Jedna z dwóch kobiet usiadła, nalała sobie bursztynowego płynu i przyjrzała się poczynaniom swojego przyjaciela. W miarę upływu czasu, zwiększającej się ilości alkoholu w jej organizmie i patrzeniu na niego dochodziła do wniosku, że nie grzeszy on inteligencją.
– Naprawdę sądzisz, że ten twój spacer w czymś pomoże? – odezwała się w końcu do niego, zwracając uwagę na przechadzającego się po dywanie mężczyznę. Próbował chyba przeszyć ją wzrokiem, ale z marnym skutkiem. Zatrzymał się w końcu i odpowiedział.
– A co twoim zdaniem powinienem zrobić? To on poprosił nas o spotkanie i się na nim nie pojawił.
Nie odpowiedziała, tylko dalej się mu przyglądała. W tym, co mówił, było sporo racji, jednak z drugiej strony przecież coś mogło się stać.
– To przecież do niego podobne – powiedziała druga kobieta. Stała przy oknie, więc musieli się odwrócić w jej stronę.
– O czym ty mówisz? – zwróciła się do niej ta pierwsza. To było zaskakujące. Ich przyjaciółka nigdy nie wyrażała się w ten sposób o żadnym z nich.
– Już wcześniej zdarzało mu się znikać, ale zawsze wracał. Nie rozumiem waszego nastawienia. – Z każdym wypowiedziany słowem zadziwiała ich coraz bardziej. Co się z nią stało? To było do niej niepodobne. Kiedyś starałaby się wszystkich uspokajać, a teraz...
– A czy pamiętasz, żeby choć raz nie pojawił się na umówionym spotkaniu?
– Nie, ale...
– Więc jakim prawem bagatelizujesz jego nieobecność?! – wybuchnęła.
Straciła panowanie nad sobą. Obiecała sobie, że do tego nie dopuści, ale naprawdę martwiła się o niego. Odkąd zaginęła jego córka, był jakiś nieswój. Już wcześniej znikał, ale teraz rzadkością było, żeby się pojawiał. Aż do wczorajszego wieczora, gdy się zjawił w zamku i poprosił o spotkanie.
– Spokojnie, moje panie – gdyby wzrok mógł zabijać, mężczyzna padłby martwy od dwóch spojrzeń.
Szatyn przejął się tym zbytnio i kontynuował:
– Rozumiem, że jesteście zdenerwowanie, ja także martwię się o naszego przyjaciela. Nie sądzę jednak, by takie kłótnie w czymkolwiek były pomocne.
Patrzyły na niego jak na idiotę... Czyli jak zwykle.
– I mówi to ten, który jest oazą spokoju – odezwała się pierwsza.
– No tak, przecież ty nigdy nie podniosłeś nawet głosu – zakpiła druga.
Mogły go sobie mieć, za kogo tylko chciały, ale ostatecznie to jego słowa rozluźniły atmosferę. On także martwił się o przyjaciela, mimo tego, że bardzo rzadko się ze sobą zgadzali. Już dawno odkrył jednak, że potrzebują siebie nawzajem. Uzupełniali się zarówno jako druhowie, jak i przeciwnicy.
W końcu wszyscy usiedli i postanowili umilić sobie czas oczekiwania. Pili wspominając czasy młodości i śmiejąc się z siebie nawzajem. Nie spostrzegli nawet, że minęły godziny, a na zewnątrz zaczęło już świtać. Zgodnie stwierdzili, że odpoczynek dobrze im zrobi, po czym zasnęli.
***
W tym samym czasie pewien człowiek wchodził właśnie do swojej posiadłości, zastanawiając się jak wytłumaczyć swoją nieobecność przyjaciołom. Nie należeli oni do najbardziej wyrozumiałych, ale może gdyby w skrócie opisał im to, co się wydarzyło... Nie był jednak pewny, czy jest w stanie się na to zdobyć. Przeżywanie tego wszystkiego od nowa wiązało się z wieloma nieprzyjemnościami. Mimo wszystko to byli jego jedyni przyjaciele i zasługiwali, chociażby na część prawdy.
Wszedł przez ogromne drzwi domu i nie zatrzymując się, ruszył w kierunku pokoju, w którym jego zdaniem powinni znajdować się spragnieni wyjaśnień ludzie. O ile jeszcze na niego czekają. Kroczył korytarzami, na których wisiały portery jego zmarłych przodków i krewnych. Zawsze zdawało mu się, że patrzą na niego z dezaprobatą, ale nigdy nie rozumiał dlaczego. Gdy dotarł wreszcie do celu i otworzył drzwi, oniemiał. Na kanapie spało troje czarodziejów. Wyraźnie nietrzeźwych czarodziejów. W innych okolicznościach pewnie by ich tak zostawił, ale dzisiaj postanowił zrobić inaczej. Wyjął z szat różdżkę i rzucił zaklęcie.
Efekt, tak jak się spodziewał, był natychmiastowy. Zerwali się na równe nogi cali mokrzy.
– Czyś ty zmysły postradał!? – wykrzyknął mężczyzna, usuwając z szaty resztki wody.
Kobiety stały w ciszy obok siebie z niezadowoleniem na twarzach. Pierwsza z nich wyjęła swoją różdżkę i osuszyła ubranie.
– Przepraszam, że was niepokoję, ale doszedłem do wniosku, że należą wam się wytłumaczenia z moich ostatnich nieobecności, a mam do zrobienia jeszcze coś bardzo ważnego – spojrzał na nich, a oni już wiedzieli, że stało się coś złego.
– Mów zatem – odezwała się ciemnowłosa, wciąż trzymając w ręce różdżkę.
– Otóż, jak wszyscy dobrze wiecie, niespełna rok temu zaginęła moja córka wraz ze swoim mężem. – Przytaknęli głowami. – Przez cały ten czas szukałem ich, niestety bez rezultatów... Aż do wczoraj – Cała trójka spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Dostałem wiadomość, że ktoś widział ich w pobliżu dawnego domu. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, ale postanowiłem to sprawdzić. Gdy dotarłem na miejsce, okazało się, że informator mówił prawdę. Byli tam, ale, niestety, nie sami. Znajdował tam się również inny człowiek. Nim cokolwiek zrobiłem, zabił ich oboje i uciekł. – Towarzyszka otworzyła usta, ale pod wpływem jego spojrzenia zamilkła. Nigdy nie widziała tak wielkiego chłodu w szarych oczach.– Próbowałem go znaleźć, ale miał maskę, więc nie mogłem go rozpoznać. Przeszukałem wszystkie znane mi kryjówki i w końcu go dopadłem.
Nie powiedział nic więc. Wszyscy stali w ciszy, patrząc na siebie, nie wiedząc, jak zareagować. Zastanawiała ich tylko postawa przyjaciela. Przecież właśnie stracił córkę. Czy nie powinien rozpaczać? Gdyby nie znali go tyle lat, pewnie dociekaliby podstępu, ale wspólnie doszli jednak do wniosku, że nie chce pokazać przed nimi słabości. Zawsze zgrywał silnego, nawet wtedy, gdy jego świat walił się w gruzy.
– A co z tą sprawą, o której mówiłeś? – zapytała jedna z kobiet.
– Pogrzeb... – To jedno słowo wystarczyło, aby samotna łza spłynęła po jego policzku. – Ale wiecie, co jest najgorsze?
Potrząsnęli przecząco głowami.
– Najgorsze jest to, że zrobiła to jedna z tych waszych ukochanych szlam, o których mówiliście, że nie stanowią żadnego zagrożenia.
Po wypowiedzeniu tego zdania wstał i wyszedł, a ich przyjaźń już nigdy więcej nie wyglądała tak samo.
Bardzo interesujący prolog. :O Choć znalazłam parę błędów, to jak na pierwszy raz jest naprawdę dobrze.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się akcja i nie waż się zawieszać tego bloga, bo wszystkie domy stracą punkty! :)
Ciekawie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zakończenie zwali z nóg.
UsuńPozdrawiam,
Lilith 💜
Przeczytałam z ciekawości i muszę stwierdzić, że nawet nawet. Czytając, zastanawiałam się, czemu mężczyzna zachowuje się, jakby nic się nie stało. Dobrze, że zostało uwzględnione, dlaczego tak jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Początek nie jest jakoś bardzo zachwycający i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie chcę nic zmieniać. Pierwotnie cała ta historia miała wyglądać nieco inaczej, a pierwsze wpisy są tego dużą częścią.
UsuńStaram się w miarę możliwości wyjaśniać wszystko co napiszę. Może nie od razu, ale z biegiem czasu na pewno. Chociaż wprowadzam taką ilość wątków, że obawiam się, iż mogę o którymś zapomnieć (Merlinie, dopomóż, aby nigdy do tego nie doszło!).
Mam nadzieję, że zostaniesz że mną na dłużej.
Pozdrawiam,
Lilith 💜
Cześć,
OdpowiedzUsuńDługo zabierałam się za twoje opowiadanie no ale w końcu postanowiłam je przeczytać! ;) Bardzo tajemniczy prolog, mam nadzieję że w następnych notkach więcej się wyjaśni ;)
Pozdrawiam!
Witam,
UsuńDziękuję, że jednak zdecydowałaś się dołączyć do grona czytelników i mam nadzieję, że pozostaniesz na dłużej.
Życzę satysfakcji z lektury ^.^
Lilith ♥