niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział XVII

Witam Wszystkich Cierpliwych!
Przed Wami kolejny rozdział tego wątpliwego dzieła.
Chciałam jedynie uprzedzić, że ta ewidentna zbrodnia na kanonie, którą uskuteczniłam w tym rozdziale jest potrzebna i zaplanowana .
Zapraszam do czytania i komentowania!
Pozdrawiam,
♥Lilith♥
PS Tych kilka minut przed północą wciąż się liczy ;)

- Tęskniłam - szepcze Hermiona, wtulona w przyjaciela.

Stoją w swoich objęciach przez kilka minut. Peron dziewięć i trzy czwarte pełen był ludzi czekających na Ekspres do Hogwartu, jednak tylko nieliczni obdarzali ich spojrzeniem. Większość już dawno do tego przywykła bądź miała ciekawsze zajęcia, niż gapienie się na Wybrańca i jego dziewczynę. Dwójce przyjaciół jak najbardziej to odpowiadało.

Gryfonka przywitała się z resztą przyjaciół, których miała okazję spotkać na dworcu. Do odjazdu zostało jeszcze trochę czasu, dlatego nie wszyscy zdążyli przybyć na miejsce. Hermiona nie podeszła do Weasleyów, nie chciała żadnych nieprzyjemności z Ronem. Zresztą z miejsca, w którym stała, miała idealny widok na dwójkę kłócącego się rodzeństwa.

- To dziwne - odezwał się Harry.

- Co jest takiego dziwnego? - zapytała Gryfonka.

- Przez całe święta Ginny nie odzywała się do Rona, a teraz się z nim kłóci. Musiało pójść o coś naprawdę poważnego, inaczej nie zrezygnowałaby z ignorowania go - oświadczył.

Hermiona miała teraz okazję przekonać się, ile ją ominęło, gdy była u dziadka. Nie miała przecież pojęcia, że Ruda nie odzywa się do brata. Zaczęła się zastanawiać, o jak wielu rzeczach nie miała jeszcze pojęcia. Czasu na przemyślenia nie miała jednak dużo, ponieważ właśnie w tym momencie przyjechał ich pociąg.

Wsiedli z Harrym jako jedni z pierwszych. Chcieli szybko zająć jakiś przedział, by móc w spokoju i bez świadków porozmawiać. Gdy tylko wybrali jeden z ostatnich, Harry rzucił zaklęcie wyciszające.

- Prosiłam cię, żebyś nie używał tych zaklęć - odwołała się do ich rozmowy na temat zaklęć Księcia Półkrwi.

- To wyjątkowa sytuacja. Chyba nie chcesz, żeby ktoś nas usłyszał?

Nie podobało jej się to, jednak musiała się z nim zgodzić. Nie po to się ukrywała, by teraz wszystko wyszło na jaw. Dlatego pokręciła tylko głową z dezaprobatą i usiadła. Po chwili Wybraniec poszedł w jej ślady. Przez chwilę nie odzywali się do siebie. Musieli poukładać sobie w głowach to, co mieli do powiedzenia. W końcu czekała ich niezwykle poważna rozmowa.

- To, kto zaczyna? - zapytał Harry, a ona od razu zrozumiała, co ma na myśli.

- Ty możesz... - powiedziała z lekko wykrywalnym wahaniem.

Chłopak wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać. Opisywał wszystko z najlepszą dokładnością, na jaką było go tylko stać. Od sytuacji między Ronem i Ginny na dworcu zaczynając, aż po atak Śmierciożerców. Nie zapomniał również wspomnieć o rozmowie, jaka toczyła się między Arturem Weasleyem a Lupinem.

- Zastanawiam się, kim musi być nowy sojusznik Sam-Wiesz-Kogo, że nawet jego poplecznicy się go obawiają - przerwała mu w tamtym momencie Hermiona.

- Też się nad tym zastanawiałem - przyznał Potter. - Jednak nikt nie przyszedł mi do głowy. W każdym razie nikt, kogo znam.

Zastanawiali się nad tym jeszcze przez chwilę, jednak oboje doszli do wniosku, że wrócą do tego później, a Harry kontynuował swoją opowieść. Gryfonka starał się mu nie przerywać, chyba że sam ją pytał o zdanie, jednak gdy dotarł do ataku, nie potrafiła się powstrzymać.

- Znaleźli was?! Ale jak? Nora przecież miała być strzeżona przez najsilniejsze zaklęcia!

- I była - starał się ją uspokoić Potter.

- Czyli byliście bezpieczni? - dopytywała.

- Dopóki nie przekroczyłem barier...

-Co zrobiłeś?! - wykrzyknęła z niedowierzaniem. Harry przypuszczał, że gdyby nie zaklęcie, już dawno zebraliby się wszyscy pasażerowie pociągu...

- A niby co miałem zrobić? Wzięli jakąś dziewczynę z wioski. To była mugolka. Miałem ją zostawić im na pastwę losu?

- Oczywiście, że nie. Ale przecież miałeś tam połowę zakonu - wyrzuciła z siebie.

- I tak nie udało mi się jej uratować... - powiedział cicho, ze spuszczoną głową.

Na moment zapanowała cisza. Dziewczyna nie miała pojęcia, jak zareagować. Mogła się tylko domyślać, jak czuł się jej przyjaciel, gdy zginęła tamta dziewczyna. Nie były to pozytywne wizje. Zdecydowała się, jednak przerwać ciszę:

- Przykro mi, Harry...naprawdę - wyszeptała, po czym złapała go za rękę.
Wybraniec na początku nie reagował. W końcu jednak otrząsnął się z letargu.

- Teraz i tak nic już nie poradzimy. Musimy żyć dalej i w miarę możliwości pomścić tę dziewczynę - oświadczył.

- Masz rację.

- A w trakcie pościgu za jej mordercą dowiedziałem się czegoś jeszcze. Nie wiem, czy ta informacja ma jakiekolwiek znaczenie, jednak uznałem, że powinnaś wiedzieć wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami - kontynuował, jakby sytuacja sprzed kilku minut w ogóle nie miała miejsca. - W pewnym momencie upadłem, a niedaleko mnie rozmawiało dwoje Śmieciożerców.  Wspominali o jakimś trzecim, który chciał sprzedać własną rodzinę Voldemortowi. Z tego, co pamiętam, mówili na niego Call...

Hermiona zamarła. Czyżby chodziło o jej ojca? To było prawdopodobne. W końcu tak mówił na niego człowiek, który był w jej domu. Jednak nie potrafiła uwierzyć w to, iż miałby on wydać ją i matkę...

- Hermiona, stało się coś? - zapytał Harry.

Dziewczyna po jego słowach odzyskała rezon. Jednak, zamiast odpowiedzieć na jego pytanie, poprosiła, aby mówił dalej.

- Tak naprawdę nie wspomniałem tylko o Ronie... - mówił ostrożnie, jakby bał się wspominać jego imię w jej towarzystwie.

- Właśnie, o co chodziło z Ronem? W liście wspominałeś, że chciał się pogodzić...

- Przyznam szczerze, że nie potrafię rozszyfrować jego zachowania. Przeprosił mnie i powiedział, że ciebie też przeprosi, jednak nic nie wskazuje na to, aby miał to zrobić w najbliższym czasie.

- Mówił coś jeszcze? - zapytała Gryfonka.

- Owszem... - zrobił chwilę przerwy - Oświadczył, że ma dziewczynę.

Hermiona nie miał pojęcia, jak zareagować na tę wiadomość. Skoro Weasley miał dziewczynę, to dlaczego zdawał się reagować na ich zagrania? Czyżby udawał?

- Teraz, to już zupełnie nie wiem, co się z nim dzieje - przyznała.

- Później będziemy się tym martwić. Lepiej powiedz, co działo się u ciebie - zmienił temat.

Gryfonka nie była na to przygotowana. Nie miała pojęcia, od czego zacząć i jak przekazać przyjacielowi to, czego się dowiedziała. Właśnie w tym momencie dopadła ją absurdalna myśl, że jej przyjaciel mógłby jej nie uwierzyć... Nie miała żadnych podstaw, aby tak uważać, jednak obawy przejmowały władzę nad rozsądkiem. Czuła, że jeśli nie zmieni toru swoich myśli, ogarnie ją paranoja. Nie mogła sobie na to pozwolić. Jej przyjaciel był z nią szczery, musiała się odwdzięczyć tym samym. Dlatego zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i odezwała się niepewnie:

- Nie mam pojęcia, od czego zacząć...

- Najlepiej od początku - powiedział z zachęcającym uśmiechem na twarzy.

I zaczęła. Tak jak poradził, od samego początku. Powiedziała o tym, co działo się przed najazdem Śmierciożercy, o swoim dziadku, który okazał się całkiem żywy, o rodzicach, którzy okłamywali ją przez całe życie...

- Okazuje się, że moi rodzice nigdy nie byli mugolami. To dziadek zakazał im parać się magią.

- Ale dlaczego? Coś się stało? - dopytywał Wybraniec.

- Wspominałeś o Śmierciożercy, który chciał sprzedać swoją rodzinę. Jestem niemalże pewna, że chodzi o mojego ojca. W pierwszej wojnie popierał Voldemorta...

- Jak to popierał Voldemorta? I nie skończył w Azkabanie?

- Nie. Dziadek zmienił moim rodzicom tożsamość. Nie mogę uwierzyć, że nie domyśliłam się tego wszystkiego, przez te wszystkie lata...

Trudno było jej się do tego przyznać. Nie chodziło nawet o świadomość, że ma się ojca Śmierciożercę. Przez tyle lat żyła w przekonaniu, że jest tylko dentystą, iż z łatwością mogła wypierać przykrą prawdę. W rzeczywistości wstydziła się, wstydziła się tego, że wszyscy mają ją za nieprzeciętnie inteligentną, przyjaciele szukają u niej rad i rozwiązań trudnych zagadek, a ona nie przejrzała swoich rodziców... Było tyle sytuacji, gdy zachowywali się podejrzanie, gdy wiedzieli coś, czego nie powinni wiedzieć, a ona nabierała się na ich: "Kiedyś nam o tym wspominałaś, nie pamiętasz?".

Musiała jednak zapomnieć o wstydzie. Nie był to ani czas, ani miejsce na rozżalanie się nad sobą. Obiecała coś Harry'emu i zamierzała dotrzymać danego słowa. Dlatego przeszła do momentu, w którym znalazła się w domu dziadka. Opowiedziała o stanie swojej matki, a później przekazała wszystko, czego dowiedziała się o sobie i swoich przodkach. Wspomniała też o przepowiedni. Wybraniec, tak jak się można było tego po nim spodziewać, podszedł sceptycznie do całej tej sprawy. Zwłaszcza że żadne z nich nie słyszało jej treści. Co miało się zmienić, gdy tylko Hermiona porozmawia z Dumbledorem o myślodsiewni.

Na koniec wyjęła fiolkę ze wspomnieniami i pokazała Potterowi. Oboje zaczęli się zastanawiać, co takiego ujrzy Gryfonka. Po tym wszystkim, co działo się ostatnio, mogli spodziewać tak naprawdę wszystkiego. I stwierdzenie to nie było przesadą.

- A co to takiego? - zapytał Harry, wskazując ręką na noszony przez Hermionę naszyjnik.

- Kompletnie o tym zapomniałam - powiedziała. - To prezent. Dostałam od dziadka. Podobno jakaś rodzinna pamiątka.

- Nie wydaje ci się jakiś dziwny?

- Niby dlaczego miałby się taki wydawać? Naszyjnik jak każdy inny.

- Może masz rację... - nie brzmiał jednak na przekonanego.

- Daj już spokój, nie wszystko musi być inne...

Nie dokończyła jednak, ponieważ jej wypowiedź została przerwana głośnym pukaniem w drzwi przedziału. Harry zdjął szybko zaklęcie, po czym je otworzył. Na korytarzu stał ktoś, kogo nawet przez chwilę się nie spodziewali.

- Możemy porozmawiać? - zapytał, lekko zestresowanym głosem, Ronald Weasley.

Gryfonka nie potrafiła wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Jednocześnie chciała i nie chciała tej rozmowy. Nie miała pojęcia, czego spodziewać się po byłym przyjacielu. Bała się tego, co ma jej do powiedzenia. Nie potrafiła nawet ukryć tych obaw... Harry zwrócił wzrok w jej stronę. Musiał wyczuć jej niepewność, ponieważ wysłał jej zachęcające spojrzenie, po czym zwrócił się do rudzielca:

- Wejdź.

- Nie zajmę wam dużo czasu - powiedział, gdy już znalazł się w środku. - Chciałem... chciałem tylko...

- Wysłów się wreszcie! - Hermiona nie wytrzymała napięcia. Jeśli miała tego słuchać, to chciała mieć wszystko za sobą.

- Przepraszam Hermiono. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby się tak zachowywać. Jesteś... byliście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Wiem, że nie uda mi się tego naprawić jednym "przepraszam", ale naprawdę zależy mi na tym, aby było jak dawniej... Bardziej niż na czymkolwiek innym.

Przyswajała wszystko, co powiedział. Nie wiedziała, na ile to, co powiedział, było szczere. Zależało jej jednak na nim. W końcu przez tyle lat byli przyjaciółmi. Zranił ją i zawiódł jej zaufanie, nie potrafiła jednak całkowicie z niego zrezygnować. Chciała i musiała dać mu szansę, jednak to od niego zależało, czy ją wykorzysta.

- Przyjmuję przeprosiny, jednak na razie nie licz na więcej. Nie możesz przyjść, przeprosić i myśleć, że wszystko wróci do normy. Potrzebuję czasu... - powiedziała chłodno.

Ron tylko pokiwał głową i wyszedł. Mogła jednak przysiąc, że przez chwilę widziała ulgę i blady uśmiech na jego  twarzy.

***

Minęło już kilka godzin od jej wyjazdu. Cały czas zastanawiał się nad tym, czy podjął właściwą decyzję. Może jednak przecenił jej możliwości? Co, jeśli złożył na barkach tak młodej dziewczyny zbyt dużą odpowiedzialność. W końcu nie musiało chodzić o nią. Przodkowie pomylili się już tak wiele razy... Właściwie każde kolejne pokolenie nie było tym właściwym. Oddałby wiele, aby tym razem jego przypuszczenia okazały się błędne.

Zostały mu tylko one. Jane mogła umrzeć w każdej chwili, a on narażał życie jej jedynej córki. Swojej wnuczki. Były dla niego wszystkim. To dla nich zniknął ze świata. Obu światów...

Jego zmarła żona nazwała go kiedyś potworem. Zaczął się zastanawiać, czy nie miała wtedy racji. W końcu kim innym jest człowiek, który potrafi poświęcić wszystko? Nawet własną rodzinę wysyłał na pewną śmierć. Dawniej, gdy wracali z samobójczych misji, widział na ich twarzach wyzwanie. Jakby chcieli mu powiedzieć "Wróciliśmy, wiemy, że nie na to liczyłeś...". A przecież martwił się o nich. Wcale nie chciał ich śmierci, to sytuacja go zmuszała do podejmowania trudnych decyzji. I wiara, wiara w "Wyższe Dobro". Niesamowite, że ten pusty frazes, kiedyś był dla niego wszystkim. Teraz, nawet w myślach, wypowiadał te słowa z pogardą.

Z każdą chwilą, coraz bardziej miał ochotę znaleźć się w pociągu, w którym przebywała jego wnuczka i zabrać ją stamtąd. Tutaj przynajmniej miał pewność, że jest bezpieczna. W Hogwarcie były dzieci Śmierciożerców. Wcześniej się tym tak bardzo nie przejmował, ale teraz... Voldemort musiał poznać chociaż część prawdy i to nie z ust jego nieprzewidywalnego zięcia. On nie wiedział nawet ułamka tego, co przekazał Hermionie, a to było tylko strzępami informacji. To jednak oznaczało tylko jedno. Musiał się z Nim spotkać. Na samą myśl o tym, ogarniała go panika. Dwoje tak groźnych osobników współpracujących ze sobą... jeśli tak jest, to wszyscy mają niewyobrażalne kłopoty.

Gdy zwrócił swój wzrok na łóżko, zaczął żałować, że został w sypialni Jane. Miał wyrzuty sumienia. Nie dość, że wysłał Hermionę na tak niebezpieczną misję, to jeszcze zagrażał życiu własnej córki. Już dawno powinien wezwać jakąś pomoc. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że on sam nie będzie w stanie jej pomóc. Jednak nie chciał się zdradzać przed wnuczką. Ona po prostu nie mogła wiedzieć, jak rozległe są jego kontakty. I jakich "przyjaciół" obejmują. To byłoby zbyt ryzykowne dla niego.

Chyba już był za stary na to, aby się zmienić. Jednak, mimo wszystko, starych nawyków się nie zapomina. Tak długo był gotowym na wszystko draniem, że zapomniał, jak wygląda dbanie o innych. W bardziej konwencjonalny sposób niż zmiana tożsamości córki i jej rodziny, czy sfingowanie własnej śmierci dla ich dobra.

Znów spojrzał na córkę. Patrzył tak jeszcze przez chwilę, nim ostatecznie podjął decyzję. Wiedział, że będzie musiał zapłacić ogromną cenę i prawdopodobnie dotknie to nie tylko jego, jednak nie mógł jej stracić. Nie po tym wszystkim, co zrobił, aby utrzymać ją przy życiu.
Niemalże pobiegł do swojego gabinetu. Wziął pierwszy pergamin, jaki wpadł mu w ręce i zasiadł przy biurku. W tamtej chwili liczyła się dla niego tylko Jane. Obiecał... Obiecał, że będzie ją chronił, za wszelką cenę i zamierza dotrzymać danego słowa. Na pergaminie pojawiły się pierwsze wyrazy, a potem zdania listu.

***

Głośne rozmowy rozbrzmiewały w Wielkiej Sali, rozbudzając najwytrwalszych śpiochów. Nikogo nie powinny one dziwić, w końcu dwa dni temu zaczął się drugi semestr, a większość Hogwartczyków spędziła ferie w domowych zaciszach. Jeszcze przez kilka następnych dni będzie można pewnie usłyszeć strzępki relacji, jakie zdają sobie przyjaciele. W większości dotyczyły one prezentów, jakie ktoś dostał, albo jak to bywało w przypadku młodych czarodziejów z różnych rodzin - świątecznych tradycji.

Hermiona przyglądała się tym wszystkim zadowolonym, w większości, twarzom i nie potrafiła podzielać ich entuzjazmu. Nie, gdy ostatnie dni spędziła w oczekiwaniu na pewnego starego czarodzieja, który miał w zwyczaju znikać akurat wtedy, gdy był najbardziej potrzebny.  Była przekonana, że zaraz po przekroczeniu bram Hogwartu znajdzie się w gabinecie Dumbledora i skorzysta z jego myślodsiewni. Jednak nie było jej to dane, a ona chodziła rozdrażniona, odstraszając każdego w promieniu kilkunastu metrów. Każdego z wyjątkiem Harry'ego oczywiście.

Odwróciła się w stronę Pottera i przeżyła niemały szok. Jej przyjaciel rozmawiał w najlepsze z Ronaldem, co chwilę się przy tym zaśmiewając. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież zakopali topór wojenny z Weasleyem. Mimo iż ich rozłąka nie trwała długo, trudno jej było przyzwyczaić się do jego obecności. Brzmiało to źle, nawet w jej głowie, ale nauczyła się już żyć z tylko jednym przyjacielem i teraz obecność tego drugiego... ograniczała jej przestrzeń. Po prawdzie nie miała się zamiaru do tego przyznawać, ale taka niestety była prawda. Mogła udawać, że wszystko jest w porządku, że wrócili do tego, co było, ale oszukiwała tylko i wyłącznie samą siebie. Ron ją zdradził, nadwyrężył jej zaufanie. Ten fakt już na zawsze pozostanie w jej podświadomości, będzie się czaił niczym drapieżnik, czekając na odpowiednią okazję, by zaatakować, w najmniej odpowiednim do tego momencie, a gdy to się stanie... Nawet w głowie nie potrafiła dokończyć tej myśli.

Hermiona zaczęła dostrzegać, że podczas jej rozmyślań uwagę wszystkich przykuło zamieszanie przy stole nauczycieli. Gdy przeniosła wzrok w tamtą stronę, zrozumiała, co było tego przyczyną. Wrócił Dumbledore, jednak nie wyglądał jak zwykle. Przybyło mu, o ile to w ogóle było możliwe, z dziesięć lat. Nosił na sobie widoczne oznaki przemęczenia i szatę, która na pewno nie była pierwszej świeżości. Nie była pewna, ale chyba dostrzegała też ranę na jego czole. Co mu się mogło stać? Gdzie się podziewał przez ten cały czas? Czyżby miało to jakiś związek z lekcjami Harry'ego? Jednak jeśli tak, to dlaczego nie zabrał go ze sobą, albo chociaż nie poinformował Wybrańca o swojej misji?

Po wyrazie twarzy Harry'ego nie trudno było się domyślić, że nie miał on pojęcia, co doprowadziło dyrektora do takiego stanu. Miała nadzieję, że Harry wysnuł przynajmniej jakieś domysły. W końcu spędzał ostatnio z Dumbledorem masę czasu. Musiał wiedzieć cokolwiek, jednak Hermiona postanowiła zająć się tą sprawą nieco później.

Przez wszystkie lekcje siedziała jak na szpilkach. Nie zwracała nawet większej uwagi na to, co mówili nauczyciele. Czekała tylko na moment, w którym zabrzmi dzwonek zwiastujący koniec lekcji. Gdy tylko ten moment nastąpił, wybiegła niczym strzała w kierunku gabinetu Dumbledora. Dopiero w połowie drogi dotarł do niej fakt, że nie zna hasła. Zawróciła więc i skierowała swoje kroki do profesor McGonagall. Na początku nie chciała ona nawet słyszeć o tym, że Hermiona miałaby przeszkadzać dyrektorowi, gdy jest on w takim stanie, jednak wreszcie dała się namówić i razem ruszyły do gabinetu Albusa. Nauczycielka wypowiedziała hasło i odeszła.

Gdy Hermiona dotarła wreszcie pod same drzwi do gabinetu Dumbledore'a, zaczęła się wahać. Może jednak powinna poczekać jeszcze jeden dzień? W końcu nie powinien zrobić on żadnej różnicy, a dyrektor wyglądał na naprawdę wykończonego podczas dzisiejszego śniadania. Już nawet zamierzała się wycofać, gdy usłyszała zapraszający głos Dumbledore'a  po drugiej stronie drzwi.

- Dzień dobry, profesorze - odezwała się po przekroczeniu progu.

- Dzień dobry, panno Granger - odpowiedział, patrząc na nią znad okularów połówek. - Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co cię do mnie sprowadza, niestety będę zmuszony cię rozczarować.

Wrażenie przybyłych lat, które towarzyszyło jego osobie od rana, tylko jeszcze bardziej się pogłębiło. Po raz pierwszy widziała, że Dumbledore musi podpierać się na lasce, by utrzymać równowagę. I chyba tylko ta świadomość powstrzymała ją przed naskoczeniem na dyrektora.

- Ale jak to? - nie potrafiła ukryć zawodu w swoim głosie - przecież dziadek powiedział...

- Spokojnie - nie pozwolił jej dokończyć. - Zobaczysz te wspomnienia, co do jednego, jednak jeszcze nie dzisiaj.

- Jeśli nie dzisiaj, to kiedy w takim razie?

Musiał poczekać na odpowiedź, ponieważ Dumbledore'a zaatakował napad kaszlu. Zgiął się w pół i próbował nabrać powietrza. W pierwszym odruchu chciała do niego podejść i mu pomóc, jednak ostatecznie z tego zrezygnowała.

- Co się panu stało, profesorze? - zapytała zmartwiona Hermiona.

- To nic takiego - wychrypiał. - Lekkie nadużycie czarów.

- Nadużycie?

- Można powiedzieć, że za dużo magii straciłem w ostatnim czasie i teraz mój organizm potrzebuje czasu, aby ją odzyskać, jednak nie o tym mieliśmy rozmawiać - zakończył cicho, aczkolwiek stanowczo.

- To kiedy będę mogła skorzystać z myślodsiewni, panie profesorze?

- Nie chcę, żeby mnie pani źle zrozumiała, panno Granger. To nie tak, że chcę wydłużyć pani czas oczekiwania. Po prostu nie wystarczy jeden wieczór na zapoznanie się z całością, dlatego uznałem, że lepiej będzie, jeśli przyjdziesz w piątkowy wieczór.

Hermiona przyglądała się jego twarzy, gdy mówił. Próbowała wyłapać choć jeden znak świadczący o tym, że Dumbledore kłamie, jednak nic takiego nie znalazła. Był z nią w pełni szczery.

- Rozumiem... - powiedziała niepewnie.

- Nie martw się, już z kilka dni będziesz mogła poznać odpowiedzi na nurtujące cię pytania.

Na jego twarzy dostrzegła uśmiech. Nie był on wymuszony, jednak na twarzy Dumbledore'a można było dostrzec lekki grymas bólu. Czyżby było z nim, aż tak źle?

- Nie musisz się mną przejmować - odpowiedział, jakby wyczytał pytanie w jej myślach. - To tylko chwilowa niemoc, niedługo mi przejdzie, a teraz życzę dobrej nocy, panno Granger.

Tym razem nic nie przeszkadzało mu podczas uśmiechu. Uznała to za dobry znak i odpowiedziała własnym uśmiechem.

- Dobranoc, profesorze.

-Zmykaj. Zobaczymy się w piątek.

Skinęła jedynie głową i wyszła z gabinetu Dumbledore'a.

***

Patrzył na człowieka siedzącego naprzeciwko. Starał się nie pokazywać swojej pogardy do jego osoby, chociaż miał ogromną ochotę wyciągnąć różdżkę i zakończyć jego wątpliwą egzystencję. Nie rozumiał, po co była ta cała szopka. Był Lordem Voldemortem, potrafił utrzymać w sekrecie tożsamość jednej osoby, zwłaszcza w swoim gabinecie, więc dlaczego wszystko musiał konsultować z pośrednikiem? Nie miał żadnych podstaw do tego, aby mu ufać, czy informować o swoich planach.
Nie miał niestety wyjścia, ponieważ jego nowy sojusznik za punkt honoru obrał sobie irytowanie go brakiem swojej obecności. A były sprawy, o których nie mógł rozmawiać z nikim innym. Nawet z Bellą, czy Severusem.

Mężczyzna wyglądał na pewnego siebie, co jeszcze bardziej wyprowadzało go z równowagi. W końcu kim on był? Nikim. Zwykłą podróbką. Kimś, kto miał wprowadzić w błąd zarówno wrogów, jak i przyjaciół. On jednak znał prawdę i nie był zadowolony z tego, że musi zniżać się do rozmowy z kimś, kto w jego oczach był marnym robakiem. Dlatego nie miał zamiaru ani trochę ułatwić mu tej konwersacji.

Wyprostował się i czekał na ruch jego towarzysza. Posiadał w sobie nadzwyczajne pokłady cierpliwości. W ciągu ostatnich kilkunastu lat udowodnił to wystarczająco, jego zdaniem. Poza tym Voldemort nigdzie się nie spieszył. Wszystko szło zgodnie z planem, a jemu pozostało tylko czekać, więc uznał, że warto spędzić ten czas w sposób produktywny. Jego sojusznik miał na to sposób i postanowił się nim hojnie podzielić. Jedyny problem stanowił fakt, iż nie zrobił tego osobiście.

- Mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - odezwał się jego towarzysz.

Nawet jeśli był zdenerwowany lub zniecierpliwiony, nie dał tego po sobie poznać.  Kolejny Snape - pomyślał sobie Voldemort.

- Nie przypominam sobie, abyśmy przechodzili na "ty" - odpowiedział mu chłodno.

- Wiem, że uwielbiasz te swoje konwenanse, ale daruj je sobie dzisiaj. Mam dla ciebie informacje, które na pewno cię zainteresują - odpowiedział równie chłodno.

Nie dał się wyprowadzić z równowagi. Voldemort rozważał dalszą grę, jednak doszedł do wniosku, że osoba jego pokroju może to źle zrozumieć i wyjść, a tego, mimo wszystko, nie chciał.

- No cóż... W takim razie będę musiał swoje słowne potyczki odbyć z kimś innym - powiedział, udając zawiedzionego. - Co takiego masz do przekazania?

- Nasz wspólny... przyjaciel od pewnego czasu szukał informacji o potężnym źródle mocy. Ostatnio dotarły do niego informacje, jak je zdobyć, jednak tu pojawia się problem.

- Jaki znowu problem? I co to za źródło mocy? - mówi tak, aby nie pokazać zbyt dużego zainteresowania.

- To bardzo stara magia. Niewielu spośród żyjących zdaje sobie sprawę z jej istnienia, ale to jest dla nas dobrą wiadomością.

- Co w taki razie stanowi problem?

- Nie wiemy jeszcze dokładnie, czym jest ta magia, ale niemalże na pewno, znajduje się ona w
Hogwarcie - rozmówca na dłużej zatrzymał na nim wzrok.

Voldemort zastanawiał się, czy aby na pewno dobrym posunięciem byłoby zdradzić im, że ma w Hogwarcie swoich ludzi. Liczba mnoga nie była tu przypadkowa. Byłoby to bardzo ryzykowne, w końcu nie miał pewności, czy usłyszał teraz prawdę. Jednak z drugiej strony wizja posiadania, władania potężną magią była bardzo kusząca. Mógłby osiągnąć swój cel o wiele szybciej, a Dumbledore nie stanowiłby już żadnego problemu. I mógłby wreszcie pozbyć się swojego największego wroga - Harry'ego Pottera.

- To akurat nie stanowi żadnego problemu - odezwał się, podejmując jednoczaśnie decyzję. - Mam w Hogwarcie bardzo zaufanych ludzi, jeśli będą wiedzieli czego szukać, znajdą to bez problemu.

- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak przekazać ci wszystko, co wiem na ten temat...

***

Hermiona siedziała oparta o ramię Harry'ego. Ogień w kominku powoli wygasał, a oni wpatrywali się w niego jak zahipnotyzowani. Światła pojedynczych płomieni, które jeszcze nie zostały strawione, tańczyły na ich zmęczonych twarzach. Brakowało im tych spotkań w Pokoju Wspólnym. Ostatnio wydarzyło się tak wiele... Nie były to przyjemne zdarzenia. Potrzebowali swojej bliskości jak jeszcze nigdy przedtem. Chłonęli ją zachłannie, jakby mogła być im w każdym momencie odebrana. Nadszedł czas, w którym mieli tylko siebie nawzajem i tylko sobie mogli zaufać w pełni.

Czuła na sobie wzrok Wybrańca. Wiedziała, że będą musieli przerwać tę błogą ciszę. Nie odbyli żadnej prawdziwej, szczerej rozmowy odkąd wysiedli z pociągu. Najzwyczajniej nie mieli do tego sposobności. Jeśli się nie mijali, to przeszkadzały im osoby trzecie.  A musieli w końcu zdecydować, co dalej. Niestety... Obojgu bardziej odpowiadałoby siedzenie w ciszy i cieszenie się samą swoją obecnością. Nie mogli mieć wszystkiego.

- I co teraz? - zapytał Harry.

- A co ma być? - odpowiedziała pytaniem Hermiona.

Harry przewrócił oczami, ale rozumiał jej zachowanie. Chciała jeszcze przez króciutką chwilę czuć się normalnie. O ile w tej szkole, czy świecie magii kiedykolwiek istniało pojęcie normalności. Nie mogła mieć co do tego pewności. On też nie.

- Wiesz, że odwlekanie tego niczego nie zmieni... - powiedział w końcu Harry.

- Wiem. Jednak warto było spróbować - posłała w jego stronę słaby uśmiech.

- Dowiedziałaś się czegoś u Dumbledore'a? - zapytał.

- Jeszcze nie... - nie ukrywała zawodu w swoim głosie.

- Sądziłem, że gdy tylko wróci, będziesz mogła skorzystać z jego myślodsiewni - powiedział Harry zdziwiony i zmarszczył brwi.

- Ja też - pokręciła głową ze zrezygnowaniem - Jednak profesor Dumbledore uważa, że wspomnień jest zbyt dużo i lepiej będzie, jeśli przełożymy to na piątkowy wieczór.

- Szkoda. Miałem nadzieję, że już się czegoś dowiesz o sobie i swojej rodzinie.

- Nie ty jeden.

Było po niej widać, że bardzo chciałaby poznać już prawdę. Nic z resztą dziwnego. Całe życie była okłamywana przez swoją rodzinę, a teraz miała wreszcie okazję, aby poznać całą prawdę o nich, a nawet nieco więcej...

- Nieźle się dzisiaj dogadywałeś z Ronem przy śniadaniu - rzuciła Hermiona.

Harry zobaczył tę niezbyt subtelną zmianę tematu, ale nic o niej nie powiedział. Po Hermionie od razu było widać, że jest to dla niej grzęski grunt i na razie lepiej na niego nie wchodzić.

- A co? Zazdrosna? - spróbował zażartować.

- Oczywiście! W końcu gustujesz w rudych - odpowiedziała rozbawiona Hermiona.

Oboje wybuchnęli śmiechem. Harry zdawał sobie sprawę z tego, że jest to przytyk do jego nieuzasadnionego wybuchu zazdrości z września. Tylko wtedy chodziło o Ginny, a Hermiona miała jeszcze nadzieję, że jej przyjaciele się zejdą. Nie udało się. Zbyt duża różnica charakterów. Jednak cała sytuacja była dosyć zabawna. Zwłaszcza próba ośmieszenia ówczesnego chłopak Ginny, która skończyła się fiaskiem. I tygodniowym szlabanem u Snape'a. Hermiona zachichotała na wspomnienie feralnego dnia.

- To nie jest zabawne - powiedział Harry przez łzy rozbawienia.

- To dlaczego się śmiejesz?- zapytała Hermiona, wciąż chichocząc.

- Z ciebie - odpowiedział Harry.

Żartowali tak z siebie jeszcze przez długi czas, aż w końcu nie mogli złapać oddechu i musieli się uspokoić. Śmiechu też im brakowało, a nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Leżeli na ziemi obok siebie i łapali łapczywie powietrze. Było słychać tylko ich szybkie, głębokie oddechy. Po chwili popatrzyli na siebie z uśmiechami na twarzach. Jednak nagle uśmiech z twarzy Hermiony zniknął.

- Coś się stało? - zapytał Harry z troską.

- Nic, tylko... - przerwała swoją wypowiedź. Na jej twarzy był widoczny smutek i wyrzuty sumienia.

- Ej, mnie przecież możesz wszystko powiedzieć.

Wiedziała, że może i to stanowiło największy problem. Nie powinni tego wszystkiego zaczynać.

- Harry... Chyba musimy to zakończyć - zebrała się w końcu na odwagę.

Hermiona nie musiała mu mówić, co ma na myśli. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie i trochę się go bał. Będą musieli z siebie zrezygnować, w każdym razie na jakiś czas.

- Jesteś tego pewna? - zapytał Harry z nutką nadziei w głosie.

-Harry, ja niczego nie jestem teraz pewna. Po prostu czuję, że jeśli nie zrobimy tego teraz, to z każdym kolejnym dniem będzie nam coraz trudniej - mimo iż brzmiała na zdecydowaną, jej słowa były niepewne.

- Rozumiem - powiedział cicho. - Więc jak chcesz to zrobić?

- Ja...

Jednak Hermionie niedane było skończyć. Oboje z Harrym usłyszeli kroki na schodach, które prowadziły do dormitorium chłopców. Zamarli. Czy ten ktoś słyszał ich rozmowę? Jeśli tak, to ile usłyszał? Zaczynali popadać w panikę i jednocześnie wyrzucali sobie, że byli aż tak nieostrożni. Jednak nie przypuszczali, że ktoś będzie na nogach o tak późnej porze. Kroki stawały się coraz donośniejsze, aż ich oczom ukazał się Ron Weasley w całej okazałości. Przez chwilę cała trójka stała nieruchomo i patrzyła na siebie nawzajem. W końcu Ron zdecydował się odezwać:

- Nie sądziłem, że kogoś tu spotkam o tak późnej porze - wyglądał na lekko zmieszanego. - Mam nadzieję, że w niczym wam nie przeszkodziłem.

Dopiero po chwili dotarł do nich sens jego słów. W pierwszej chwili Hermiona chciała wybuchnąć śmiechem, jednak szybko się opanowała. W końcu cały Hogwart miał ją i Harry'ego za parę. Prawie cały...

- Nie, tylko rozmawialiśmy i straciliśmy poczucie czasu - odezwał się Harry, który szybciej odzyskał rezon.

- A tak właściwie, to co ty tu robisz? - zapytała Hermiona, nim zdążyła ugryźć się w język.

Zaczęła sobie w myślach wyrzucać swoją ciekawość. Mogłaby chociaż raz najpierw pomyśleć, a dopiero potem się odezwać. Jednak Ron nie wyglądał na urażonego jej pytaniem. Wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie, jakby cieszyło go jej zainteresowanie.

- Szczerze mówiąc, to chciałem się zakraść do kuchni po coś do jedzenia - powiedział, a jego twarz ozdobił nieśmiały uśmiech, jakby nie był pewny, czy może się śmiać w ich towarzystwie.

- A to nie jest wcale taki głupi pomysł - odezwał się Harry. - Poczekaj chwilę, skoczę po pelerynę i pójdziemy razem.

Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, Harry był już w połowie schodów. Zapanowała niezręczna cisza. Ani Hermiona, ani Ron nie mieli pojęcia, jak powinni się zachowywać w swojej obecności. Na szczęście Harry nie kazał im długo czekać. Już po chwili podchodził do nich z niezawodną peleryną-niewidką.

- To, kto ma ochotę na deser przed snem? - zapytał Harry z entuzjazmem.

Kilka minut cała trójka kroczyła po korytarzach szkoły. Z każdą chwilą atmosfera coraz bardziej się rozluźniała. Gdy dotarli do kuchni, uznali, że lepiej będzie, jeśli tam zostaną, zamiast wracać się z nieporęcznymi półmiskami w rękach.

Spędzili w kuchni sporo czasu. Kilka razy Hermionie nawet udało się zapomnieć o tym, co działo się niespełna dwa miesiące temu. Jednak mimo przyjaznej atmosfery, nie udało jej się całkowicie wymazać z pamięci przykrych wspomnień. Za bardzo zdążyły się w niej zakorzenić. Na dodatek przez Rona nie udało jej się dokończyć rozmowy z Harrym i została zmuszona do przełożenia jej na inny raz. Jednak to wszystko nie przeszkodziło ani jej , ani Harry'emu, ani nawet samemu Weasleyowi  w zaśnięciu z uśmiechem na twarzy.

***

Harry był wykończony. Trening Quidditcha po nieprzespanej nocy nie był jego najlepszym pomysłem, jednak nie mógł reszcie drużyny powiedzieć, że odwołuje ich spotkanie przez swoją nieodpowiedzialność. Za jakiego kapitana by go wtedy mieli? Wolał nie wiedzieć, dlatego postanowił się poświęcić i ruszył na boisko, w środku tygodnia, zaraz po zajęciach... Teraz kroczył korytarzami Hogwartu cały obolały, a jedynym czego pragnął był prysznic i łóżko.

W drodze zastanawiał się nad aktualnym stanem swojej drużyny. Nie szło im najlepiej, mimo iż widział, jak się starają.  Zaczął rozmyślać nad przyczyną i do głowy przychodziło mu tylko jedno. Wszystko się zepsuło, gdy po kłótni z Ronem zastąpił go McLaggenem. Żaden z graczy nie potrafił się z nim dogadać. Widział tylko jedno rozwiązanie, chociaż nie miał pewności, czy nie będzie tego później żałował. Musiał ponownie zaciągnąć Weasleya do drużyny.

Gdy tylko o tym pomyślał, jak na zawołanie, jego oczom ukazał się Ron. Nie zauważył go jednak i dalej szedł w tylko sobie znanym kierunku. Harry postanowił, że nie będzie tego przekładał na później i od razu powiadomi Rona o swoich planach. Ruszył za nim, jednak nie potrafił go dogonić. Już miał zamiar go zawołać, gdy znikąd pojawił się przed nim Neville Longbottom. Wyglądał na roztrzęsionego i najwyraźniej biegł, ponieważ miał widoczne problemy ze złapaniem oddechu.

- Harry... - wysapał po chwili z trudem Neville. - Wszędzie cię szukałem.

- Stało się coś? - zapytał Harry.

- Chodzi o Katie Bell... - miał wyraźne problemy z wypowiedzeniem tego na głos.

- Co jej jest? - zapytał. - Neville, popatrz na mnie i powiedz, co się jej stało - rozkazał Harry, gdy nie usłyszał odpowiedzi.

- Jest w skrzydle szpitalnym. To chyba sprawka czarnej magii...

***

Hermiona po raz kolejny w tym tygodniu stała przed wejściem do gabinetu dyrektora. Wahała się tylko przez chwilę. Nie dlatego, że bała się poznać prawdę, po prostu obawiała się konsekwencji tego. Szybko jednak przejęła kontrolę nad swoimi myślami, po czym ruszyła przed siebie.

Gdy weszła do gabinetu, Dumbledore już na nią czekał. Nie uśmiechał się dobrotliwie jak to miał w zwyczaju. Nie dziwiła mu się. Żył naprawdę długo i zdawał sobie sprawę z tego, co może przynieść za sobą oglądanie tych wspomnień. W przeciwieństwie do niej. Ona mogła się jedynie domyślać, że wywróci to jej życie do góry nogami. Wbrew pozorom to, co spotkało ją w święta, nie doprowadziło do tego. Wręcz przeciwnie, w dalszym ciągu miała wrażenie, że było to tylko niemiłym snem, wręcz koszmarem, z którego nie do końca się wybudził. Jednak to, co miało się wkrótce wydarzyć, urzeczywistni wszystko...

- Panno Granger, nim przejdziemy do działania, chciałbym cię ostrzec, że wiele z tego, co zobaczysz, może ci się nie spodobać. Ja sam, dawno temu, miałem okazję zobaczyć niektóre z tych wspomnień i przeżyłem niemały szok...

- Profesorze - przerwała mu Hermiona - Ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Gdyby było inaczej, dziadek już dawno pozwoliłby mi je zobaczyć. Zaszłam jednak zbyt daleko, by się teraz wycofać. Prawdę mówiąc, nawet przez chwilę nie brałam tej opcji na poważnie pod uwagę.

- Cóż... - powiedział Dumbledore, lekko zmieszany jej wypowiedzią. - W takim razie, nie ma co przedłużać.

Gdy Dumbledore kończy mówić, wskazuje ręką na czekającą już myślodsiewnie. Hermiona podchodzi do niej powoli i wyciąga z kieszeni szaty fiolkę ze wspomnieniami, którą dostała od dziadka. Przez moment zastanawia się, co powinna zrobić, jednak po chwili otwiera ją, i przenosi zawartość do magicznego naczynia. Srebrzysta nić przez kilka minut wpadała do myślodsiewni. Dumbledore miał rację, mówiąc, że zajmie to więcej, niż jeden wieczór. Zauważa, że profesor w dalszym ciągu stoi na swoim miejscu.

- Nie idzie pan ze mną? - pyta Hermiona, nie potrafiąc ukryć swojego zdziwienia.

- Na początku taki miałem zamiar, jednak doszedłem do wniosku, że powinnaś sama przeżyć to wszystko. Nie martw się, cały czas będę stał obok i w razie potrzeby, wyciągnę cię z powrotem.

Hermiona tylko skinęła głową i zwróciła całą swoją uwagę na zawartość myślodsiewni. Pławiła się w ostatnich chwilach błogiej nieświadomości, a raczej niewiedzy. Nie trwało to jednak długo. Schylił się zdecydowanie i już kilka sekund później znajdowała się w zupełnie innej rzeczywistości...

10 komentarzy:

  1. No hej :D
    Przybywam z małym opóźnieniem. Ty podła, bezduszna istoto! Jak mogłaś skończyć w takim momencie. Ja tu się wczuwam w uczucia i wspomnienia bohaterów, a ty jak nigdy nic przerywasz! O ty!
    Jakim cudem ta ruda małpa ma dziewczynę? Jak? Taki wkurzający zazdrośnik! Powiedz mi to? W sumie jakim cudem poleciała na niego Hermiona? Harry jest lepszy :D! I liczę na to, że coś z tego wyjdzie. Fajnie spędzili czas, cała trójka podkradając jedzenie! Jak ja kocham jeść!
    Ciekawe co napisał jej dziadek w tym liście? I dlaczego profesor jest taki zmęczony? I co zobaczy Hermiona!?
    Czekam z Batmanem i Evanem na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... Będziesz musiała się uzbroić z Evanem w cierpliwość, bo jestem na etapie, w którym nie za wiele mogę zdradzać. Wszystko w swoim czasie.
    Pozdrawiam,
    Lilith ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Hermiona :( Ale dobrze, że uporządkowała swoje relacje z przyjaciółmi, chociaż tu będzie miała spokój(przynajmniej tak mi się wydaje). Czy ta rozmowa z Harrym to początek jakiegoś wątku romantycznego? Bo była baaaardzo smutna, aż miałoby się ochotę ich pocieszyć.
    Dziadek to chyba najciekawsza postać w tej części historii! I mam dużo pytań z nim związanych - w jakim był domu?(to chyba jedyne na które dostanę odpowiedź). Co takiego zrobił, że własna żona tak go osądziła? Czy ją kochał? I czy ona nie żyje, a jeśli tak, to czy z jej śmiercią jest związana jakaś tajemnica?
    Biorąc pod uwagę, że moje domysły na temat tego kim jest nowy poplecznik Voldemorta okazały się nietrafione, na razie powstrzymam się ze zgadywaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmowa między Harrym a Hermioną właśnie taka miała być, smutna, niedopowiedziana..., ale czy romantyczna? To już zostawiam pod osąd czytelników.
      Dziadek w dalszym ciągu jest tam, gdzie była też Hermiona ;)
      Natomiast, jeśli chodzi o pytania dotyczące jego żony, to nie mogą jeszcze pomóc. Będziesz musiała sobie jakoś z tym poradzić.
      Jeśli chodzi o poplecznika Voldemorta, to przyznam, że powinnaś być zaskoczona, gdy prawda już wyjdzie na jaw...
      To ja zostawię Cię już z tymi "odpowiedziami". Man nadzieje, że chociaż trochę zaspokoiłam twoją ciekawość.
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń
    2. Poradzę sobie :) Chociaż bardzo zaskoczyło mnie to, że ktoś, kto wydawał się taki opiekuńczy i troskliwy(wobec Hermiony), ma opinię jakiegoś zwyrodnialca. Ale to w jakiś dziwny sposób podoba mi się to :)

      Usuń
    3. Czytając to opowiadanie, trzeba mieć świadomość tego, że nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka.

      Usuń
  4. Świetnie, cieszę się, że to już kolejny rozdział! Ostatnio mało mam czasu, więc dopiero dziś przychodzę. Bardzo podobała mi się w tym rozdziale relacja Harry - Hermiona, nie widzę w tym romantyczności, ale jakiś niewytłumaczalny smutek, ale też nutkę ciekawości. I oczywiście zastanawiam się nad tym poplecznikiem Voldemorta.. Cóż, pozostaje mi tylko czekać!
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się wydobyć z relacji między Harrym, a Hermioną to, co chciałam. Przy tej scenie spędziłam naprawdę sporo czasu.
      Poplecznik Voldemorta jest bardzo ciekawą postacią. Żałuj, że nie wiesz o nim tego, co ja ;)
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń
  5. czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdział! Ciekawe, kto obiecał mieć oko na Hermionę.. no i Nott jest mi coraz bardziej podejrzany..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe spostrzeżenie. Chyba po raz pierwszy się z nim spotkałam.
      Pozdrawiam,
      Lilith ♥

      Usuń