Witam!
To była długa przerwa, zdaję sobie z tego sprawę i przepraszam za nią...
Jednak wróciłam i mogę mieć tylko nadzieję, że już na dobre!
Zapraszam do czytania i komentowania!
♥Lilith♥
Starał się, aby wizja tak ogromnej władzy nie zaślepiła go całkowicie. Wizja posiadania magii, która jest w stanie zmieść z powierzchni ziemi całe miasto, była niezwykle kusząca. Już nigdy nie musiałby polegać na tych wszystkich niekompetentnych głupcach. Ponadto, byłby w stanie pozbyć się wszystkich szlam za jednym zamachem. Oczyściłby świat z tego syfu, który go aktualnie otacza. Zacząłby skromnie, od Anglii, a potem zmuszałby inne ministerstwa, aby go popierały. Raczej nie miałyby wyjścia. W końcu cały świat będzie należał do niego, a każdy będzie musiał żyć według ustalonych przez niego zasad. Nie mógłby sobie wyobrazić piękniejszej przyszłości.
Teraz pozostało mu jedynie upewnić się, że cała ta moc naprawdę istnieje. Jeśli każde z tych słów okaże się prawdą, zrobi wszystko, aby trafiła w jego ręce. Trzeba będzie tylko zrobić coś z NIM. On nie jest głupi. Gdyby spróbował go oszukać, tamten domyśliłby się, że coś kombinuje. Jego jedyną szansą było granie w grę tamtego. Jednak nie zamierzał dzielić się tak ogromną przewagą. Trzeba będzie uśpić jego czujność, a potem zadać cios. Być może Zakon Feniksa dowie się, oczywiście przypadkiem, o jego istnieniu i postanowi najpierw pozbyć się niebezpiecznego sojusznika Lorda Voldemorta, a wtedy on nie będzie musiał robić zupełnie nic. To byłoby najlepszym wyjściem z obecnej sytuacji.
Całkowitą ciszę, która panowała w tym spowitym cieniem pokoju, przerwało pukanie do drzwi. Zastanawiał się przez chwilę, czy wpuścić intruza, aż w końcu pozwolił mu wejść do środka. Jego oczom ukazał się Lucjusz Malfoy, który ukłonił się nisko, gdy tylko przekroczył próg. Voldemort pokazał gestem, że może on mówić.
- Panie... - zaczął swoim zwykłym, służalczym tonem. - Otrzymałem wiadomość od syna. Twierdzi, że zadanie, które otrzymał przed świętami, postępuje wedle planu i niedługo powinien uzyskać zamierzony efekt.
- Dobrze to słyszeć. Jeśli mu się uda, uzyskamy niewiarygodną przewagę - mogłoby to zabrzmieć niczym pochwała, jednak nie z jego ust. Ton głosu dawał jedynie nadzieję na to, że młody Malfoy pożyje jeszcze jakiś czas. - A jak progres w drugim zadaniu, które zleciłem Draconowi?
Widział, jak Lucjusz spiął się po usłyszeniu tych słów. Doskonale wiedział, że chłopak nie miał pojęcia, jak powinien się do tego zabrać. W końcu nie był jego jedynym człowiekiem w Hogwarcie. Miał informacje dotyczące porażek młodego Malfoya, chciał to jednak usłyszeć z ust jego ojca.
- Niestety, nie mam aż tak dobrych wieści... - Lucjusz próbował ukryć załamanie głosu, jednak nie udało mu się to. - Chociaż Draco twierdzi, że znalazł sposób i potrzebuje jedynie czasu...
- Dostał go wystarczającą ilość - przerwał mu Voldemort. - Jeśli przed jego upływem nie zobaczę rezultatów, wiesz, jak to się zakończy. A teraz, jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, odejdź.
Lucjusz ukłonił się w ciszy i opuścił pomieszczenie. Chociaż próbował ukryć przerażenie całą postawą swojego ciała, Voldemort dostrzegł je doskonale w jego oczach. Gdy tylko drzwi się zamknęły, uśmiechnął się do leżącego na ziemi węża.
***
Promienie słońca, które wpadały do dormitorium przez okna, wskazywały na to, że już dawno minęło popołudnie. W pomieszczeniu tylko jedno łóżko pozostawało zakryte przez zasłony. Nie trwało to jednak długo, ponieważ śpiąca na nim Hermiona właśnie zaczynała się budzić. Nie miała pojęcia jak długo spała, wiedziała tylko, że dłużej niż zwykle. Gdy tylko rozsunęła zasłony, upewniła się w tym. Miała jeszcze godzinę do obiadu. Całe szczęście, że była niedziela. Nie wybaczyłaby sobie nieobecności na lekcjach. Gdy poczuła burczenie w brzuchu, podniosła się szybko, wyjęła z kufra czyste ubrania i przebrała się.
Z pustego dormitorium wyszła zaledwie chwilę później. Gdy schodziła po schodach, w jej głowie pojawiła się scena, której była świadkiem po powrocie od Dumbledore'a. Teraz gdy miała już trzeźwy umysł, postanowiła się jak najszybciej dowiedzieć, co takiego było przyczyną kłótni jej przyjaciół. Los jej widocznie sprzyjał, gdy tylko pojawiła się w Pokoju Wspólnym, odnalazła wzrokiem Ginny i Harry'ego. Siedzieli w oddalonych od siebie kątach pomieszczenia. Bez dłuższego namysłu podeszła do przyjaciela, złapała go za rękę i zaciągnęła w stronę Ginny. Nie próbowali protestować, jednak żadne z nich nie patrzyło na to drugie. Hermiona jedynie przewróciła oczami.
- Nie rozejdziemy się, dopóki któreś z was nie wyjaśni mi, o co była ta cała kłótnia - zarządziła Hermiona.
- Może ty jej wszystko wyjaśnisz, co? - zwrócił się do Ginny Harry, wciąż nie patrząc w jej stronę. -W końcu to ty zaczęłaś tę bezsensowną sprzeczkę...
-Skoro uważasz ją za bezsensowną, po co w takim razie w to brnąłeś? - odpowiedziała pytaniem Ginny, nie ukrywając złośliwości.
- Łudziłem się, że jestem w stanie wytłumaczyć ci, jak bardzo nie masz racji, ale...
- Stop! - przerwała Harry'emu Hermiona - W tej chwili chcę uzyskać odpowiedź na swoje pytanie.
Jej przyjaciele popatrzyli na siebie. Już dawno nie wydawała im tak oczywistych poleceń. Odzwyczaili się od tego. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że Hermiona nie odpuści, dlatego Harry zdecydował się schować dumę do kieszeni i odpowiedzieć na jej pytanie.
- Ginny nie chce przyjąć do wiadomości tego, że my w dalszym ciągu pozostajemy tylko przyjaciółmi - Harry mówił na tyle cicho, aby tylko one mogły go usłyszeć.
- To ty bronisz się przed tymi uczuciami... - syknęła Ginny.
Minęła chwila, nim do Hermiony dotarły słowa przyjaciół. Tak jak myślała wcześniej, cała ta sytuacja zabrnęła już za daleko. Jeszcze dzisiaj porozmawia na ten temat z Harrym. Tylko jak miał teraz wszystko wytłumaczyć Ginny? Ona nie odpuszczała zbyt łatwo, gdy już coś sobie postanowiła. Wiedziała, że będzie to rozmowa na dłużej, jednak teraz nie było to zbyt dobre miejsce na to, aby ją przeprowadzić. Poza tym Hermiona potrzebowała jeszcze czasu, aby to wszystko poukładać sobie w głowie.
- Ginny, posłuchaj... - zaczęła Hermiona - Obiecuję, że wytłumaczę ci to wszystko dokładnie, ale nieco później. Jestem teraz naprawdę wyczerpana i głodna. Po prostu pójdźmy razem na obiad, a potem obiecuję, że cię wysłucham i zrobię wszystko, aby sprostować całą tę sprawę.
Ginny nie wyglądała na zbyt zadowoloną, jednak przystała na taki układ, co Hermiona przyjęła z ulgą. Cała trójka ruszyła w kierunku Wielkiej Sali. Podczas posiłku milczeli. Ron, który dosiadł się do nich później, próbował coś z nich wyciągnąć, jednak zbywali go jakimiś półsłówkami. W końcu się poddał i skierował swoją uwagę na Neville'a.
***
Hermiona już od godziny siedziała w bibliotece, próbując napisać wypracowanie dla McGonagall, jednak nie potrafiła skupić na tym swojej uwagi. W głowie cały czas pojawiały jej się obrazy, które dzień wcześniej widziała w myślodsiewni Dumbledore'a. Jeszcze rano jej umysł zaprzątała kłótnia przyjaciół, jednak teraz nie mogła powstrzymać się przed analizowaniem sytuacji, jakich świadkiem została dzięki wspomnieniom od dziadka. Nie należało to jednak do najprostszych zadań. Na pierwszy rzut oka nie miały one żadnego sensu, Hermiona jednak nie dała się temu zwieść. W końcu dziadek nie wymagałby od niej znajomości tych wspomnień, gdyby było to bezcelowe. Chciałaby móc zapisać wszystkie swoje spostrzeżenia, ale nie mogła tak ryzykować. Nie dopuszczała do siebie nawet myśli, co by się stało, gdyby ktoś niepowołany dostał w swoje ręce jej notatki. Może nie była w pełni świadoma, jak realne jest zagrożenie, jednak dziadek je znał i zaufał jej w tej sprawie, dlatego nie mogła zawieść.
Wróciła pamięcią do pierwszego wspomnienia, jakie miała okazję zobaczyć. Próbowała wyłapać jakieś szczegóły, coś, co mogłoby ją naprowadzić na to, kim był mężczyzna, do którego należało wspomnienie i czego tak naprawdę szukał. Mówił coś o talizmanie, ale nie przytaczał żadnych jego cech szczególnych. Wyglądało na to, że sam do końca nie wie, czego szuka. Miała natomiast pewność, że był gotowy zrobić wszystko, aby go zdobyć. Nie dlatego, że groził tamtemu człowiekowi różdżką, tylko przez wyraz jego twarzy. Jeszcze nigdy nie dostrzegła czegoś podobnego w spojrzeniu drugiego człowieka. Nie wiedziała na daną chwilę, czy zwiastowało to coś złego, czy wręcz przeciwnie, jednak wolałaby już nie spoglądać w jego oczy...
Zdecydowała się przerzucić swoje zainteresowanie na drugiego mężczyznę. Ewidentnie był mugolem, który miał już wcześniej do czynienia z czarodziejami. Hermiona przypomniała sobie, że wspominał coś o córce. O tym, że mu ją odebrali... Nie miała pojęcia, czy ten szczegół będzie miał znaczenie w przyszłości, jednak postanowiła go zapamiętać, na wszelki wypadek. Była jednak zawiedziona, że nie miała okazji dowiedzieć się, co kryło się pod adresem na kartce, którą wręczył czarodziejowi. Mogła tylko liczyć na to, że jeszcze nadarzy się ku temu sposobność.
Gdy Hermiona przeniosła myśli na kolejne wspomnienie, od razu przypomniała sobie o drodze, jaką musiała pokonać, podążając za jego właścicielką. Nie zauważyła tam niczego niezwykłego i zaczęła podejrzewać, że kobieta chciała podzielić się swoją irytacją, gdy oddawała to wspomnienie. Chociaż musiała przyznać sama przed sobą, że było warto. Nie spodziewała się, że można odnaleźć takie miejsca z dala od cywilizacji. Tylko te jednakowe ubrania nasuwały niepokojące myśli... Będzie musiała o tym poczytać.
Jednak o wiele ciekawsza wydawała się ta dwójka obcych tam ludzi. Mężczyzna miała chyba na imię Nigel, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć, jak zwracał się do kobiety. Była pewna, że ta dwójka, swego czasu, znała się bardzo dobrze. Niestety z ich zachowania nie wynikało, jakie łączyły ich relacje. Na pewno nie byli rodziną, bo kłócili się o to, że przez jej rodzinę Nigel stracił za wiele... I nie chciał jej pomóc z kimś, kto jest zagrożeniem. Hermiona miała naprawdę dość tego, że nikt nie mówił o niczym wprost. Niby jak miała cokolwiek wywnioskować z prywatnej rozmowy zupełnie obcych dla niej ludzi?
Trzecie wspomnienie było krótkie, jednak pozostawiało po sobie niewiele mniej pytań. Jednak dla Hermiony najbardziej zastanawiające było to, jakim cudem mugol był w stanie dzielić sztukę zarezerwowaną tylko dla czarodziei? Była pewna, że żywe wspomnienia można wyciągnąć tylko od kogoś posiadającego magiczne zdolności. Nigdy nie natrafiła na informacje o księciu posiadającym takowe, dlatego będzie musiała to sprawdzić. Postanowiła się skupić na rozmowie, jakiej była świadkiem. Z opisu księcia wynikało, że jakaś kobieta, która uratowała mu życie, była czarownicą, jednak nie mogła tylko na tym opierać tej tezy. Wspomniał on także o kimś, kto tę kobietę ścigał. Hermiona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ten ktoś ma coś wspólnego z zagrożeniem, o którym wspominała kobieta z poprzedniego wspomnienia.
Ostatnie wspomnienie Dumbledore przerwał jej w trakcie wypowiedzi jednego z członków tamtej rodziny, dlatego chciała przemyśleć tylko najważniejsze, jej zdaniem, fragmenty. Niestety nie wiedziała nawet, do kogo mogło należeć to wspomnienie. Zwłaszcza że było tam tak wiele osób... Jednak od razu w pamięć zapadła jej kłótnia o proroctwo. To musiało być to, o którym wspominał jej dziadek. Jednak ten fakt ani trochę nie naprowadzał jej na jego treść. Udało jej się chociaż dowiedzieć, że jest to wspomnienie z czasów II wojny światowej. Wzmianka o Grindelwaldzie ją w tym upewniła. Tylko o jakiego sojusznika chodziło? Kim on mógł być? W żadnej książce na temat historii magii nie padło słowo o sojuszniku. Będzie musiała zaciągnąć informacje z pierwszej ręki - od Dumbledore'a.
Nawet nie zauważyła, że zrobiło się tak późno. Spojrzała ze zrezygnowaniem na leżącą przed nią pergamin. Wiedziała, że będzie później żałować swojej decyzji, ale postanowiła zostawić, ten jeden raz, pracę domową na później. Wahała się tylko przez chwilę, po czym zaczęła pakować swoje rzeczy do torby. To właśnie wtedy, przez ułamek sekundy, miała wrażenie, że ktoś się jej przygląda. Zniknęło ono jeszcze szybciej, niż się pojawiło, jednak Hermiona przezornie rozejrzała się dookoła. Tak jak się tego spodziewała, nie dostrzegła niczego podejrzanego. To musiał być wynik przemęczenia. Odrzuciła więc od siebie wszystkie absurdalne myśli i wyszła z biblioteki.
***
Już od dłuższego czasu zbierał się w sobie, aby go o to poprosić. Jak dotąd wszystkie próby kończyły się jego klęską. Za każdym razem, gdy był już pewny tego, że nic nie stoi mu na przeszkodzie, aby wykonać jeden krok i wyrzucić z siebie jakieś w miarę składne pytanie, ogarniał go absurdalny lęk przed tym, jaką odpowiedź może usłyszeć i wycofywał się. Jednak dzisiaj postawił sobie za punkt honoru doprowadzenie wszystkiego do końca. I właśnie z tym postanowieniem Harry Potter wkroczył do wieży Gryffindoru.
Chłopak dość szybko wyszukał w tłumie tę charakterystyczną, rudą czuprynę. Zawahał się przez moment, nie po raz pierwszy zresztą, jednak gdy spojrzenie Rona spoczęło na nim, nie mógł się już wycofać. Doszedł też w końcu do wniosku, że ta zwłoka tylko pogarsza sytuację. Wypuścił z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymywał i podszedł do niedawno odzyskanego przyjaciela. Sam zainteresowany tylko kiwnął głową z szerokim uśmiechem i wrócił do swojego zajęcia. Dopiero teraz Harry dostrzegł pergamin cały pokryty skreśleniami, który zapewne miał być wypracowaniem właściciela.
- Ron, masz chwilę? - zebrał się na odwagę, Harry.
- Jasne! - powiedział Ron, odsuwając od siebie pergamin - O co chodzi?
- Jest taka jedna sprawa... Prośba właściwie - próbował zebrać swoje myśli w jakąś sensowną wypowiedź, choć nie bardzo mógł być zadowolony z efektu - Tak sobie pomyślałem... Oczywiście zrozumiem, jeśli odmówisz. Zero presji, naprawdę!
- Harry! - przerwał mu zdezorientowany Ron - Do rzeczy. Powiedz w prost, o co ci chodzi i tyle.
- Nie chciałbyś może wrócić do drużyny?
Mimo że w Pokoju Wspólnym było głośno od rozmów innych Gryfonów,cisza, jaka zapadła między dwójką przyjaciół, stała się dla samych zainteresowanych przytłaczająca. Harry zaczął żałować, że w ogóle pomyślał o tym, by prosić Rona o coś takiego. W końcu to on samy wyrzucił przyjaciela z drużyny. W niezbyt przyjemny sposób swoją drogą. Jednak kiedy doszli do porozumienia, liczył na to, że odzyska też swojego obrońcę. McLaggen był wprost nie do zniesienia z tym swoim ego, którego sam Malfoy mógłby mu pozazdrościć. Poza tym nie dogadywał się z innymi członkami drużyny na żadnej płaszczyźnie. Harry popatrzył na Rona, spodziewając się wzburzenia, ale jedyne co zobaczył, to zaskoczenie i coś na kształt... szczęścia? Nim zdążył jakoś zareagować, usłyszał krzyk przyjaciela:
- Oczywiście, że wrócę do drużyny! - entuzjazm aż z niego kipiał, jednak nagle nieco przygasł - Harry... ale co z McLaggenem?
- Właśnie, Potter! Co z McLaggenem?
Cormac pojawił się za nimi tak niespodziewanie, że z zaskoczenia zerwali się na równe nogi, a Ron musiał przyłożyć dłoń do piersi, by upewnić się, że jego serce nie stanęło. Harry nie miał natomiast pojęcia, jak powinien zareagować. Nie przygotował się na wypadek konfrontacji McLaggena z Weasleyem. Skrycie liczył na to, że nie będzie musiał się tym przejmować do następnego meczu Quidditcha. Było to bardzo naiwne myślenie, w końcu musiałby powiedzieć Cormacowi, że wylatuje z drużyny, co zauważył sam Ron, ale bardziej przejmował się decyzją przyjaciela. Przecież nie mógł wyrzucić obrońcy przed znalezieniem jego zastępcy. Tak to sobie w każdym razie tłumaczył.
- Posłuchaj Cormac, to nie tak, że jesteś złym graczem... - zaczął mówić Harry, próbując załagodzić sytuację - Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie.
- Świetnie! - wykrzyknął McLaggen - Czyli wylatuję, bo jestem "za dobry" dla słynnego Harry'ego Pottera?!
- Mógłbyś mi nie przerywać - powiedział Harry, z wyraźną irytacją, po czym odpowiedział na jego zarzut - I nie. Nie wylatujesz, ponieważ jesteś za dobry, tylko przez to, że nie umiesz pracować w zespole. Cała drużyna ma dość twoich humorków i niewykonywanych poleceń! Jestem kapitanem i nie mogę sobie pozwalać na żadną formę niesubordynacji.
Harry nie zamierzał na niego naskakiwać. Chciał załatwić to w miarę pokojowy sposób, jednak emocje wzięły górę. Gdy tylko zaczął mówić, od razu w głowie pojawił mu się obraz ostatniego treningu, podczas którego Cormac nie wykonał żadnego jego polecenia, nie wspominając już nawet o zapamiętywaniu taktyki. Na dodatek stał teraz przed nim i wyraźnie był zaskoczony faktem, że ktoś ośmielił się go skrytykować. Miał tego dość.
- Wiesz co, Potter? Może i bym ci uwierzył, gdybyś na moje miejsce nie wziął tej przybłędy Weasleya. Poza tym spójrz na mnie. Jak można mieć mnie dosyć?
Gdy słyszał ostatnią część jego wypowiedzi, zaczął posądzać McLaggena o niepoczytalność. Jednak nie to stanowiło teraz jego problem. Wziął głęboki oddech, potem następny i ponownie zwrócił się do Cormaca:
- To już nie twój problem McLaggen, ponieważ oficjalnie wylatujesz z drużyny - powiedział Harry, niezwykle opanowanym, jak na swój obecny stan emocjonalny, głosem - I jeszcze jedno, Nie waż się obrażać mojego przyjaciela...
- Co Weasley? Taki z ciebie obrońca, że Potter musi cię bronić? - zaśmiał się McLaggen.
Harry w ostatniej chwili złapał Rona za ramię, gdy ten już się szykował z zamiarem doskoczenia do McLaggena. Dopiero teraz dostrzegł, że wokół nich zebrała się większa liczba osób. Czuł się zażenowany tym, że po raz kolejny znalazł się w centrum zainteresowania, chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty. Zaczął wypatrywać w tłumie kogoś, kto pomógłby ogarnąć mu ten cały chaos, jednak jak na złość, nikogo takiego nie dostrzegł.
- Wiecie co? Jesteście siebie warci! - wykrzyknął McLaggen, unosząc ręce w geście wzburzenia i zaczął się odwracać z zamiarem odejścia.
Wszystko potoczyło się niespotykanie szybko. Nagle Harry zauważył pięść podążającą w kierunku Rona i nim zdążył jakkolwiek zareagować, wylądowała ona na twarzy jego przyjaciela. Sam poszkodowany nie pozostał dłużny i już chwilę później okładał Cormaca po brzuchu. Harry próbował ich jakoś rozdzielić, niestety z marnym skutkiem. W końcu z tłumu wyszło kilku członków drużyny i oderwało ich od siebie, co Potter przyjął z ogromną ulgą. Już chciał podejść do Rona, gdy poczuł jakąś małą dłoń na swoim nadgarstku. Odwrócił się i zobaczył pierwszorocznego, który bez słowa wcisnął mu kartkę w dłoń i odszedł.
***
Korytarze Hogwartu jeszcze nigdy nie wydawały jej się tak rozległe. Chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium i wreszcie odpocząć. Nie sądziła, że kiedykolwiek odczuje zmęczenie podczas nauki. Wydawało jej się to wręcz absurdalne. Jednak właśnie w tym momencie pokonywała kolejne metry, powłócząc nogami. Gdy do upragnionego celu pozostała jeszcze ostatnia kondygnacja schodów, usłyszała jak ktoś za nią woła. Odwróciła się i zobaczyła wbiegającą po stopniach Ginny. Wiedziała, że i tak nie uniknie tej rozmowy z przyjaciółką, dlatego zatrzymała się i poczekała na nią.
- Myślałam, że już nie uda mi się dzisiaj ciebie złapać - powiedziała na wydechu Ginny.
- Przecież obiecałam ci tę rozmowę - odpowiedziała Hermiona - Tylko może nie przeprowadzajmy jej tutaj, co?
- Dlaczego nie? - Zapytała Ginny, siadając na schodach - Przynajmniej będziemy wiedziały, że ktoś się zbliża.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że one się ruszają? - zapytała Hermiona z powątpiewaniem w głosie.
- Dlatego usiądziemy na środku - powiedziała pewnie młoda Weasley.
Hermiona nie chciała wszczynać kłótni, dlatego poddała się i usiadła obok przyjaciółki. Wzięła głęboki wdech, by mieć jeszcze chwilę na poukładanie sobie w głowie wszystkich myśli.
- Twoja wczorajsza kłótnia z Harrym była bezsensowna. Jednak chciałabym wiedzieć, dlaczego w ogóle miała miejsce? Rano mówiliście bardzo chaotycznie...
- Ktoś musiał w końcu otworzyć wam oczy, a ponieważ pod ręką był tylko Harry, to tak jakoś wyszło... - odpowiedziała Ginny.
- Wiem, że trochę nas z Harrym poniosło, ale uwierz Ginny, że między nami nic się nie zmieniło.
Ginny przyglądała jej się przez chwilę. Hermiona nie wiedziała, co sądzić o zachowaniu przyjaciółki. To na pewno nie był jeszcze koniec. Młodszej Gryfonce naprawdę trudno było wyperswadować z głowy coś, co uważała za pewne. Nawet jeśli wszyscy wokół mówili, że nie ma racji.
- Ty możesz sobie wmawiać, co chcesz, ale ja widzę o wiele więcej, niż się wszystkim wydaje. To już zabrnęło tak daleko, że żadne z was przed tym nie ucieknie, Hermiono. Możecie się z tym pogodzić albo dalej utrzymywać, że jesteście tylko przyjaciółmi, ale w końcu sobie uświadomicie, że to ja miałam rację.
- Ginny, proszę cię... - zaczęła błagalnie Hermiona.
- Dobrze - powiedziała nagle Ginny.
Jej wyraz twarzy się zmienił. Co ona takiego mogła kombinować? Przecież nie zmieniłaby tak nagle zdania. Nie po tym, co powiedziała zaledwie chwilę wcześniej. To wszystko wydawało się Hermionie aż nazbyt podejrzane. Co takiego mogła wykiełkować w umyśle dziewczyny?
- Dam wam spokój. Nie będę więcej o tym wspominać - dodała po chwili.
- Naprawdę? - Hermiona nie starała się nawet ukryć podejrzliwości w swoim głosie.
- Możesz mi wierzyć na słowo.
- Dlaczego tak nagle zmieniłaś zdanie? - zapytała Hermiona.
- Ponieważ w końcu i tak moje będzie na wierzchu, a do tego czasu pozwolę wam na te podchody.
Wiedziała, że to nie może być takie proste. Nie mogłaby powiedzieć, że to ją usatysfakcjonowało. Jednak Ginny zabrnęła w to szaleństwo już za daleko. Będzie musiało jej wystarczyć to, że zachowa swoje myśli dla siebie.
- Skoro mamy już tę rozmowę za sobą, możemy wracać.
Nie czekając na Ginny, podniosła się i ruszyła w kierunku portretu Grubej Damy. Wiedziała, że przyjaciółka ruszyła za nią. Gdy tylko znalazła się w Pokoju Wspólnym zaczęła szukać wzrokiem Harry'ego, jednak nigdzie go nie było. Za to w oczy rzucił jej się obraz Rona, który siedział na fotelu przed kominkiem i przykładał sobie coś do twarzy.
- Co się stało? - zapytała go, podchodząc bliżej.
- Pobił się z McLaggenem - odpowiedziała za brata Ginny, cały czas podążając za nią.
- Co zrobił? - zapytała ponownie Hermiona, próbując się opanować.
- To nic takiego. Harry mnie przyjął do drużyny na jego miejsce i biedne ego Cormaca tego nie wytrzymało... - odpowiedział Ron, ze złośliwością w głosie.
Hermiona już nawet nie miała siły tego komentować. Mogła mieć tylko nadzieję, że ten spór szybko się zakończy. Miała już dość wszelkich konfliktów...
- A gdzie Harry? - zapytała po chwili?
- U Dumbledore'a - odpowiedział Ron - Już się stęskniłaś za Wybrańcem?
Wiedziała, że chciał tylko zażartować, ale ona po rozmowie z Ginny nie miała ochoty na tego typu żarty. Zwłaszcza gdy zobaczyła uśmieszek na jej twarzy. Odwróciła się na pięcie i poszła do swojego dormitorium. Teraz pozostało jej tylko czekać na powrót Harry'ego.
***
Układała w głowie tysiące scenariuszy, jednak żaden nie wydawał jej się odpowiedni. Nie miała pojęcia, jak zacząć tę rozmowę, ale wiedziała, że musi się ona odbyć jeszcze dzisiaj. Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Od początku wiedzieli, na co się piszą, a powód, dla którego się na to zdecydowali, był już nieaktualny.
Pokój Wspólny z każdą chwilą stawał się coraz mniej zatłoczony. Pozostawały już tylko osoby z najstarszych roczników. Miała nadzieję, że do jego powrotu wszyscy się rozejdą. Świadkowie tylko utrudniliby całą sprawę. Przy nich nie mogłaby się zdobyć na szczerą rozmowę.
Gdy wpatrywała się w dogasający ogień, w jej głowie pojawiły się obrazy z ostatnich miesięcy. Nie potrafiła już nawet zliczyć, ile nocy spędzili w tym miejscu tylko we dwoje, ciesząc się swoją obecnością... Rozumieli się bez słów. Jednak już niedługo będzie musiała sobie radzić bez jego obecności.
Zaczęła żałować, że zgodziła się na ten infantylny plan. Co, jeśli wszyscy wokół naprawdę widzieli więcej, niż oni sami? Nie chciała dopuścić do siebie tych myśli, ale nie starczało jej już sił na walkę z nimi. Dlaczego właśnie teraz, gdy podjęła już ostateczną decyzję, zaczynały pojawiać się wątpliwości? Przez cały ten czas starała się unikać ich jak ognia. Nie brała pod uwagę tego, co mówili inni. Trzymała się tej przyjaźni za wszelką cenę...
Nie miała pojęcia, ile już czasu spędziła w bezruchu. Jej ciało zaczynało się robić sztywne od chłodu, który zawładnął całym pomieszczeniem. A on przyszedł. Nie spojrzała w jego stronę. Chciała zatrzymać czas, zatracić się w ciszy. Chyba zaczął przeczuwać, co nadchodzi, ponieważ nie odezwał się ani słowem, tylko podszedł bliżej i przytulił ją mocno. Trwali w tym uścisku przez jakiś czas, który dla obojga wydawał się wiecznością.
- Już czas, prawda? - wszeptał w końcu.
Nie odsunęli się od siebie. Mieli prawo do tej bliskości. Chcieli się nią nacieszyć tak długo, jak to tylko możliwe. Była mu wdzięczna za to, że przejął inicjatywę. Wszystkie jej przemyślenia odpłynęły, gdy tylko się do niej zbliżył.
- Damy radę. Zobaczysz, że tak będzie. Możemy przecież spędzać czas razem poza wzrokiem innych.
Żadne z nich nie wiedziało, czy tymi słowami próbował przekonać ją, czy siebie samego. Nie mogli ukryć tego, że w ostatnim czasie zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Zawsze trzymali się razem, ale gdy z trójki pozostała dwójka... to musiało się tak potoczyć. Były rzeczy, o których tylko oni wiedzieli, o których rozmawiać mogli tylko między sobą.
- Sam w to nie wierzysz... - odezwała się w końcu - To byłoby zbyt podejrzane, gdybyśmy znikali w tym samym czasie.
Teraz patrzyli sobie w oczy. To sprawiało, że trudniej było im okłamywać siebie samych. Musieli pogodzić się z prawdą. Czekały ich tygodnie, które spędzą osobno. Tylko dlaczego ta perspektywa wydawała się o wiele gorsza niż kiedyś?
- Czekają nas osobno spędzane lekcje, posiłki, przerwy i czas wolny... A my będziemy musieli się z tym jakoś pogodzić.
Wróciło jej racjonalne myślenie. Jednak nie była już pewna, czy tego właśnie chciała. Może ten jeden, jedyny raz w życiu potrzebowała irracjonalności?
- Będziemy się tym zamartwiać jutro. Teraz skupmy się na ostatnich, wspólnych chwilach i nie przejmujmy się światem... - powiedział, obejmując ją ramieniem.
- Będzie mi tego brakowało - odezwała się po dłuższej chwili.
- Mnie też - westchnął - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo, siostrzyczko...
Ukłucie w sercu...
***
Przestał już liczyć, który to z kolei dzień bez choćby odrobiny snu. Był wyczerpany, ale obiecał sobie, że będzie czuwał przy łóżku córki tak długa, aż ta się ocknie. To powinno w końcu nadejść. Klątwa została przecież zdjęta. Najwyraźniej zbyt długo pozostawała pod jej działaniem. Da tyle czasu na wybudzenie, le tylko potrzebuje.
Z tyłu jego głowy cały czas pojawiało się pytanie, czy aby na pewno podjął dobrą decyzję? On nigdy nie zapomina. Nawet jeśli teraz nie zażądał niczego w zamian, to w końcu będzie chciał, aby mu się odwdzięczyć za uratowanie życia jego córki. Obawiał się, że tym razem cena może być za wysoka...
Przejechał dłonią po przemęczonej twarzy. Nie powinien się teraz tym zamartwiać. Było wiele rzeczy ważniejszych od tego człowieka i jego ambicji. I osób o wiele bardziej niebezpiecznych, w każdym razie na tę chwilę.
Brak snu doskwierał mu coraz bardziej. Wiedział, że powinien odpocząć. Zamknąć oczy chociaż na kilka godzin. Jednak córka była dla niego priorytetem. Ten jeden raz rodzina była na pierwszym miejscu. Tak, jak powinno być zawsze.
Nagle dostrzegł poruszenie. Spojrzał na córkę. Z całych sił starał się powstrzymać łzy, które zaczynały napływać do jego oczu, jednak nie był już w stanie. Nie teraz gdy po tylu dniach... latach odzyskał swoją jedyną córkę. Po raz pierwszy od bardzo dawna odkopał w sobie uczucia, które zatracił wiele lat temu...
Otworzyła oczy, jednak szybko zamknęła je z powrotem. Powoli próbowała przyzwyczaić się do światła. Gdy się wreszcie udało, usiłowała zorientować się, gdzie obecnie się znajduje. Szok na jej twarzy, gdy zobaczyła swojego ojca, który przecież powinien być martwy, a zamiast tego patrzył na nią oczami pełnymi łez, był nie do opisania... I wtedy w jej głowie pojawiła się myśl, która zawładnęła całym jej umysłem.
- Hermiona... - wyszeptała.
Witam po przerwie ;)
OdpowiedzUsuńDobra, już wiem, co to za smutna scena - rzeczywiście, jest smutna, ale coś mi mówi, że wszystko dobrze się skończy :)
Ginny - widzę w tym takie przewrotne odwrócenie kanonu :) Ginny wspiera Hermionę w walce o serce Harry'ego, a nie odwrotnie.
Scena z McLaggenem była zabawna :) I lubię fragmenty z Voldemortem.
Czy ten wątek z matką w śpiączce i złym ojcem to jakaś inspiracja ,,Darami Anioła"?
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, żeby dalej móc komentować wiadomy wątek ;)
Witam, witam... ^^
UsuńTa smutna scena nie wyszła mi tak, jak chciałam, ale mogłam się tego spodziewać...
Ginny to się dopiero rozkręca, ale rzeczywiście, trochę namieszałam w relacjach z Harrym :D
Cieszę się, że spodobała się scena z McLaggenem (bałam się, jak może być odebrana)
Podobieństwo do ,,Darów Anioła'' jest w 100% przypadkowe. Moja podświadomość się inspirowała bez mojej zgody! ;)
Pozdrawiam,
Lilith ♥
PS Nie martw się, jeszcze będziesz miała okazję do komentowania tego wątku (chyba, że wydarzy się przykry wypadek... :D)
Hey żyjesz jeszcze? Całkiem fajnie sie to czyta wszystko... ^^
OdpowiedzUsuńWitam,
UsuńŻyję i cieszę się, że ci się spodobało... Na razie kiepsko u mnie z czasem wolnym, dlatego rozdziały pojawiają się rzadko, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie się to zmieni.
Pozdrawiam,
Lilith 💜