować?
– Harry? – szepnęła.
Niby tylko historia, ale wolała się nie ryzykować podniesieniem głosu. Chłopak nie odpowiedział. Czyli jednak nie wydawało jej się i on naprawdę ją ignoruje.
– Harry, no nie bądź taki... Przepraszam za ostatni tydzień, wiesz że musiałam sobie wszystko poukładać.
– I odezwanie się do mnie chociaż jednym słowem, by ci w tym przeszkodziło, tak?
Wcale się nie dziwiła, że ma pretensje, na jego miejscu też by je miała.
– Tu już nawet nie chodzi o brak jakiegokolwiek kontaktu z tobą. Jesteśmy przyjaciółmi, w trakcie tej nieszczęsnej kłótni z Ronem, straciłem już jednego z nich, a przez ostatni tydzień miałem wrażenie, że tracę kolejnego – zskończył i ponownie się odwrócił.
Hermiona już nie próbowała z nim rozmawiać. Musiała to dokładnie zanalizować, jak to ona. Nie chciała zranić Harry'ego, po prostu potrzebowała trochę czasu. I pozostawało jeszcze to jej śledztwo, w którym nie robiła żadnych postępów. Gdyby była sobie takim Sherlockiem Holmesem, to już by pewnie miała wyjaśnienie i potrzebowałaby tylko kilku dowodów... Niestety tak nie jest, dlatego będzie się z tym męczyć, aż pozna prawdę. Jako że nigdy nie rezygnuje, a jakichkolwiek śladów brak, nie liczy na szybkie zakończenie tej sprawy. A to oznacza, że kwestia jej rodziców będzie musiała poczekać. Tutaj i tak niczego by się nie dowiedziała o dziwnym liście.
***
Udało jej się namówić Harry'ego na spotkanie po lekcjach. Chociaż tyle dzisiaj osiągnęła, a zaczęła już wątpić w swoje możliwości... Nie często się to zdarzało, tak właściwie to pierwszy raz zaczęła tracić wiarę w samą siebie. Ona – szkolna prymuska i najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclaw!
Miała tylko nadzieję, że to nie odbije się na jej ocenach. Śledztwo śledztwem, ale ona nie zamierza rezygnować z bycia posiadaczką największej ilości Wybitnych w Hogwarcie. Nie da tej satysfakcji żadnemu Ślizgonowi czy Krukonowi. Słyszała kiedyś, że gdy była chyba na trzecim roku, jacyś starsi wychowankowie tych właśnie domów założyli się, że nie wytrzyma do końca szkoły z tą swoją postawą wzorowej uczennicy. To wtedy postanowiła, że nie da im wygrać.
Chyba próbowali nawet ją przekonać, do zmiany stylu życia. Nie co dzień przecież czternasto, czy piętnastolatki są zapraszane na imprezy do innych domów. Oczywiście poza Slytherinem, ale z jej pochodzeniem nawet nie myślała o takiej propozycji. Gdyby to miało miejsce mogłaby szczerze przyznać, że świat się kończy. Zresztą nawet jeśli, to nie przyjęłaby tego zaproszenia. Tak nisko jeszcze nie upadła i miała nadzieję, że nie upadnie.
Przechodziła przez tłumny korytarz, gdy przed oczami mignęła jej ruda czupryna. Intuicja podpowiadała jej, że to nie jest przypadek. Tylko dlaczego Weasley szedł w stronę lochów? Ślizgoni go nienawidzili., często miało się wrażenie, że nawet bardziej niż Harry'ego. Czyli albo ktoś z Domu Węża się włamał, albo jest tam jakieś miejsce idealne do tajemnych spotkań. Oczywiście nie mogła iść za nim, nie w tamtym kierunku. W każdym innym miejscu mogłaby powiedzieć, że czegoś szuka ewentualnie, że chce kogoś odwiedzić, ale tutaj? Od razu by się zorientowali, że coś jest nie tak, a ona nie miała zamiaru się tłumaczyć przed Ślizgonami, czy co gorsza – Snapem.
Stała w miejscu przez dłuższą chwilę wpatrując się w drogę do lochów. Wszechświat musiał mieć jej naprawdę dość skoro właśnie w tym momencie wychodziła stamtąd grupa najbardziej znienawidzonych przez nią Ślizgonek.
– Widzę, że podziwiasz lepszych od siebie – odezwała się piskliwym głosem Pansy Parkinson.
– Daruj sobie – odpowiedziała Hermiona.
Chyba pierwszy raz w swoim życiu nie miała ochoty wchodzić z nią w jakiekolwiek dyskusje. Odwróciła się i chciała odejść, ale dziewczyna nie miała zamiaru odpuścić.
– Tchórzysz, Granger? Kolejny dowód na to, że Gryfoni wcale tacy odważni nie są... – zaśmiała się. Hermiona była jedną z niewielu osób, które nie reagują na takie zaczepki. Tym razem jednak było inaczej – zdecydowała, że stanie w obronie swojego Domu.
– Dlaczego sądzisz, że obrażają mnie, mające ukryć twoje kompleksy, słówka? Myślisz, że nie mam ważniejszych problemów od ciebie i twojej zgrai pustych laleczek? Gdybyś choć raz zechciała zobaczyć coś ponad własnym ego, to może dostrzegłabyś, że nie ruszają mnie twoje zaczepki i to od lat. Ty jednak wolisz żyć w tym swoim zamkniętym światku, gdzie pozornie coś znaczysz, chociaż wiesz, że te twoje "przyjaciółeczki" zajęłyby twoje miejsce, gdyby tylko nadarzyła się okazja. One cię nawet nie szanują, czują respekt przed kimś wyżej postawionym od ich samych w tej waszej ślizgońskiej hierarchii, ale cię nie szanują. A w przyjaźni najważniejszy jest wzajemny szacunek i zaufanie. Dlatego radzę ci się zastanowić, czy chcesz mieć przy sobie kogoś na kim możesz polegać i kto zrobi dla ciebie wszystko, czy jakieś nic nie znaczące hieny, które tylko czyhają na twoje miejsce. I pamiętaj, że nie mówię tego jako nieprzyjaciel, tylko jako osoba, która nie lubi patrzeć jak staczają się ludzie, nawet gdy są jej wrogami...
Zakończyła swój monolog i poszła dalej. Parkinson odebrało chyba mowę. Nawet jej nie zatrzymała. Dla Hermiony tak było lepiej i tak zmarnowała dużo jej czasu, a czekały ją jeszcze eliksiry ze Slughornem, na których i tak nie miała szans przez tę książeczkę, którą ma Harry... O tym też będzie musiała z nim porozmawiać. Przecież to może być niebezpieczne. Jednak nie zrobi tego teraz, gdy przyjaciel wciąż jest na nią zły. To nie byłby najlepszy pomysł, zwłaszcza, że potrzebuje jego mapy.
***
Tak jak myślała, Harry zgarnął na Eliksirach wszystkie pochwały. Przynajmniej wyglądał, jakby miał dobry humor. To dobry znak, zwłaszcza dla niej. Nie chciała go wykorzystywać, ale naprawdę musiała wiedzieć, co stało się z Ronem, a to była jej jedyna szansa.
Dopiero teraz naszły ją wyrzuty sumienia, bo zdała sobie sprawę, że gdyby nie potrzebowała tej mapy, to pewnie ignorowałaby przyjaciela w dalszym ciągu. Hermiona jeszcze nigdy się tak nie zachowywała, dlatego postanowiła, że jeszcze nie poprosi go o to. Po prostu spotka się z nim i spędzą miło czas jako przyjaciele, już dawno tak nie robili. Najpierw była zaabsorbowana sprawą z listem od rodziców, a gdy choć trochę o tym zapomniała, Weasley wykręcił ten cały numer.
Wszystko przestawało mieć dla niej sens. To przecież było nie do pomyślenia, żeby ktokolwiek z tej rudej rodziny się tak zachował, byli w końcu okrzyknięci zdrajcami krwi, a tu nagle wyskoczył z czymś takim... Ale nie mogła teraz o tym myśleć, musiał zająć się poprawieniem relacji z Wybrańcem. To powino być teraz dla niej priorytetem, a nie jakieś rude, fałszywe małpy.
***
Hermiona kierowała się właśnie w kierunku umówionego spotkania, gdy na korytarzu dostrzegła Ginny. Wyglądała tak, jakby na kogoś czekała. Nie powinno jej to dziwić, w tym roku miała ona wielu adoratorów. Jednak intuicja podpowiadała jej, że coś jest nie tak.
– Cześć, Ginny, wszystko w porządku?
Po prostu musiała zapytać, nie byłaby sobą gdyby tego nie zrobiła.
– Hej... – trochę zbyt długo przeciągała to słowo, czyli jednak, coś było na rzeczy. –Wszystko jest okay, czemu pytasz?
– Wyglądasz na lekko poddenerwowaną. – Nie zamierzała ujawniać, że już ją przejrzała.
Jeśli zacznie się wykręcać, to da jej spokój. Ciekawość swoją drogą, ale Ruda miała prawo do swoich tajemnic, a poza tym i tak była umówiona z Harrym więc nie chciała się spóźnić.
– Nic mi nie jest. Po prostu miałam ciężki dzień.
Przyglądały się sobie przez chwilę, tak, że dziewczyna domyśliła się, że Hermiona jej nie uwierzyła. Zresztą, czemu się dziwić? Była chyba najinteligentniejsza z całej rodziny Weasley'ów.
– A co u ciebie? – odbiła piłeczkę.
– Właśnie idę się spotkać z Harrym...
– Czyżby plotki miały w sobie ziarno prawdy? – zapytała z zainteresowaniem.
No tak, kto jak kto, ale Ginny zawsze interesowały takie sprawy
– W żadnym wypadku.
Granger miała już dosyć tych wszystkich insynuacji. Byli z Porterem tylko przyjaciółmi, nigdy nie łączyło ich nic więcej.
– Hmm... jakby to powiedzieć – zawahała się przez chwilę Hermiona. – Po prostu zepsułam trochę nasze relacje. Przez tę całą aferę z twoim bratem...
– Nawet mi nie przypominaj – przerwała jej Ruda. – Ron to dupek! Na miejscu rodziców już dawno bym go wydziedziczyła, ale nie, bo on może się jeszcze zmienić... Ja rozumiem, że to jest ich syn, ale, na Merlina, nikt nie ma prawa się tak zachowywać! Może jeszcze dołączy do Śmierciożerców i...
Hermiona już jej nie słuchała. A jeśli w tym naprawdę coś jest? Może popiera Voldemorta i chce się do niego przyłączyć? To mogłoby być jakimś wyjaśnieniem, ale z drugiej strony to była ostatnia rzecz jaką by zrobił... Przynajmniej kiedyś, bo teraz już nie była tego taka pewna.
– ...i niech lepiej nie pokazuje mi się na oczy, bo może jeszcze swoje stracić!
– Ginny, uspokój się już. Przecież i tak byś tego nie zrobiła
– Nie bądź tego taka pewna.
Spojrzały na siebie. Wzrok Rudej był co najmniej przerażający, a mina śmiertelnie poważna. Granger zaczęła się zastanawiać, czy dziewczyna jest zdolna do okaleczenia własnego brata.
– Ginny? Powiedz mi, że żartujesz
– Oczywiście, że żartuję! A co ty myślałaś? Nie zamierzam trafić do Azkabanu, przez tę marną imitację czarodzieja.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Nie żeby posądzała przyjaciółkę, o jakieś mordercze zapędy, czy coś w tym stylu, ale ostatni dzieje się tak wiele dziwnych rzeczy, że musiała się upewnić. Nagle usłyszała jakieś kroki. Zwróciła głowę w ich kierunku. Zza zakrętu widoczna była jakąś sylwetka. Gdy postać podeszła bliże, okazało się, że był to Blaise Zabin.
Naprawdę nie rozumiała, skąd wziął się ten cały wysyp Ślizgonów w tym dniu. Zazwyczaj nie widywała ich poza lekcjami i Wielką Salą. Pojawiali się tam nie wiadomo jak, bo rzadkością można było ich spotkać na korytarzach. A może po prostu wcześniej zupełnie nie zwracała na nich uwagi?
Była jeszcze jedna dziwna rzecz. Dlaczego Ginny zesztywniała na jego widok? Nie przypominała sobie, żeby dziewczyna kiedykolwiek reagowała w ten sposób na jakiegokolwiek wychowanka Domu Węża.
– Dwie samotne Gryfoneczki... – odezwał się chłopak. – Nie boicie się tak stać samotnie na korytarzu?
– Gdybyś nie wiedział, a znając ciebie to bardzo możliwe, Gryfoni są znani właśnie z odwagi – powiedziała Ginny.
Hermiona uznała, że poprzednie zachowanie dziewczyny wcale nie było niczym niezwykłym. Po prostu bezwarunkowa reakcja na widok tego gada...
– Raczej głupoty, bym powiedział. Nie ma nic odważnego w robieniu za mięso armatnie z własnej woli.
Granger musiała to przyznać, że coś w tym było . Ta bezmyślność Gryfonów zawsze ją irytowała i dlatego nie rozumiała dlaczego trafiła do ich domu. Była chyba jedyną osobą, która nie odczuwała silnej potrzeby rzucania się do walki z głupich powodów...
–Tak, bo lepiej ratować własne tyłki! – Ginny nie przestawała się bronić.
Nie miała już ochoty wysłuchiwać tej bezsensownej kłótni. Uznała, że przyjaciółka da sobie radę, a zresztą i tak była już nieźle spóźniona. Nie chciała, żeby Harry czekał jeszcze dłużej – w końcu idzie tam, żeby załagodzić sytuację, a nie ją zaogniać.
W czasie swojej podróży zastanawiała się, dlaczego wybrała tak odległe miejsce. Czyżby podświadomie obawiała się, że jeśli ktoś ich zobaczy, to te wszystkie plotki nigdy się nie skończą? A powinna przecież rozumieć, że najważniejsze jest to, że oni znają prawdę. Inni przecież nic dla niej nie znaczą. Dlaczego w takim razie tak bardzo się tym wszystkim przejmuje? Od kiedy interesują ją opinie tych wszystkich, w większości dla niej anonimowych, ludzi? Co się zmieniło? Było to kolejną rzeczą, której nie potrafiła rozgryźć i okropnie ją to irytowało.
Powoli zbliżała się do celu. Zrozumiała właśnie, że naprawdę brakuje jej przyjaciela. Niby byli też inni, ale to na nim i na jego uwadze zależało jej najbardziej. Jakby się tak dłużej nad tym zastanowić, to chyba zawsze znaczył dla niej więcej od Rona. Weasley był tylko przyjacielem, Harry'ego.... traktowała go jak brata.
Nareszcie dotarła na miejsce. Potter czekał już na nią, wyglądające przez okno. Musiał ją usłyszeć, bo odwrócił głowę w jej stronę. Gdy na niego spojrzała, wiedziała już, że czeka ich bardzo długa rozmowa...
Robi się intrygujące, ale czekam, aż się dowiem, jak to się łączy z Esther i Nathanielem :)
OdpowiedzUsuńDo tego jeszcze długa droga. Miłego czekania :)
UsuńPozdrawiam,
Lilith 💜