niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział XV

Witam Wszystkich 
Na początek chciałabym serdecznie podziękować Batgirl za dedykację i przeprosić za to, że nie odwdzięczam się tym samym, jednak już wcześniej zaplanowałam wszelkie dedykacje na sam koniec.
Muszę się przyznać, że jestem dumna ze swojej punktualności. Chyba po raz pierwszy udało mi się wrzucić rozdział w dniu, w którym to zaplanowałam.
Od oceniania treści nie jestem ja, tylko czytelnicy, dlatego zapraszam do czytania i komentowania!
Pozdrawiam
♥Lilith♥

Oddana Przyjaciółko,
Cieszy mnie, że zdecydowałaś się napisać. Jak również informacja, że masz się dobrze. Wierzę, że zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Nie podoba mi się natomiast fakt, że nie napiszesz już więcej w najbliższym czasie. (Czy naprawdę nic nie da się zrobić?)
U mnie wydarzyło się coś niespodziewanego. Wyobraź sobie, że nasz wspólny znajomy postanowił się do mnie odezwać. Dość nieoczekiwany zwrot akcji, nie sądzisz? Na razie nie mam zamiaru nic robić z zaistniałą sytuacją. Poczekam, aż się spotkamy. Będzie to również idealna okazja, abyś Ty powiedziała mi, co się działo u Ciebie.
Poza tym, u mnie bez zmian. Do zobaczenia!
Pozdrawiam,
Najdroższy Przyjaciel 

Hermiona wpatrywała się w list od Harry'ego, który mówił jej niewiele i aż za dużo. Z jego treści wynikało, że Ron chciał się pogodzić. Tak to w każdym razie zrozumiała. Nie miała natomiast pojęcia, co go do tego skłoniło. I wszystko wskazywało na to, że nie dowie się, aż do końca ferii świątecznych. Nie napawało ją to zbyt dużym optymizmem. Chociaż patrząc na to z innej strony, jeśli Weasley się wytłumaczy, to nie będzie musiała zaprzątać sobie nim głowy w Hogwarcie. Było to kuszącą wizją przyszłości. Jednak nic nie wyjaśniało w teraźniejszości.

Od dłuższego czasu wpatrywała się tępo w ścianę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało jej się wyrzucić z głowy wszelkie myśli. Jeden moment,w którym istniała tylko ona i zimna, kamienna ściana w zasięgu jej wzroku. Mimo iż z zewnątrz wyglądała na spiętą i zmartwioną, jej umysł odpoczywał. Nawet we śnie było o to trudno, zwłaszcza,że ostatnio niemal w ogóle nie sypiała. Zbyt wiele wydarzyło się w jej życiu. Z dużo rzeczy dowiedziała się o sobie i swojej rodzinie. Dlatego ta chwila była dla niej błogim oderwaniem się od rzeczywistości. Nie trwała jednak długo.  Może nie usłyszała pukania do drzwi, jednak pytanie odpowiedzialnego za to staruszka już tak:

- Hermiono, czy wszystko w porządku?

Dopiero po chwili dotarł do niej sens wypowiadanych słów. Miała zamiar odpowiedzieć, jednak jej dziadek ją ubiegł.

- Nie wyglądasz najlepiej. Stało się coś?

Nie chciała go okłamywać. W ciągu ostatnich dni dowiódł, że może mu zaufać. Kilka razy widziała nawet, że nie odszedł od swoich przyzwyczajeń, takich jak jego dziwny sposób parzenia herbaty, czy ten specyficzny akcent, który pojawiał się u niego, gdy mówił z przejęciem, a którego nie była w stanie rozszyfrować przez te wszystkie lata. Takie małe rzeczy przenosiły ją w czasy dzieciństwa i dawały nadzieję, że jeszcze jej życie może wyglądać tak, jak przed tym feralnym wydarzeniem w jej domu.

- Dostałam wiadomość od Harry'ego.

- A martwi cię to, ponieważ?

- Dostałam od niego informację, że nasz wspólny przyjaciel, a właściwie były przyjaciel, chce się pogodzić. Tak to przynajmniej zrozumiałam. W końcu nie mógł zbyt wiele ujawnić w liście.

- Odnoszę wrażenie, powiedz mi jeśli jest ono mylne, że jeśli ktoś pokłóci się z przyjacielem, to chce się z nim jak najszybciej pogodzić.

- I tak by się stało, gdyby to była zwykła kłótnia, ale on z dnia na dzień naskoczył na mnie i Harry'ego. Zrobił jakąś dziwną scenę zazdrości, po czym padło kilka nieprzyjemnych słów...

- Może to wszystko przemyślał? Nie skreślaj go tak od razu na dobre.

Gryfonka jedynie pokiwała głową. Nie do końca była, co do tego przekonana. Z jednej strony chciała odzyskać swojego przyjaciela, a z drugiej nie wiedziała, czy będzie potrafiła mu po tym wszystkim zaufać. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że nie ma to najmniejszego sensu, jednak dla niej miało. W końcu nie spodziewała się usłyszeć takich słów od swojego przyjaciela. Nawet jeśli były wypowiedziane w gniewie. Wiedziała, że jeśli się pogodzą, a on zrobi to ponownie, to już zawsze będzie miała problem z zaufaniem do drugiego człowieka. Zwłaszcza, że niedawno dowiedziała się o tym, jak jej rodzice okłamywali ją przez całe życie. Dziadek z resztą też.

- A co u mamy? - postanowiła zmienić temat, gdy jej myśli zeszły na dziadka. Dopiero, co zaczęła się z nim dogadywać.

- Bez zmian. Jak na razie nie udało mi się ustalić, jaką klątwą dostała. Jeśli jednak jej stan zacznie się pogarszać, to od razu skontaktuję się z moim przyjacielem. Mam tylko nadzieję, że do tego nie dojdzie.

- Dlaczego?

- To jeden z tych ludzi, który zażąda czegoś w zamian i nie będzie to nic przyjemnego. Dla córki jestem jednak gotów się poświęcić.

Dziewczyna zobaczyła samotną łzę na jego policzku, postanowiła jednak tego nie komentować. Spędziła z dziadkiem tylko kilka dni, ale tyle wystarczyło, by zobaczyć jak bardzo jest on przywiązany do jej matki. Zaczynała nawet podejrzewać, że ma on wyrzuty sumienia. Nie była jednak pewna, czego one dotyczą.

***

Święta. Już zdążył zapomnieć,jak wyglądają te nie do końca szczęśliwe. Po tylu latach u Dursleyów i okropnie obchodzonych rocznicach Bożego Narodzenia nie powinno to mieć miejsca. A jednak miało. W każdym razie, aż do teraz. Niby zakopał z Ronem topór wojenny, jednak w dalszym ciągu trzymał go na dystans. Nie potrafił inaczej. Nie, dopóki nie pozna zdania Hermiony na jego temat. Ginny chyba doszła do takich samych wniosków, ponieważ nadal nie odzywała się do brata. Harry zaczynał odnosić wrażenie, że między rodzeństwem Weasleyów zaszło coś, o czym nie wiedział i obawiał się, że może to dotyczyć jego osoby. Nie chciał tego. Ludzie i tak zbyt wiele dla niego poświęcali. Nie wybaczyłby sobie, gdyby był przyczyną rozpadu tak bliskiej mu rodziny.

Zasiedli przy dużym stole. Pani Weasley krzątała się jeszcze po kuchni, zajęta ostatnimi przygotowaniami. Święta spędzali w naprawdę licznym gronie. Obecne były wszystkie dzieci państwa Weasley, z wyjątkiem Percy'ego, ale o nim nikt nie śmiał wspominać. Zwłaszcza w obecności Molly. Zwłaszcza, że Charlie i Bill przyjechali tylko na dwa dni. Rudzielców odwiedził też Lupin, który nie wyglądał zbyt dobrze, po ostatniej pełni. Po jego prawej stronie siedziała Tonks mówiąc do niego, jednak na tyle cicho, że nikt nie był w stanie usłyszeć treści jej słów. Ona także nie wyglądała najlepiej. Nie tylko ta dwójka nie miała się zbyt dobrze. Gdy Harry się rozejrzał, dostrzegł zmartwienie na twarzach większości członków Zakonu Feniksa. Zaczynał podejrzewać, że nie jest to tylko zbieg okoliczności, ani efekt świadomości, że gdzieś tam czyha na ich życie Voldemort i jego zwolennicy. Za tym kryło się coś więcej, a Potter postanowił, że jeszcze przed wyjazdem do Hogwartu, dowie się, co to takiego.

Wbrew obawom Wybrańca wszystko kroczyło w naprawdę dobrą stronę. Mimo iż na początku atmosfera była napięta, z każdą następną kolejką czarodzieje rozluźniali się. Prawie wszyscy bawili się doskonale. Prawie, ponieważ Harry nie mógł, widząc zachowanie Ginny względem Rona. Dziewczyna ostentacyjnie  go ignorowała, a gdy ktoś zwrócił jej na to uwagę, oświadczyła, że w ten sposób powstrzymuje się przed rzuceniem setek epitetów w jego stronę. W końcu wszyscy zgodnie zdecydowali się nie wtrącać więcej między tę dwójkę.

Było już naprawdę późno,gdy pani Weasley poprosiła Harry'ego, by pomógł jej w ogarnięciu stołu. Wybraniec bez słowa sprzeciwu wziął w ręce najcięższe naczynia i ruszył w kierunku kuchni. Miał już wchodzić do środka, gdy usłyszał stłumione głosy:

- Jesteś pewien? - zapytał Artur Weasley.

- W stu procentach. Sprawdzałem w różnych źródłach. Sturgis nie żyje - odpowiedział mu Lupin.

- To okropne Remusie... Wiesz chociaż dlaczego?

- Usłyszał coś, czego nie powinien. Nie wiedział jednak, że został przyłapany na podsłuchiwaniu.

- Zdążył cokolwiek komuś przekazać?

- Na szczęście tak. Śmierciożercy nie spodziewali się, że ktoś z zakonu będzie w Ministerstwie. Tam nie mogli mu nic zrobić, a tak się akurat złożyło, że Kingsley był w pobliżu i Podmore wszystko mu powiedział. Niestety kilka godzin później był już martwy...

Zapanowała cisza, która ciągnęła się jeszcze przez kilka minut. Harry nie dziwił się im. W końcu stracenie kogoś z zakonu nie jest zbyt dobrą nowiną. Potter zaczynał podejrzewać, że większość obecnych dzisiaj w Norze już wcześniej słyszała te pogłoski i dlatego byli tacy struci. Nie mieli chyba jednak co do tego pewności, albo udawali przed młodszymi, że wszystko jest w porządku. Nie widział innej przyczyny takiego zachowania podczas kolacji. W końcu nie wyglądało na to, aby byli w żałobie po koledze.

-  Jesteś pewien, że to był dobry pomysł? - zapytał pan Weasley.

- Który pomysł?

- Aby na razie utrzymywać, że Sturgis tylko zaginął. Gdyby Dumbledore się dowiedział...

- Dumbledore wie.

- Słucham?

- On wie. Sam polecił mi, abym nikomu z wyjątkiem ciebie nie mówił, co tak naprawdę się z nim stało.

- Ale dlaczego? To niepodobne do niego.

- Mnie nie pytaj. Ja tylko wykonuje jego polecenia.

Czy to możliwe, aby Dumbledore zlecił coś takiego? To nie było do niego podobne. Zazwyczaj starał się mówić prawdę. Nawet tą najgorszą. Zaczynał mieć mętlik w głowie. Zbyt dużo informacji na raz.

- Harry, kochaneczku, co tak długo? - na dźwięk głosu pani Weasley omal nie wypuścił z rąk zastawy.

- Zastanawiałem się, jak otworzyć drzwi z zajętymi rękami - powiedział, gdy tylko odszedł kilka kroków od kuchni.

- Artur z Remusem powinni tam być. Zawołaj ich, na pewno ci pomogą.

Postanowił zrobić tak, jak mu poleciła. Już po chwili zza kuchennych drzwi wyjrzał pan Weasley i przytrzymał je, dopóki chłopak nie znalazł się za nimi. Naprawdę starał się powstrzymać, przed zadawaniem jakichkolwiek pytań, jednak ciekawość zwyciężyła.

- Co takiego usłyszał Sturgis Podmore, że Voldemort chciał jego śmierci?

- Podsłuchiwałeś! - oburzył się Lupin.

- A czego się spodziewałeś? Ukrywacie przede mną niemalże wszystko. Jak mam z nim walczyć, nie wiedząc zupełnie nic o jego działaniach? Czego oczekujecie, że stanę przed nim, a on na sam mój widok padnie martwy?

- Dobrze wiesz, że robimy to dla twojego bezpieczeństwa...

- Jakiego bezpieczeństwa? Niewiedza nie ochroni mnie w najważniejszym momencie.

- Harry posłuchaj, to nie od nas zależy podejmowanie takich decyzji. Dumbledore...

- Remusie. Powiedz mu - odezwał się niespodziewanie Artur.

- Słucham?

- Powiedz mu wszystko. I tak z dużo dzisiaj usłyszał. Po takiej dawce informacji zrobi wszystko, aby dowiedzieć się wszystkiego. Lepiej będzie jak ty mu to powiesz. Wytłumaczę to później jakoś Dumbledorowi.

Wilkołak nie wyglądał na przekonanego. Skakał wzrokiem z Artura na Harry'ego i na odwrót. W końcu się poddał, bo wzdechnął tylko ze zrezygnowaniem i zaczął mówić:

- Ale musicie obaj obiecać, że to wszystko, co tu usłyszycie, pozostanie między nami.

- Oczywiście - odpowiedzieli zarówno Wybraniec jak i głowa rodziny Weasleyów.

- Wiem to wszystko tylko dlatego, że w momencie gdy Kingsley rozmawiał z Dumbledorem, ja też tam byłem. Sturgis był świadkiem rozmowy dwóch Śmierciożerców. Mówili o tym, że nie podoba im się nowy sojusznik Voldemorta. Podobno z ich wypowiedzi wynikało, że się go bali. Tak to przynajmniej przedstawił Podmore. Niestety nie udało się ustalić, kim był, a właściwie jest ten człowiek. Nawet tajemniczy informator Dumbledora nie jest w stanie zbyt dużo powiedzieć. Wiemy tylko, że to ktoś z zagranicy.

Harry nie dowiedział się już niczego więcej, ponieważ do kuchni weszła Molly Weasley. Jednak przed wyjściem Lupin obiecał mu, że porozmawia z Dumbledorem na temat informowania go o sytuacji z Voldemortem.

***

Hermiona siedziała przy bogato zastawionym stole. Jej zdaniem było to przesadą. W końcu byli tam tylko we dwoje. Jej matka w dalszym ciągu się nie wybudziła. Gryfonka, mimo zapewnień dziadka, że wszystko jest w porządku, martwiła się. Miała nadzieję, że to jakaś pomyłka, że za chwilę obudzi się w swoim łóżku, wejdzie do kuchni, a tam będą czekali na nią rodzice. Cali i zdrowi. Wiedziała jednak, że to nie nastąpi. Na pewno nie w najbliższym czasie. Jej dziadek chyba chciał jej poprawić humor. Choć odrobinę ubarwić święta, jednak nie osiągnął zamierzonego efektu. Wręcz przeciwnie. Hermiona pogrążyła się w jeszcze większym żalu. Nie chciała tego jednak po sobie pokazywać, widząc, jak staruszek się stara.

Jadalnia, jak i większość pomieszczeń, była pełna świątecznych ozdób. Podczas jednej z ich rozmów, Hermiona dowiedziała się, że są pod ziemią. A dokładniej, w podziemnym kompleksie pod domem jej dziadka. Tym samym, w którym spędzała w dzieciństwie niemalże wszystkie wakacje. Żałowała, że nie może wejść na górę i powspominać, patrząc na dobrze sobie znane wnętrza. Nie widziała ich od ponad dwóch lat. Nic z resztą dziwnego. Była przekonana, że właściciel budynku nie żyje, a on sam został sprzedany. Tak jej przynajmniej powiedzieli rodzice. Widocznie nie tylko ona została wprowadzona w błąd.

Siedzieli w ciszy. Słychać było tylko pobrzękiwanie sztućcy. Oboje nie wiedzieli od czego zacząć rozmowę. Mimo że spędzili ze sobą już trochę czasu i przyzwyczaili się do swojego towarzystwa, w dalszym ciągu mieli z tym problem. Hermiona zastanawiała się, czy poruszenie interesujących ją kwestii, bez żadnego wstępu, będzie bardzo niekulturalne. Nie chciała się bawić w pogaduszki, potrzebowała informacji. Na szczęście staruszek sam o tym zadecydował.

- Nie masz żadnych pytań? Od naszej ostatniej rozmowy, na temat twojego pochodzenia minęło już trochę czasu.

- Oczywiście, że mam. Tylko sama nie wiem od czego zacząć...

- Może od tego, co cię najbardziej interesuje?

- To może opowiedz mi coś o tym proroctwie?

Sama była zdziwiona, że właśnie od tego zaczęła. W końcu zawsze sceptycznie podchodziła do wszystkiego, co miało chociażby najmniejszy związek z wróżbiarstwem. Jednak ostatnio w jej życiu wszystko zmieniło się do tego stopnia, że postanowiła nie myśleć konwencjonalnie i chociaż na chwilę odłożyć na bok logikę.

-Z tym niestety nie mogę ci pomóc. Jeszcze nie teraz. Obiecuję, że poznasz je w całości, ale jeszcze nie nadszedł odpowiedni do tego moment.

- A dlaczego ten moment nie jest odpowiedni? - zapytała.

- Nie wiesz jeszcze wszystkiego, co powinnaś. Jest to po części moją winą, jednak czasu już nie cofnę. Obawiam się także, iż nie będę w stanie wyjaśnić ci wszystkiego tak, jak powinienem to zobić.

- Spróbuj...

-  To nie jest takie proste. To, co chciałbym ci przekazać, trudno jest wyrazić poprzez słowa.

- Musi być jakiś sposób - powiedziała z nadzieją.

- Obiecuję, że go znajdę i jeszcze przed wyjazdem poznasz prawdę. Co ty na to?

Gryfonka próbowała to wszystko przetrawić. Najpierw jej powiedział, że może o wszystko zapytać, a teraz mówi, że nie jest w stanie jej niczego wyjaśnić. Całkowicie się pogubiła w tym wszystkim. Czyżby chciał coś przed nią ukryć i bał się, że poprzez jego opowieść mogłaby o to zapytać? nie potrafiła zrozumieć jego motywacji. Miała jedynie nadzieję, że dotrzyma słowa i już niedługo pozna całą prawdę.

- Jakoś wytrzymam jeszcze tydzień.

- Dziękuję.

Przez resztę wieczoru milczeli, bądź rozmawiali na niezobowiązujące tematy. Atmosfera między nimi stała się niemalże taka, jak na samym początku. Żadnemu z nich to nie odpowiadało, jednak nie potrafili się przełamać. W pewnym momencie Gryfonka zdecydowała, że lepiej będzie, jak już wróci do swojego pokoju. Wstała od stołu i zaczynała się odwracać, gdy usłyszała głos dziadka:

- Mogłabyś jeszcze chwilę zaczekać?

Rzuciła w jego stronę tylko zaciekawione spojrzenie. Nie miała pojęcia, czego się po nim spodziewać. Przyglądała się, jak szuka czegoś kieszeniach szaty. Po chwili wyciągnął czarne pudełko. Patrzył na  nie przez chwilę i wyglądał jakby się wachał. Po chwili podszedł jednak do wnuczki i podał jej przedmiot.

- Otwórz je. To mój prezent świąteczny dla ciebie.

Dziewczyna się lekko zmieszała. W końcu sama nie miała dla niego prezentu. Ale co się dziwić? W końcu nie spodziewała się, że będzie jej potrzebny. Uchyliła wieczko i przyjrzała się zawartości. W środku znajdował się naszyjnik z dziwnego metalu. Wyglądał jak złoto, ale dawał srebrzystą poświatę. Na łańcuszku zawieszony był dziwny symbol przypominający oko. Hermiona przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Dziadek podszedł do niej i wyciągnął go z pudełka.

- Chciałbym, abyś zawsze miała go przy sobie - powiedział zawieszając jej naszyjnik. - To pamiątka. Jest w naszej rodzinie od pokoleń. Czas abyś ty się nim zaopiekowała.

***

Znajdował się w sali pełnej ludzi w czarnych szatach. Był jednym z nielicznych, którzy na głowę zarzucili kaptur. Nie mógł sobie jednak pozwolić na wykrycie. Jeszcze nie teraz. Po długiej rozmowie z Nim doszedł do wniosku, że pozostanie anonimowym jest najlepszym możliwym wyjściem. Nie chodziło o to, że bał się tej zgrai szaleńców. Był nawet pewien, że gdyby odkryli jego prawdziwą tożsamość, to oni żyliby w strachu. On po prostu nie działał pochopnie. A podsunięcie kogoś, kto rzekomo był nim, było jego najlepszym posunięciem. Ci idioci nie potrafili trzymać języka za zębami. Już doszły go słuchy, że ktoś się wygadał o nowym sojuszniku Czarnego Pana. Gdyby nie jego ostrożność, miałby pewnie na karku cały Zakon Feniksa.

Wybrał idealnego człowieka na swoje miejsce. Nie musiał się z nim kontaktować, by podjął on korzystne dla nich działanie. Stał on teraz obok Voldemorta i sprawiał wrażenie kogoś, kto gardzi wszystkimi zebranymi. W gruncie rzeczy tak właśnie było. Nikt z tego zbiorowiska nie byłby w stanie mierzyć się z jego zamiennikiem, a co dopiero z nim samym. Mężczyzna uważał, że mieli oni ogromne szczęście, iż nie trafili bezpośrednio na niego.

Nagle rozmowy, które jeszcze przed chwilą rozbrzmewały w pomieszczeniu, ucichły. Wszyscy skierowali swoją uwagę na Lorda Voldemorta. Nawet zakapturzony człowiek, chociaż w jego przypadku było to tylko elementem konspiracji. Pan i władca, zebranych tam Śmierciożerców, zaczął swoją przemowę:

- Witajcie, moi drodzy przyjaciele. To zaszczyt, że mogę was gościć w tak uroczystym dniu. Cieszy mnie także wasza niemalże wzorowa fekwencja. Severus, z przyczyn oczywistych, nie mógł się dzisiaj  pojawić. Nie martwcie się jednak. Towarzystwa dotrzyma nam nasz nowy znajomy - wskazał ręką, na stojącego po jego lewej stronie mężczyznę. U jego prawego boku, jak zwykle, czuwała Bellatrix Lestrange. - Przywitajcie go proszę w naszej rodzinie!

Reakcje były różne. Jedni zaczęli krzyczeć i wiwatować, inni stali niewzruszeni. Voldemort zdawał się tym jednak nie przejmować. Ruszył w jego stronę, pokazując Belli gestem, aby nie podążała za nim. Mężczyzna się spiął. Po prawdzie Czarny Pan zdawał sobie sprawę z tego małego fortelu, jednak rozmawianie przy wszystkich nie było najlepszym pomysłem. Ktoś mógłby nabrać podejrzeń. Okazało się jednak, że nie potrzebnie się przejmował. Lord wyminął go i podszedł do Malfoyów. Nic z resztą dziwnego, w końcu rezydował w ich domu. Najprawdopodobniej miał jakąś sprawę do Lucjusza.

Mijały godziny. Śmierciożercy rozluźnili się pod wpływem mocnych trunków. Wszyscy zdawali się zapomnieć, kim jest ich przywódca. Do czasu, aż nie zabrał on ponownie głosu. A to, co powiedział, poprawiło nastroje jeszcze bardziej. O ile w ogóle było to możliwe.

- Moi drodzy - zaczął. - Są święta i uznałem, że należy się wam jakiś prezent ode mnie. Bella oznajmiła mi właśnie, że znalazła sposób, by dostać się gdzieś, gdzie aktualnie znajduje się niemalże cały Zakon Feniksa. A to nie wszystko! W tym samym miejscu przebywa obecnie nikt inny, jak sam Harry Potter!  Dlatego jeśli ktoś ma ochotę się trochę rozerwać, niech tylko da mi znać, a wyślę go tam od razu!

***

Harry właśnie zasypiał, gdy usłyszał dźwięk przypominający wybuch. Zerwał się z łóżka i biorąc do ręki różdżkę wybiegł z pokoju. W Norze panowało ogromne zamieszanie. Wszyscy przekrzykiwali się nawzajem. Wybraniec zaczynał sądzić, że nie dowie się, co się stało. Nagle usłyszał krzyk dobiegający z zewnątrz. Ruszył w kierunku wyjścia, nie zastanawiając się ani chwili. Za barierami ochronnymi stała grupa Śmierciożerców. Jeden z nich trzymał jakąś dziewczynę, była cała we krwi. Wybrańcowi serce podeszło do gardła. Mugolka.Wiedział to na sto procent. Można było wyczytać to z jej twarzy. Nie miała pojęcia, co się dzieje.

- Co jest Potter? Nie pomożesz tej niewinnej, bezbronnej dziewczynie? - zapytał z kpiną w głosie ten, który ją trzymał.

Chłopak zaczął gorączkowo myśleć. Co powinien robić? Pozwolić jej umrzeć? To wszystko było pułapką. Miał co do tego pewność. Jednak gdy patrzył na ich ofiarę, nie potrafił po prostu odejść. Ta dziewczyna niczym nie zawiniła. Nie może płacić za to, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Harry widział w jej oczach niemą prośbę i wiedział, że nie będzie potrafił po prostu odpuścić...

- Mówiłem, że to zwykła ściema z tym Wybrańcem! To zwykły tchórz, nikt więcej! - zaśmiał się jakiś inny Śmierciożerca.

- Harry! - usłyszał za swoimi plecami głos pani Weasley.

- Harry! Wracaj tu! - wykrzyczał jej mąż.

Harry jednak nawet się nie odwrócił. Nic już nie mogło go powstrzymać. Był zdeterminowany. Nie mógł pozwolić, by ktoś jeszcze za niego zginął. Biegł tak długo, aż znalazł się pred samą barierą, jednak nie przekroczył jej.

- Oddajcie ją - powiedział zdecydowanym głosem. Stojący przed nim ludzie ponownie się zaśmiali.

- Weź ją sobie. Jest przecież na wyciągnięcie ręki... - ponownie odezwał się ten, który trzymał dziewczynę.

- Po co wam ona?

- A tobie?

Nawet nie wiedział, dlaczego usiłuje się z nimi dogadać. Ci ludzie już dawno zatracili swoje człowieczeństwo na rzecz służby u Voldemorta.

- Czy oddacie mi ją, jeśli do was wyjdę?

- Kusząca propozycja, ale skąd mamy wiedzieć, że to zrobisz?

- Musicie uwierzyć mi na słowo. Nie macie innego wyjścia. Nie dostaniecie się do środka.

- Zawsze możemy złożyć wizytę najbliższej wiosce, a potem następnej i tak do znudzenia...

Widział w oczach tego mężczyzny, że jest gotów to zrobić. Zrobił krok przed siebie. Nie miał naet czasu na zastanowienie się, co będzie później. Już dotykał, lepką od krwi, dłoń dziewczyny, gdy dostrzegł skierowaną w jej stronę różdżkę i usłyszał tak dobrze sobie znaną formułę. Błysnęło zielone światło i zobaczył ciało upadające na ziemię.Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nie wiedział kiedy pojawili się wszyscy stacjonujący w Norze członkowie Zakonu Feniksa. Kilku z nich musiało zostać wezwanych, bo pojawili się za Śmierciożercami. Wszyscy byli zajęci walką. Harry'emu zależało jednak tylko na dopadnięciu jednego człowieka. Tego, który zabił.

Biegł za nim w całkowitych ciemnościach. Nim się spostrzegł, leżał na ziemi. Potknął się o jakiś przedmiot leżący na ziemi. Już miał zamiar wstawać, gdy usłyszał kroki. Nie należały one jednak do jednej osoby, a do dwóch. Najwyraźniej próbowali go znaleźć, ale nie udało im się to. Harry odetchnął z ulgą. Chciał odejść, jednak usiedli oni blisko niego.

- Sądzisz, że ile to jeszcze będzie trwało? - zapytał ten, który siedziałbliżej niego.

- Nie mam pojęcia. Z resztą naszym zadaniem jest tylko bezpieczne zabranie ich stąd po całej akcji.

- Masz rację.

Siedzieli w ciszy przez następne kilka minut. oczy Wybrańca przyzwyczaiły się już do ciemności, dlatego widział zarysy ich twarzy. Jednak udało mu się jedynie ustalić, że ten siedzący dalej od niego, odznacza się nadwagą. Nic poza tym.

- Sądzisz, że Czarny Pan długo będzie się jeszcze bawił z Calem? - ponownie odezwał się ten pierwszy - siedzący bliżej Harry'ego.

- Po nim nigdy nic nie wiadomo. W końcu zgodził się na jego wcześniejszą propozycję.

- Masz rację. Ale na co mu niby miały się przydać córka i żona tego idioty?

- Może chciał mieć nad nim kontrolę?

- Jesteś jeszcze większym idiotąn niż on. Po co mu kontrola nad kimś, to z własnej woli sprzedał rodzinę? Czy to nie jest wystarczający dowód oddania i wierności?

-  Wiesz co...

W tym momencie zaczęli przybywać inni Śmierciożercy. Na całe szczęście, wszyscy teleportowali się, nie zwracając na niego nawet odrobiny uwagi. Poczekał jeszcze przez chwilę i wrócił do Nory. Na miejscu od razu został zaatakowany przez wszystkich i zmuszony do wysłuchwania, jak głupie było jego zachwanie, że nie powinien się tak narażać i wiele podobnych... On jednak miał w głowie rozmowę tych dwóch mężczyzn i zastanawiał się jak okropnym, bezdysznym i podłym trzeba być człowiekiem, by sprzedać rodzinę.

***

Hermiona nie mogła uwierzyć, że to już ostatni dzień i jutro będzie w drodze do Hogwartu. Przez cały spędzony tu czas, nie potrafiła się oswoić z sytuacją, a teraz chciałaby tu zostać jak najdłużej. Nie dowiedziała się tylu rzeczy o sobie, swojej rodzinie, czy chociażby tym całym proroctwie. Nie rozumiała dziadka. Obiecał jej, że pozna prawdę, ale gdy tylko o tym wspominała, zmieniał temat. Wciąż miała jednak nadzieję, że zmieni on zdanie i powie jej wszystko. Nic jednak na to nie wskazywało.

Miała książkę przed oczami, ale nie potrafiła jej przeczytać. Biegała tylko wzrokiem po literach, nawet nie starając się ich rozszyfrować. Jej głowę zaprzątały zupełnie inne myśli. Martwiła się o wszystkie bliskie osoby. Nie miała pojęcie, co się u nich dzieje, jak się teraz czują... Przytłaczało ją to z każdym dniem coraz bardziej. Zwłaszcza, że stan jej matki nie poprawił się w najmniejszym stopniu. Hermiona zaczynała podejrzewać, że to przez jej obecność, dziadek, jeszcze nie sprowadził tego swojego "przyjaciela". Tylko dlaczego? Miała przecież prawo wiedzieć, kto zadecyduje o życiu jej matki.

- Hermiono? - usłyszała głos dziadka, poprzedzony pukaniem. - Mogę wejść?

- Oczywiście - powiedziała bez zastanowienia.

- Nadszedł najwyższy czas, abyśmy szczerze porozmawiali - powiedział, zamykając za sobą drzwi.

Podszedł do Gryfonki, która siedziała na łóżku. Złapał jej dłonie w swoje i usiadł obok. Zmusił ją tym do spojrzenia na niego. Nie wyglądał najlepiej. Martwił się czymś, a to tylko dodawało mu lat. On sam przyglądał się wnuczce jeszcze przez chwilę, nim ponownie się odezwał.

- Nie mogę ci tego powiedzieć - rzekł, sięgając do kieszeni. - Musisz sama to zobaczyć.

Podał jej jakąś fiolkę. Hermiona od razu zorientowała się, że musiały być to wspomnienia. Najprawdopodobniej wspomnienia jej dziadka... Spojrzała na niego, wyczekując dalszych wyjaśnień.

- Wysłałem już sowę do Dumbledora. Proszę, nie przerywaj mi - powiedział, gdy zobaczył, że otwiera usta, aby zadać jakieś pytanie. - Odpisał, że bez problemu użyczy ci swojej myśloodsiewni. Zawarte jest tam wszystko, co do tej pory udało mi się odkryć, ale także rozmowy z moimi rodzicami. Wszystko, co ma z tym jakikolwiek związek.  Dlatego wątpię, aby wystarczyła ci krótka chwila na zobaczenie wszystkiego.

- Jakim cudem udało ci się umieścić wszystko w tak małej filoce?

- Ona tylko wygląda na małą, ma zmylić wroga.

- Wroga?

- Nie możesz mieć pewności, że w Hogwarcie nie ma chociaż jednej osoby, która zna prawdę. Zwłaszcza,  jeśli moje przypuszczenia się potwierdziły i Voldemort poznał jakiś ułamek tego wszystkiego. Mam nadzieję, że do tego nie doszło, ale na wszelki wypadek załatwiłem ci ochronę w Hogwarcie.

- Ochronę? Niby jaką ochronę?

- Nie przejmuj się. Nawet tego nie zauważysz. Poza tym, on nie chciał, abyś się dowiedziała kim jest. Zgodził się na to tylko dlatego, że nie miał wyjścia. Jego rodzina była mi winna ogromną przysługę. To, o co go poprosiłem, jest niczym w porównaniu do tego, co ja dla nich zrobiłem w przeszłości. Ma okazję spłacić dług, więc to wykorzystuje. Ja sam nie chciałbym, aby ktokolwiek o tym wiedział, dlatego mam do ciebie prośbę. Nie próbuj odkryć jego tożsamości. Jeśli będzie chciał się ujawnić, zrobi to.

- Niepotrzebnie mi o tym mówiłeś. Nie łatwo jest mi się powstrzymać od szukania rozwiązania.

- Będziesz zajęta zupełnie innymi poszukiwaniami. Tak jak mówiłem już wcześniej, odpowiedź jest gdzieś w Hogwarcie. Gdy tylko skończysz oglądać wspomnienia, zaczniesz poszukiwania. Mam nadzieję, że chociaż tobie się uda.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale nie mogę obiecać ci powodzenia...

- Wiem to... wiem

Potem po prostu wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Sadziła, że już nic więcej jej nie powie, jednak on odwrócił się, trzymając za klamkę otwarte do połowy drzwi. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że dostrzegła łzy w jego oczach.

- Przepraszam, że cię do tego zmuszam. Gdyby istniał inny sposób...

I wyszedł, a ona ponownie została sama ze swoimi myślami.

***

Serce mu się krajało, gdy patrzył na tę scenę. Hermiona klęczała przy łóżku matki, cała we łzach. Żegnała się z nią, w końcu już dzisiaj wracała do Hogwartu. Żałował, że nie może jej zatrzymać. Dzieci nie powinny rozwiązywać problemów dorosłych.Co jednak mógł na to poradzić? Szukał tego przez całą swoją edukację. Zatrudnił się w szkole tylko po to, aby mieć nieograniczony dostęp, do zakazanych miejsc w Hogwarcie. Jednak wojna wszystko zepsuła. A tak właściwie, to jego zięć spartaczył całą sprawę, dołączając do bandy idiotów Voldemorta. Musiał ukryć rodzinę, a co za tym idzie - siebie. Był to największy błąd jego życia. Powinien wtedy zabrać Jane i jej córkę gdzieś za granicę i pozwolić, aby zamknęli w Azkabanie tego wariata. Czasu jednak nie mógł już cofnąć.

- Przepraszam mamo... - usłyszał cichy głos Hermiony. - przepraszam, że nie zdążyłam przybiec na czas. Może gdybym była wcześniej... - głos się jej załamał.

Chciał ją pocieszyć, ale coś mu mówiło, że nie powinien zdradzać swojej obecności. Było to mądrą decyzją, ponieważ Gryfonka uspokoiła się trochę i zaczęła coś na kształt zwierzeń.

- A wiesz, że pokłóciłam się z Ronem? Nie chciałam ci tego mówić wcześniej, bo z Harrym trochę przesadziliśmy z zemstą... Będę musiała mu dzisiaj powiedzieć, abyśmy to jak najszybciej zakończyli. Zwłaszcza, że Ron chce się pogodzić. Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale chyba warto spróbować. Chciałabym wiedzieć, co ty o tym sądzisz...Mam nadzieję, że gdy wrócę w wakacje, będziesz już przytomna. Masz mi to obiecać... - ponownie zalała się łzami.

Nie chciał tego przerywać, ale było już po dziesiątej. Nie mógł się pojawić na dworcu, musiał ją zostawić nieco dalej, dlatego koniecznością było szybsze wyjście z domu. Był zły na siebie, że zaraz je rozdzieli. Mógł, z czystym sumieniem, zaliczyć tę chwilę do najgorszych w swoim życiu.

- Hermiono, już czas.

Gryfonka wytarła szybko oczy. Nie była świadoma tego, że jej dziadek wszystko widział. Udawała, że nic nie miało tu miejsca, a ona tylko żegnała się z matką. On natomiast udawał, że nie widzi jej zaczerwienionych oczu...

7 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe i emocjonujące, strasznie żal mi Hermiony i jej mamy. Polubiłam dziadka, widać, że troszczy się o wnuczkę i chce dla niej jak najlepiej. Liczyłam tylko na trochę bardziej rozbudowane święta u Voldemorta i rolę Czarnego Pana :)
    I mam pytanie: na którym roku w Hogwarcie się to dzieje i czy po śmierci Syriusza?(to mnie głównie interesuje)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko dzieje się na szóstym roku, więc tak, Syriusz nie żyje.
      Czarny Pan będzie miał jeszcze coś do powiedzenia. Fajnie, że potrafię wzbudzać emocje. Dziadek miał trudniej w życiu, niż się wydaje.
      Pozdrawiam,
      Lilith 💜

      Usuń
  2. Hej ;)
    Nie powiem zagrałaś mi nieźle na emocjach. Ta przykra sytuacja z dziadkiem oraz mamą Hermiony. Bardzo mnie zaniepokoiło. Z kolei tajemniczy sojusznik Voldemorta i ta śmierć... nie no nieźle. Opisy jak zawsze na mistrzowskim poziomie. Nie ma równych. Dialogi są dobrze przemyślane. ;)
    Batgirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy zaczynałam pisać ten rozdział, nie miałam zamiaru grać na emocjach, tak jakoś wyszło. Z resztą, jest to jedynie kropla w morzu przyszłych przykrych sytuacji.
      Naprawdę mam aż tak dobre opisy? Nie spodziewałam się. Zwłaszcza, że sama nigdy nie byłam zbyt wielka fanką opisów, zwłaszcza tych długich... (Tolkien, uwielbiam cię, ale czasami przesadzasz). A propos dialogów, wieki zajmuje mi wymyślenie czegokolwiek tak, aby miało to ręce i nogi.
      Dzięki za komentarz i połechtanie mojego ego 😻
      Pozdrawiam,
      Lilith 💜

      Usuń
    2. Dziękuję za dedykację ;) zapomniałam wspomnieć pod tamtym komentarzem

      Usuń
  3. Przyznam całkiem szczerze, że wpadłam na tego bloga całkowicie przez przypadek, ale muszę przyznać, że naprawdę masz talent! ;) Przeczytałam kawałek pierwszego rozdziału, ale po chwili stwierdziłam, że zacznę czytać wszystko od początku i absolutnie nie żałuję! (Muszę przyznać całkiem szczerze, że też nie cierpię Rona i moim zdaniem jest postacią niezwykle irytującą, a niestety tak ważną we wszystkich tomach Harrego..) Sama niedawo zaczęłam tworzyć, założyłam bloga o tematyce czasów Huncwotów, a w szczególności Syriusza i Dorcas, więc jeśli znajdziesz chwilkę czasu to zapraszam serdecznie - http://meadowes-black.blogspot.com/ i skrycie liczę na szczerą opinię :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WOW (albo UaU, jak to bywało w pierwszych wydaniach Harry'ego Pottera), jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tych wszystkich miłych opinii. Bardzo mnie cieszy, że ci się spodobało.
      Jeśli chodzi o Rona, to po prostu nienawidzę zazdrości, a Rowling pokazała go jako postać niemalże skrajnie zazdrosną. Od początku mi się to nie podobało (Poza tym mam słabość do tych "złych").
      Postaram się znaleźć chwilę na przeczytanie. Nie obiecuję, że w najbliższym czasie.
      Pozdrawiam,
      Lilith 💜
      PS Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to rozdział pojawi się jeszcze w ten weekend ;)

      Usuń